Czym jest feminizm socjalistyczny?

TŁUMACZENIE: Pali­na Apanovich


Nie­zbyt dobrze sfor­mu­ło­wa­ny femi­nizm socja­li­stycz­ny ist­niał w pewien spo­sób już od dłu­gie­go cza­su. Jesteś kobie­tą w spo­łe­czeń­stwie kapi­ta­li­stycz­nym. Wku­rzasz się: na pra­cę, rachun­ki, męża (obec­ne­go lub byłe­go), szko­łę dla dzie­ci, pra­cę domo­wą, jak być ład­ną, jak nie być ład­ną, jak przy­cią­gać wzrok, jak nie przy­cią­gać wzro­ku (i tak w żad­nym przy­pad­ku nie zosta­niesz wysłu­cha­na) itd. Kie­dy myślisz o tych wszyst­kich kwe­stiach, ich dopa­so­wa­niu do sie­bie oraz jak moż­na je zmie­nić, zaczy­nasz szu­kać słów, żeby zebrać swo­je myśli do jakiejś skró­co­nej for­my, zwy­czaj­nie musisz wpaść na ter­min „femi­nizm socjalistyczny”.

Wie­le z nas wła­śnie taką dro­gą doszło do femi­ni­zmu socja­li­stycz­ne­go. Szu­ka­ły­śmy ter­mi­nu, fra­zy lub sło­wa któ­re opi­sa­ło­by wszyst­kie nasze oba­wy i zasa­dy w spo­sób, w jaki nie mogły tego zro­bić ani „femi­nizm”, ani „socja­li­stycz­ny”. Muszę przy­znać, że więk­szość socja­li­stycz­nych femi­ni­stek, któ­re znam, nie jest zado­wo­lo­nych z tego ter­mi­nu. Z jed­nej stro­ny jest za dłu­gi (nie mam nadziei na wiel­ki ruch spo­łecz­ny z dwu­wy­ra­zo­wą nazwą); z dru­giej stro­ny jest zde­cy­do­wa­nie za krót­ki jak na to, czym wła­ści­wie jest socja­li­stycz­ny, inter­na­cjo­na­li­stycz­ny, anty­ra­si­stow­ski, anty­he­te­ro­sek­si­stow­ski feminizm.

Pro­blem z przyj­mo­wa­niem jakiej­kol­wiek łat­ki pole­ga na natych­mia­sto­wym poja­wie­niu się aury „sek­ciar­stwa”. „Femi­nizm socja­li­stycz­ny” sta­je się wyzwa­niem, tajem­ni­cą, pro­ble­mem samym w sobie. Mamy pre­le­gent­ki, kon­fe­ren­cje, arty­ku­ły o „femi­ni­zmie socja­li­stycz­nym” – cho­ciaż dobrze wie­my, że zarów­no „socja­lizm”, jak i „femi­nizm” są zbyt obszer­ne i inklu­zyw­ne, żeby być przed­mio­ta­mi jakie­go­kol­wiek sen­sow­ne­go wystą­pie­nia, kon­fe­ren­cji, arty­ku­łu. Wszy­scy, łącz­nie z zade­kla­ro­wa­ny­mi femi­nist­ka­mi socja­li­stycz­ny­mi, z nie­po­ko­jem zada­ją sobie to pyta­nie: „czym jest femi­nizm socja­li­stycz­ny?”. Ist­nie­je pew­ne ocze­ki­wa­nie, że jest to (albo wkrót­ce zosta­nie, może po kolej­nym wystą­pie­niu, kon­fe­ren­cji lub arty­ku­le) genial­na syn­te­za w wymia­rze świa­to­wym i histo­rycz­nym – ewo­lu­cyj­ny skok wykra­cza­ją­cy poza Mark­sa, Freu­da i Wol­l­sto­ne­craft. Albo że to oka­że się nic nie zna­czyć, że to była tyl­ko chwi­lo­wa moda, pod­chwy­co­na przez kil­ka nie­za­do­wo­lo­nych femi­ni­stek i socja­li­stek, chwi­lo­we odwró­ce­nie uwagi.

