TŁUMACZENIE: Palina Apanovich
Niezbyt dobrze sformułowany feminizm socjalistyczny istniał w pewien sposób już od długiego czasu. Jesteś kobietą w społeczeństwie kapitalistycznym. Wkurzasz się: na pracę, rachunki, męża (obecnego lub byłego), szkołę dla dzieci, pracę domową, jak być ładną, jak nie być ładną, jak przyciągać wzrok, jak nie przyciągać wzroku (i tak w żadnym przypadku nie zostaniesz wysłuchana) itd. Kiedy myślisz o tych wszystkich kwestiach, ich dopasowaniu do siebie oraz jak można je zmienić, zaczynasz szukać słów, żeby zebrać swoje myśli do jakiejś skróconej formy, zwyczajnie musisz wpaść na termin „feminizm socjalistyczny”.
Wiele z nas właśnie taką drogą doszło do feminizmu socjalistycznego. Szukałyśmy terminu, frazy lub słowa które opisałoby wszystkie nasze obawy i zasady w sposób, w jaki nie mogły tego zrobić ani „feminizm”, ani „socjalistyczny”. Muszę przyznać, że większość socjalistycznych feministek, które znam, nie jest zadowolonych z tego terminu. Z jednej strony jest za długi (nie mam nadziei na wielki ruch społeczny z dwuwyrazową nazwą); z drugiej strony jest zdecydowanie za krótki jak na to, czym właściwie jest socjalistyczny, internacjonalistyczny, antyrasistowski, antyheteroseksistowski feminizm.
Problem z przyjmowaniem jakiejkolwiek łatki polega na natychmiastowym pojawieniu się aury „sekciarstwa”. „Feminizm socjalistyczny” staje się wyzwaniem, tajemnicą, problemem samym w sobie. Mamy prelegentki, konferencje, artykuły o „feminizmie socjalistycznym” – chociaż dobrze wiemy, że zarówno „socjalizm”, jak i „feminizm” są zbyt obszerne i inkluzywne, żeby być przedmiotami jakiegokolwiek sensownego wystąpienia, konferencji, artykułu. Wszyscy, łącznie z zadeklarowanymi feministkami socjalistycznymi, z niepokojem zadają sobie to pytanie: „czym jest feminizm socjalistyczny?”. Istnieje pewne oczekiwanie, że jest to (albo wkrótce zostanie, może po kolejnym wystąpieniu, konferencji lub artykule) genialna synteza w wymiarze światowym i historycznym – ewolucyjny skok wykraczający poza Marksa, Freuda i Wollstonecraft. Albo że to okaże się nic nie znaczyć, że to była tylko chwilowa moda, podchwycona przez kilka niezadowolonych feministek i socjalistek, chwilowe odwrócenie uwagi.
Chcę spróbować rozwiązać część tajemnic, które narosły wokół socjalistycznego feminizmu. Logicznym rozpoczęciem jest spojrzenie na socjalizm i feminizm z osobna. Jak socjalistka, a dokładniej marksistka, patrzy na świat? Jak robi to feministka? Na początek należy zaznaczyć, że marksizm i feminizm łączy jeden, bardzo ważny punkt: są krytycznymi sposobami patrzenia na świat. Obydwa niszczą powszechną mitologię i „zdroworozsądkową” mądrość i zmuszają nas do patrzenia na rzeczywistość w nowy sposób. Obydwa chcą zrozumieć świat – nie w kategoriach statycznej równowagi czy symetrii (jak w tradycyjnych naukach społecznych), ale w kategoriach antagonizmów. Doprowadzają do wniosków, które są jednocześnie drażniące i niepokojące, ale też wyzwalające. Mając poglądy marksistowskie lub feministyczne, nie można pozostawać jedynie widzem. Zrozumieć rzeczywistość obnażoną przez te analizy oznacza podjąć działania prowadzące do zmiany.