Chcę spró­bo­wać roz­wią­zać część tajem­nic, któ­re naro­sły wokół socja­li­stycz­ne­go femi­ni­zmu. Logicz­nym roz­po­czę­ciem jest spoj­rze­nie na socja­lizm i femi­nizm z osob­na. Jak socja­list­ka, a dokład­niej mark­sist­ka, patrzy na świat? Jak robi to femi­nist­ka? Na począ­tek nale­ży zazna­czyć, że mark­sizm i femi­nizm łączy jeden, bar­dzo waż­ny punkt: są kry­tycz­ny­mi spo­so­ba­mi patrze­nia na świat. Oby­dwa nisz­czą powszech­ną mito­lo­gię i „zdro­wo­roz­sąd­ko­wą” mądrość i zmu­sza­ją nas do patrze­nia na rze­czy­wi­stość w nowy spo­sób. Oby­dwa chcą zro­zu­mieć świat – nie w kate­go­riach sta­tycz­nej rów­no­wa­gi czy syme­trii (jak w tra­dy­cyj­nych naukach spo­łecz­nych), ale w kate­go­riach anta­go­ni­zmów. Dopro­wa­dza­ją do wnio­sków, któ­re są jed­no­cze­śnie draż­nią­ce i nie­po­ko­ją­ce, ale też wyzwa­la­ją­ce. Mając poglą­dy mark­si­stow­skie lub femi­ni­stycz­ne, nie moż­na pozo­sta­wać jedy­nie widzem. Zro­zu­mieć rze­czy­wi­stość obna­żo­ną przez te ana­li­zy ozna­cza pod­jąć dzia­ła­nia pro­wa­dzą­ce do zmiany.

Mark­sizm odno­si się do dyna­mi­ki kla­so­wej w spo­łe­czeń­stwie kapi­ta­li­stycz­nym. Każ­dy badacz spo­łecz­ny wie, że spo­łe­czeń­stwa kapi­ta­li­stycz­ne cha­rak­te­ry­zu­ją się więk­szą lub mniej­szą nie­rów­no­ścią sys­te­mo­wą. Mark­sizm uwa­ża, że nie­rów­ność ta bie­rze się z pro­ce­sów wła­ści­wych kapi­ta­li­zmo­wi jako sys­te­mo­wi eko­no­micz­ne­mu. Mniej­szość (kla­sa kapi­ta­li­stycz­na) posia­da wszyst­kie fabry­ki, źró­dła ener­gii, zaso­by itd., od któ­rych zale­ży życie innych. Więk­szość (kla­sa pra­cu­ją­ca) musi pra­co­wać z koniecz­no­ści, na warun­kach narzu­co­nych przez kapi­ta­li­stów, za pła­ce przez nich usta­la­ne. Jako że kapi­ta­li­ści zara­bia­ją poprzez pła­ce­nie pra­cow­ni­ko­wi mniej, niż wyno­si war­tość, któ­rą ten pro­du­ku­je, rela­cja mię­dzy tymi dwie­ma kla­sa­mi to anta­go­nizm. Kapi­ta­li­ści zawdzię­cza­ją samo swo­je ist­nie­nie cią­głe­mu wyzy­sko­wi kla­sy pra­cow­ni­czej.  Tym, co pod­trzy­mu­je ten sys­tem rzą­dów kla­so­wych, jest siła. Kla­sa kapi­ta­li­stycz­na kon­tro­lu­je (pośred­nio lub bez­po­śred­nio) pań­stwo­we środ­ki przy­mu­su – poli­cję, wię­zie­nia itd. Tyl­ko poprzez rewo­lu­cję, skie­ro­wa­ną na prze­ję­cie wła­dzy pań­stwo­wej, kla­sa pra­cow­ni­cza – i osta­tecz­nie cała ludz­kość – może się wyzwolić.

Femi­nizm odno­si się do innej zna­nej nie­rów­no­ści. Wszyst­kie spo­łe­czeń­stwa ludz­kie cechu­ją się pew­nym stop­niem nie­rów­no­ści pomię­dzy płcia­mi. Jeśli spoj­rzy­my na ludz­kość w prze­kro­ju, obej­mu­jąc histo­rię i kon­ty­nen­ty, zoba­czy­my, że z regu­ły była cha­rak­te­ry­zo­wa­na przez: pod­po­rząd­ko­wa­nie kobiet męskiej wła­dzy, zarów­no w rodzi­nie, jak i ogó­łem w spo­łecz­no­ści; uprzed­mio­to­wie­nie kobiet jako for­my wła­sno­ści; podział pra­cy ze wzglę­du na płeć, w któ­rym kobie­ty są ogra­ni­czo­ne do takich czyn­no­ści jak wycho­wa­nie dzie­ci, obsłu­gi­wa­nie doro­słych męż­czyzn i okre­ślo­ne (zwy­kle nisko pre­sti­żo­we) for­my pra­cy produkcyjnej.

Femi­nist­ki, ude­rzo­ne nie­mal wszech­obec­no­ścią tych zja­wisk, szu­ka­ły wyja­śnień w bio­lo­gicz­nych „fun­da­men­tach”, leżą­cych u pod­staw nie­mal całej ludz­kiej egzy­sten­cji. Męż­czyź­ni śred­nio są fizycz­nie sil­niej­si od kobiet, zwłasz­cza w porów­na­niu z kobie­ta­mi cię­żar­ny­mi lub kar­mią­cy­mi. Co wię­cej, męż­czyź­ni mają moc spraw­czą, by zapład­niać kobie­ty. Dla­te­go for­my, któ­re przyj­mu­je nie­rów­ność płcio­wa – jak­kol­wiek róż­nią­ce się pomię­dzy kul­tu­ra­mi – opie­ra­ją się osta­tecz­nie na wyraź­nej prze­wa­dze fizycz­nej, któ­rą męż­czyź­ni mają nad kobie­ta­mi. Ozna­cza to, że osta­tecz­nie pro­wa­dzą do prze­mo­cy lub groź­by jej użycia.

Pier­wot­ne, bio­lo­gicz­ne korze­nie męskiej supre­ma­cji – fak­tycz­na męska prze­moc – są czę­sto regu­lo­wa­ne przez pra­wa i kon­wen­cje, któ­re wyzna­cza­ją sto­sun­ki mię­dzy płcia­mi w danej kul­tu­rze, lecz mimo tego – według ana­li­zy femi­ni­stycz­nej – nie zni­ka­ją. Moż­li­wość męskie­go ata­ku pozo­sta­je sta­łym ostrze­że­niem dla „złych” (bun­tow­ni­czych, agre­syw­nych) kobiet, a te „dobre” dopro­wa­dza do współ­udzia­łu w męskiej supre­ma­cji. Nagro­dą za bycie „dobrą” („ład­ną”, ule­głą) jest obro­na przed nie­ocze­ki­wa­ną męską prze­mo­cą i, w nie­któ­rych przy­pad­kach, bez­pie­czeń­stwo ekonomiczne.

Mark­sizm nisz­czy teo­rię „demo­kra­cji” i jej „plu­ra­li­zmu” i poka­zu­je sys­tem wła­dzy kla­so­wej, opar­tej na przy­mu­so­wym wyzy­sku. Femi­nizm oba­la mity o „instynk­tach” i miło­ści roman­tycz­nej, by obna­żyć rzą­dy męż­czyzn jako rzą­dy siły. Oby­dwie ana­li­zy zmu­sza­ją nas do przyj­rze­nia się fun­da­men­tal­nej nie­spra­wie­dli­wo­ści. Trze­ba doko­nać wybo­ru pomię­dzy pomię­dzy kom­for­tem mitów albo, jak powie­dział Marks, pra­cą na rzecz porząd­ku spo­łecz­ne­go, któ­ry nie wyma­ga mitów, by zostać utrzymanym.