Marksizm odnosi się do dynamiki klasowej w społeczeństwie kapitalistycznym. Każdy badacz społeczny wie, że społeczeństwa kapitalistyczne charakteryzują się większą lub mniejszą nierównością systemową. Marksizm uważa, że nierówność ta bierze się z procesów właściwych kapitalizmowi jako systemowi ekonomicznemu. Mniejszość (klasa kapitalistyczna) posiada wszystkie fabryki, źródła energii, zasoby itd., od których zależy życie innych. Większość (klasa pracująca) musi pracować z konieczności, na warunkach narzuconych przez kapitalistów, za płace przez nich ustalane. Jako że kapitaliści zarabiają poprzez płacenie pracownikowi mniej, niż wynosi wartość, którą ten produkuje, relacja między tymi dwiema klasami to antagonizm. Kapitaliści zawdzięczają samo swoje istnienie ciągłemu wyzyskowi klasy pracowniczej. Tym, co podtrzymuje ten system rządów klasowych, jest siła. Klasa kapitalistyczna kontroluje (pośrednio lub bezpośrednio) państwowe środki przymusu – policję, więzienia itd. Tylko poprzez rewolucję, skierowaną na przejęcie władzy państwowej, klasa pracownicza – i ostatecznie cała ludzkość – może się wyzwolić.
Feminizm odnosi się do innej znanej nierówności. Wszystkie społeczeństwa ludzkie cechują się pewnym stopniem nierówności pomiędzy płciami. Jeśli spojrzymy na ludzkość w przekroju, obejmując historię i kontynenty, zobaczymy, że z reguły była charakteryzowana przez: podporządkowanie kobiet męskiej władzy, zarówno w rodzinie, jak i ogółem w społeczności; uprzedmiotowienie kobiet jako formy własności; podział pracy ze względu na płeć, w którym kobiety są ograniczone do takich czynności jak wychowanie dzieci, obsługiwanie dorosłych mężczyzn i określone (zwykle nisko prestiżowe) formy pracy produkcyjnej.
Feministki, uderzone niemal wszechobecnością tych zjawisk, szukały wyjaśnień w biologicznych „fundamentach”, leżących u podstaw niemal całej ludzkiej egzystencji. Mężczyźni średnio są fizycznie silniejsi od kobiet, zwłaszcza w porównaniu z kobietami ciężarnymi lub karmiącymi. Co więcej, mężczyźni mają moc sprawczą, by zapładniać kobiety. Dlatego formy, które przyjmuje nierówność płciowa – jakkolwiek różniące się pomiędzy kulturami – opierają się ostatecznie na wyraźnej przewadze fizycznej, którą mężczyźni mają nad kobietami. Oznacza to, że ostatecznie prowadzą do przemocy lub groźby jej użycia.
Pierwotne, biologiczne korzenie męskiej supremacji – faktyczna męska przemoc – są często regulowane przez prawa i konwencje, które wyznaczają stosunki między płciami w danej kulturze, lecz mimo tego – według analizy feministycznej – nie znikają. Możliwość męskiego ataku pozostaje stałym ostrzeżeniem dla „złych” (buntowniczych, agresywnych) kobiet, a te „dobre” doprowadza do współudziału w męskiej supremacji. Nagrodą za bycie „dobrą” („ładną”, uległą) jest obrona przed nieoczekiwaną męską przemocą i, w niektórych przypadkach, bezpieczeństwo ekonomiczne.
Marksizm niszczy teorię „demokracji” i jej „pluralizmu” i pokazuje system władzy klasowej, opartej na przymusowym wyzysku. Feminizm obala mity o „instynktach” i miłości romantycznej, by obnażyć rządy mężczyzn jako rządy siły. Obydwie analizy zmuszają nas do przyjrzenia się fundamentalnej niesprawiedliwości. Trzeba dokonać wyboru pomiędzy pomiędzy komfortem mitów albo, jak powiedział Marks, pracą na rzecz porządku społecznego, który nie wymaga mitów, by zostać utrzymanym.