Moż­li­we jest doda­nie do sie­bie mark­si­zmu i femi­ni­zmu i nazwa­nie efek­tu „femi­ni­zmem socja­li­stycz­nym”. Naj­praw­do­po­dob­niej tak przez więk­szość cza­su widzą go same femi­nist­ki socja­li­stycz­ne – jako hybry­dę, pro­mu­ją­cą femi­nizm w krę­gach socja­li­stycz­nych, a socja­lizm w femi­ni­stycz­nych. Pro­blem pole­ga na tym, że ludzie nadal się zasta­na­wia­ją „kim ona [femi­nist­ka socja­li­stycz­na – przyp. red] tak napraw­dę jest?” lub żąda­ją od nas wyja­śnie­nia „jaka jest głów­na sprzecz­ność?”. Te pyta­nia, brzmią­ce tak auto­ry­tar­nie i ogra­ni­cza­ją­co, czę­sto zatrzy­mu­ją nas w miej­scu, jak­by mówi­ły: „podej­mij wybór!”, „bądź albo jed­ną, albo dru­gą!” Ale my wie­my, że femi­nizm socja­li­stycz­ny jest spój­ny poli­tycz­nie. Nie jeste­śmy hybry­da­mi ani oso­ba­mi niezdecydowanymi.

Żeby otrzy­mać tę spój­ność poli­tycz­ną, powin­ny­śmy się odróż­niać – od innych femi­ni­stek jako femi­nist­ki i od innych mark­si­stek jako mark­sist­ki. Musi­my wyzna­czyć (wybacz­cie ter­mi­no­lo­gię) socja­li­stycz­no-femi­ni­stycz­ny rodzaj femi­ni­zmu i socja­li­stycz­no-femi­ni­stycz­ny rodzaj socja­li­zmu. Tyl­ko wte­dy będzie moż­li­wość zło­że­nia wszyst­kie­go w coś wię­cej, niż tyl­ko nie­spój­ne zestawienie.

Myślę, że więk­szość rady­kal­nych i socja­li­stycz­nych femi­ni­stek jak na razie zgo­dzi­ła­by się z moją skró­to­wą cha­rak­te­ry­sty­ką femi­ni­zmu. Pro­blem z rady­kal­nym femi­ni­zmem, z punk­tu widze­nia socja­li­stycz­ne­go femi­ni­zmu, pole­ga na tym, że nie roz­wi­ja się dalej. Zatrzy­mu­je się na uni­wer­sal­no­ści męskiej supre­ma­cji – rze­czy­wi­stość nigdy się tak napraw­dę nie zmie­ni­ła; wszyst­kie sys­te­my są patriar­chal­ne; impe­ria­lizm, mili­ta­ryzm i kapi­ta­lizm są po pro­stu wyra­za­mi wro­dzo­nej męskiej agresji.

Z punk­tu widze­nia femi­ni­zmu socja­li­stycz­ne­go pro­blem nie pole­ga tyl­ko na tym, że pomi­ja się w nim męż­czyzn (i moż­li­wość  pojed­na­nia się z nimi na praw­dzi­wie ludz­kich i ega­li­tar­nych zasa­dach), ale też na tym, że prze­mil­cza wie­le kwe­stii zwią­za­nych z kobie­ta­mi. Przy­kła­dem jest odrzu­ce­nie pań­stwa socja­li­stycz­ne­go, takie­go jak Chi­ny, ze wzglę­du na „patriar­chat” – jak sły­sza­łam od rady­kal­nych femi­ni­stek – co igno­ru­je praw­dzi­wą wal­kę i osią­gnię­cia milio­nów kobiet. Femi­nist­ki socja­li­stycz­ne, pomi­mo zgo­dy na to, że ist­nie­je ponad­cza­so­wa i powszech­na opre­sja kobiet, pod­kre­śla­ją, że przyj­mu­je ona róż­ne for­my w róż­nych miej­scach i te róż­ni­ce mają klu­czo­we zna­cze­nie. Ist­nie­je róż­ni­ca pomię­dzy spo­łe­czeń­stwem, w któ­rym sek­sizm obja­wia się dziew­czyn­ko­bój­stwom, a takim, w któ­rym przyj­mu­je for­mę zbyt niskiej repre­zen­ta­cji w Komi­te­cie Cen­tral­nym. I za tę róż­ni­cę war­to umrzeć.

Jed­ną z histo­rycz­nych odmian sek­si­zmu, któ­ra powin­na inte­re­so­wać wszyst­kie femi­nist­ki, jest sze­reg zmian, któ­re nastą­pi­ły wraz z przej­ściem od spo­łe­czeń­stwa agrar­ne­go do kapi­ta­li­zmu prze­my­sło­we­go.  Nie jest to kwe­stia  aka­de­mic­ka. Sys­tem spo­łecz­ny, któ­ry zastą­pił kapi­ta­lizm prze­my­sło­wy, był patriar­chal­ny, i tu wyko­rzy­stu­ję ten ter­min w jego pier­wot­nym zna­cze­niu – jako sys­tem, w któ­rym pro­duk­cja skon­cen­tro­wa­na jest w gospo­dar­stwie domo­wym, a prze­wod­ni­czy jej naj­star­szy męż­czy­zna. Fak­ty są takie, że nadej­ście kapi­ta­li­zmu prze­my­sło­we­go usu­nę­ło grunt spod nóg patriar­cha­tu. Pro­duk­cja prze­nio­sła się do fabryk, a poszcze­gól­ne oso­by odłą­cza­ły się od rodzi­ny, żeby zostać „wol­ny­mi” pra­cow­ni­ka­mi najem­ny­mi. Mówie­nie, że kapi­ta­lizm naru­szył patriar­chal­ną orga­ni­za­cję pro­duk­cji i życia rodzin­ne­go nie ozna­cza, oczy­wi­ście, że kapi­ta­lizm zniósł męską domi­na­cję! Poka­zu­je jed­nak, że pew­ne for­my nie­rów­no­ści płcio­wych, któ­rych doświad­cza­my dzi­siaj, są w znacz­nym stop­niu nowym wyna­laz­kiem. Ogrom­na histo­rycz­na prze­rwa oddzie­la nas od „praw­dzi­we­go” patriar­cha­tu. Jeśli chce­my zro­zu­mieć nasze doświad­cze­nia jako współ­cze­snych kobiet, powin­ni­śmy brać pod uwa­gę kapi­ta­lizm jako system.

Są oczy­wi­ście inne spo­so­by, by dojść do tych samych wnio­sków. Mogłam po pro­stu powie­dzieć, że my, jako femi­nist­ki, jeste­śmy naj­bar­dziej zain­te­re­so­wa­ne prze­śla­do­wa­ny­mi kobie­ta­mi – kobie­ta­mi bied­ny­mi, z kla­sy robot­ni­czej czy z kra­jów Trze­cie­go Świa­ta –  i dla­te­go musi­my zro­zu­mieć kapi­ta­lizm i mu się prze­ciw­sta­wiać. Mogłam powie­dzieć, że musi­my zająć się sys­te­mem kla­so­wym po pro­stu dla­te­go, że kobie­ty są człon­ki­nia­mi poszcze­gól­nych klas. Ale ja pró­bu­ję prze­ka­zać coś inne­go o naszej per­spek­ty­wie jako femi­ni­stek: nie da się zro­zu­mieć wpły­wu sek­si­zmu na nasze życie bez umiesz­cze­nia go w kon­tek­ście histo­rii kapitalizmu.