Możliwe jest dodanie do siebie marksizmu i feminizmu i nazwanie efektu „feminizmem socjalistycznym”. Najprawdopodobniej tak przez większość czasu widzą go same feministki socjalistyczne – jako hybrydę, promującą feminizm w kręgach socjalistycznych, a socjalizm w feministycznych. Problem polega na tym, że ludzie nadal się zastanawiają „kim ona [feministka socjalistyczna – przyp. red] tak naprawdę jest?” lub żądają od nas wyjaśnienia „jaka jest główna sprzeczność?”. Te pytania, brzmiące tak autorytarnie i ograniczająco, często zatrzymują nas w miejscu, jakby mówiły: „podejmij wybór!”, „bądź albo jedną, albo drugą!” Ale my wiemy, że feminizm socjalistyczny jest spójny politycznie. Nie jesteśmy hybrydami ani osobami niezdecydowanymi.
Żeby otrzymać tę spójność polityczną, powinnyśmy się odróżniać – od innych feministek jako feministki i od innych marksistek jako marksistki. Musimy wyznaczyć (wybaczcie terminologię) socjalistyczno-feministyczny rodzaj feminizmu i socjalistyczno-feministyczny rodzaj socjalizmu. Tylko wtedy będzie możliwość złożenia wszystkiego w coś więcej, niż tylko niespójne zestawienie.
Myślę, że większość radykalnych i socjalistycznych feministek jak na razie zgodziłaby się z moją skrótową charakterystyką feminizmu. Problem z radykalnym feminizmem, z punktu widzenia socjalistycznego feminizmu, polega na tym, że nie rozwija się dalej. Zatrzymuje się na uniwersalności męskiej supremacji – rzeczywistość nigdy się tak naprawdę nie zmieniła; wszystkie systemy są patriarchalne; imperializm, militaryzm i kapitalizm są po prostu wyrazami wrodzonej męskiej agresji.
Z punktu widzenia feminizmu socjalistycznego problem nie polega tylko na tym, że pomija się w nim mężczyzn (i możliwość pojednania się z nimi na prawdziwie ludzkich i egalitarnych zasadach), ale też na tym, że przemilcza wiele kwestii związanych z kobietami. Przykładem jest odrzucenie państwa socjalistycznego, takiego jak Chiny, ze względu na „patriarchat” – jak słyszałam od radykalnych feministek – co ignoruje prawdziwą walkę i osiągnięcia milionów kobiet. Feministki socjalistyczne, pomimo zgody na to, że istnieje ponadczasowa i powszechna opresja kobiet, podkreślają, że przyjmuje ona różne formy w różnych miejscach i te różnice mają kluczowe znaczenie. Istnieje różnica pomiędzy społeczeństwem, w którym seksizm objawia się dziewczynkobójstwom, a takim, w którym przyjmuje formę zbyt niskiej reprezentacji w Komitecie Centralnym. I za tę różnicę warto umrzeć.
Jedną z historycznych odmian seksizmu, która powinna interesować wszystkie feministki, jest szereg zmian, które nastąpiły wraz z przejściem od społeczeństwa agrarnego do kapitalizmu przemysłowego. Nie jest to kwestia akademicka. System społeczny, który zastąpił kapitalizm przemysłowy, był patriarchalny, i tu wykorzystuję ten termin w jego pierwotnym znaczeniu – jako system, w którym produkcja skoncentrowana jest w gospodarstwie domowym, a przewodniczy jej najstarszy mężczyzna. Fakty są takie, że nadejście kapitalizmu przemysłowego usunęło grunt spod nóg patriarchatu. Produkcja przeniosła się do fabryk, a poszczególne osoby odłączały się od rodziny, żeby zostać „wolnymi” pracownikami najemnymi. Mówienie, że kapitalizm naruszył patriarchalną organizację produkcji i życia rodzinnego nie oznacza, oczywiście, że kapitalizm zniósł męską dominację! Pokazuje jednak, że pewne formy nierówności płciowych, których doświadczamy dzisiaj, są w znacznym stopniu nowym wynalazkiem. Ogromna historyczna przerwa oddziela nas od „prawdziwego” patriarchatu. Jeśli chcemy zrozumieć nasze doświadczenia jako współczesnych kobiet, powinniśmy brać pod uwagę kapitalizm jako system.
Są oczywiście inne sposoby, by dojść do tych samych wniosków. Mogłam po prostu powiedzieć, że my, jako feministki, jesteśmy najbardziej zainteresowane prześladowanymi kobietami – kobietami biednymi, z klasy robotniczej czy z krajów Trzeciego Świata – i dlatego musimy zrozumieć kapitalizm i mu się przeciwstawiać. Mogłam powiedzieć, że musimy zająć się systemem klasowym po prostu dlatego, że kobiety są członkiniami poszczególnych klas. Ale ja próbuję przekazać coś innego o naszej perspektywie jako feministek: nie da się zrozumieć wpływu seksizmu na nasze życie bez umieszczenia go w kontekście historii kapitalizmu.
Myślę, że większość socjalistycznych feministek również zgadzała się dotąd z moją skrótową charakterystyką marksizmu. I znowu problem polega na tym, że wiele osób (nazwę je „mechanicznymi marksistami”), nie rozwija problemów dalej. Dla nich jedynymi „prawdziwymi” i ważnymi kwestiami, które można zaobserwować w systemie kapitalistycznym, są te związane z procesem produkcji lub tradycyjną sferą polityczną. Z tego punktu widzenia każda inna część doświadczeń i egzystencji społecznej – sprawy związane z edukacją, seksualnością, odpoczynkiem, rodziną, sztuką, muzyką, obowiązki domowe (co tylko chcesz) – jest marginalna wobec centralnej dynamiki zmian społecznych; jest częścią „superstruktury” lub „kultury”.
Socjalistyczne feministki znajdują się w zupełnie innym obozie niż ci, których nazywam „mechanicznymi marksistami”. My (wraz z wieloma, wieloma marksistami, którzy nie są feministami) widzimy kapitalizm jako społeczną i kulturową całość. Rozumiemy, że w poszukiwaniu rynków kapitalizm jest napędzany do przenikania w każdy zakamarek ludzkiej egzystencji społecznej. Szczególnie w fazie kapitalizmu monopolistycznego z ekonomicznego punktu widzenia sfera konsumpcji jest równie ważna, co sfera produkcji. Nie możemy więc rozumieć walki klasowej jako czegoś ograniczonego tylko do kwestii wypłat i godzin albo problemów w miejscu pracy. Walka klasowa występuje wszędzie, gdzie dochodzi do konfliktów interesów klas, co obejmuje edukację, zdrowie, sztukę, muzykę, itd. Chcemy zmienić nie tylko właścicieli środków produkcji, lecz całokształt egzystencji społecznej.
Jako marksistki podchodzimy do feminizmu z zupełnie innej perspektywy, niż mechaniczni marksiści. Ponieważ widzimy kapitalizm monopolistyczny jako polityczną, ekonomiczną czy kulturalną całość, mamy w naszych marksistowskich ramach miejsce dla kwestii feministycznych, które pozornie nie mają nic wspólnego z produkcją lub „polityką”, ale są związane z rodziną, opieką zdrowotną, życiem „prywatnym”.
Ponadto w naszej odmianie marksizmu nie ma „kwestii kobiecej”, ponieważ nigdy nie uznaliśmy sprawy kobiet za „nadbudowę” lub cokolwiek innego. Mechaniczni marksiści rozważają kwestię kobiet pozbawionych wynagrodzenia (pań domu): czy naprawdę są one częścią klasy robotniczej? Czy zatem rzeczywiście wytwarzają wartość dodatkową? Twierdzimy, oczywiście, że kobiety zajmujące się domem są członkiniami klasy robotniczej – nie dlatego, że mamy jakieś szczegółowe dowody wytwarzania przez nie wartości dodatkowej, ale dlatego, że rozumiemy klasę jako grupę ludzi, mającą życie społeczne zupełnie odrębne od zdominowanej przez kapitalizm sfery produkcji. Gdy myślimy o klasie w ten sposób, widzimy, że kobiety, które wydają się być najbardziej zmarginalizowanymi, są w samym centrum swojej klasy – wychowują dzieci, trzymają razem rodziny, utrzymują kulturalne i społeczne sieci wspólnoty.
Wychodzimy z takiego rodzaju feminizmu i takiego rodzaju marksizmu, które mają wspólne interesy. Myślę, że teraz możemy zobaczyć, dlaczego feminizm socjalistyczny jest tak zaskakujący. Idea feminizmu socjalistycznego jest prawdziwą zagadką lub paradoksem, jeżeli feminizm oznacza dla ciebie to, co nazwałam „mechanicznym marksizmem”, i uważasz go za ahistoryczny typ radykalnego feminizmu. Te rzeczy po prostu do siebie nie pasują, nie mają ze sobą nic wspólnego.
Lecz jeśli połączyć ze sobą inny rodzaj socjalizmu i inny rodzaj feminizmu – takie, które próbowałam tu opisać – powstaje wspólna płaszczyzna, która obecnie jest jedną z najważniejszych aspektów feminizmu socjalistycznego. Jest to przestrzeń wolna od ograniczeń okrojonego rodzaju feminizmu i skróconej wersji marksizmu, w której możemy rozwijać strukturę działania, która rozwiąże polityczną, ekonomiczną i kulturową wszechobecność społeczeństwa monopolistycznego kapitalizmu. Mogłyśmy posunąć się tylko do pewnego momentu z dostępnymi rodzajami feminizmu i konwencjonalnym marksizmem, a potem zaszła potrzeba wyjścia poza to, co jest tak ograniczające i niepełne w swoim spojrzeniu na świat. Musiałyśmy przyjąć nową nazwę, „feminizm socjalistyczny”, żeby okazać determinację w zrozumieniu całości naszego doświadczenia i stworzyć politykę, która odzwierciedla całość tego rozumowania.
Nie chcę jednak sprowadzać teorii feminizmu socjalistycznego do „przestrzeni” albo wspólnej płaszczyzny. Ta „ziemia” coś rodzi. Jesteśmy coraz bliżej syntezy płci i klasy, kapitalizmu i męskiej dominacji w naszym rozumieniu, niż byłyśmy kilka lat temu. Tutaj wskażę bardzo ogólnie jeden przykład takiego toku myślenia:
- Marksistowskie i feministyczne rozumowanie oparte na poglądzie, że dominacja klasowa i płciowa ostatecznie opierają się na sile, jest prawidłowe i pozostaje jedną z najbardziej miażdżących krytyk społeczeństw kapitalistycznych i seksistowskich. W tym „ostatecznie” mieści się jednak wiele kontekstów. Codziennie wiele osób godzi się na supremację płciową i klasową, nie będąc trzymanymi w ryzach przez groźbę przemocy, a często nawet bez zagrożenia strat materialnych.
- W takim wypadku ważne jest zrozumienie co, jeśli nie bezpośrednia przemoc, utrzymuje taki stan rzeczy. W przypadku klasy zostało napisane już dużo o tym, dlaczego robotnikom w USA brakuje bojowej świadomości klasowej. Na pewno podziały etniczne, zwłaszcza podział na białych i czarnych, są kluczowym elementem odpowiedzi. Śmiem jednak twierdzić, że oprócz bycia podzieloną, klasa robotnicza jest również rozbita społecznie. Dzielnice klasy pracującej zostały zniszczone i pozostawione na pastwę degradacji; życie stało się coraz bardziej zindywidualizowane i zwrócone do wewnątrz; umiejętności, które niegdyś posiadała klasa pracująca, zostały wywłaszczone przez klasę kapitalistów, a kontrolowana przez nich „kultura masowa” wypiera niemal całą rodzimą kulturę i instytucje klasy pracującej. Zamiast kolektywności i samodzielności klasy panuje wzajemna izolacja i zbiorowa zależność od klasy kapitalistycznej.
- Ubezwłasnowolnienie kobiet w sposób charakterystyczny dla społeczeństw późnego kapitalizmu było kluczowe dla procesu rozbicia klasowego. Mówiąc inaczej, siły, które zatomizowały życie klasy robotniczej i rozreklamowały kulturowe i materialne uzależnienie od klasy kapitalistycznej to te same siły, które służyły utrwaleniu podporządkowania kobiet. To kobiety są najbardziej wyizolowane w coraz bardziej prywatyzowanym życiu rodzinnym (nawet jeśli pracują poza domem). W wielu kluczowych przypadkach to umiejętności kobiet (produkcyjne, lecznicze, położnicze) zostały zdyskredytowane lub zakazane, aby zrobić miejsce dla towarów. To właśnie kobiety są przede wszystkim zachęcane do bycia całkowicie pasywnymi, niekrytycznymi czy zależnymi (tj. „kobiecymi”) w obliczu wszechobecnego kapitalistycznego penetrowania życia prywatnego. Historycznie penetracja życia klasy pracującej przez późny kapitalizm wybierała kobiety jako główne cele pacyfikacji i„feminizacji” – ponieważ to one są nosicielkami kultury swojej klasy.
- Co za tym idzie, istnieje fundamentalne powiązanie pomiędzy walką kobiet i tradycyjną walką klas. Nie wszystkie zmagania kobiet były z natury antykapitalistyczne (zwłaszcza te, które były nakierowane jedynie na zwiększenie władzy i bogactwa poszczególnych grup kobiet), ale wszystkie te, które budują kolektywność i zbiorową pewność siebie wśród kobiet, są niezwykle ważne dla budowania świadomości klasowej. Z drugiej strony nie każde zmaganie klasowe ma w sobie z natury antyseksistowski wydźwięk (zwłaszcza te, które trwają przy preindustrialnych patriarchalnych wartościach), ale wszystkie te, które dążą do budowania społecznej i kulturowej autonomii klasy pracującej, są nieodłącznie związane z walką o wyzwolenie kobiet.
To, w bardzo ogólnych zarysach, jest jeden z kierunków, w jakim podąża analiza socjalistycznego feminizmu. Nikt nie oczekuje, że pojawi się synteza, która złączy socjalistyczną i feministyczną walkę w jedną całość. Skrócone podsumowania, które podałam wcześniej, zachowują swoją „ostateczną” prawdę: są pewne kluczowe aspekty dominacji kapitalistycznej (takie jak opresja rasowa), których czysto feministyczna perspektywa po prostu nie jest w stanie uwzględnić ani poradzić sobie z nimi bez zniekształceń. Istnieją też kluczowe aspekty opresji seksualnej (takie jak przemoc mężczyzn w rodzinie), do których myślenie socjalistyczne ma niewiele wglądu – a jeśli już, to również na pewno nie bez naciągania i deformacji. Stąd potrzeba, by nadal istniały socjalistki i feministki. Istnieje już wystarczająca synteza – zarówno w tym, co myślimy, jak i w tym, co robimy – byśmy mogły zacząć mieć tożsamość zbudowaną na pewności siebie jako socjalistyczne feministki.
Tekst oryginalny:
https://monthlyreviewarchives.org/index.php/mr/article/view/MR-057-03-2005-07_4