Myślę, że więk­szość socja­li­stycz­nych femi­ni­stek rów­nież zga­dza­ła się dotąd z moją skró­to­wą cha­rak­te­ry­sty­ką mark­si­zmu. I zno­wu pro­blem pole­ga na tym, że wie­le osób (nazwę je „mecha­nicz­ny­mi mark­si­sta­mi”), nie roz­wi­ja pro­ble­mów dalej. Dla nich jedy­ny­mi „praw­dzi­wy­mi” i waż­ny­mi kwe­stia­mi, któ­re moż­na zaob­ser­wo­wać w sys­te­mie kapi­ta­li­stycz­nym, są te zwią­za­ne z pro­ce­sem pro­duk­cji lub tra­dy­cyj­ną sfe­rą poli­tycz­ną. Z tego punk­tu widze­nia każ­da inna część doświad­czeń i egzy­sten­cji spo­łecz­nej – spra­wy zwią­za­ne z edu­ka­cją, sek­su­al­no­ścią, odpo­czyn­kiem, rodzi­ną, sztu­ką, muzy­ką, obo­wiąz­ki domo­we (co tyl­ko chcesz) – jest mar­gi­nal­na wobec cen­tral­nej dyna­mi­ki zmian spo­łecz­nych; jest czę­ścią „super­struk­tu­ry” lub „kul­tu­ry”.

Socja­li­stycz­ne femi­nist­ki znaj­du­ją się w zupeł­nie innym obo­zie niż ci, któ­rych nazy­wam „mecha­nicz­ny­mi mark­si­sta­mi”. My (wraz z wie­lo­ma, wie­lo­ma mark­si­sta­mi, któ­rzy nie są femi­ni­sta­mi) widzi­my kapi­ta­lizm jako spo­łecz­ną i kul­tu­ro­wą całość. Rozu­mie­my, że w poszu­ki­wa­niu ryn­ków kapi­ta­lizm jest napę­dza­ny do prze­ni­ka­nia w każ­dy zaka­ma­rek ludz­kiej egzy­sten­cji spo­łecz­nej. Szcze­gól­nie w fazie kapi­ta­li­zmu mono­po­li­stycz­ne­go z eko­no­micz­ne­go punk­tu widze­nia sfe­ra kon­sump­cji jest rów­nie waż­na, co sfe­ra pro­duk­cji. Nie może­my więc rozu­mieć wal­ki kla­so­wej jako cze­goś ogra­ni­czo­ne­go tyl­ko do kwe­stii wypłat i godzin albo pro­ble­mów w miej­scu pra­cy. Wal­ka kla­so­wa wystę­pu­je wszę­dzie, gdzie docho­dzi do kon­flik­tów inte­re­sów klas, co obej­mu­je edu­ka­cję, zdro­wie, sztu­kę, muzy­kę, itd. Chce­my zmie­nić nie tyl­ko wła­ści­cie­li środ­ków pro­duk­cji, lecz cało­kształt egzy­sten­cji społecznej.

Jako mark­sist­ki pod­cho­dzi­my do femi­ni­zmu z zupeł­nie innej per­spek­ty­wy, niż mecha­nicz­ni mark­si­ści. Ponie­waż widzi­my kapi­ta­lizm mono­po­li­stycz­ny jako poli­tycz­ną, eko­no­micz­ną czy kul­tu­ral­ną całość, mamy w naszych mark­si­stow­skich ramach miej­sce dla kwe­stii femi­ni­stycz­nych, któ­re pozor­nie nie mają nic wspól­ne­go z pro­duk­cją lub „poli­ty­ką”, ale są zwią­za­ne z rodzi­ną, opie­ką zdro­wot­ną, życiem „pry­wat­nym”.

Ponad­to w naszej odmia­nie mark­si­zmu nie ma „kwe­stii kobie­cej”, ponie­waż nigdy nie uzna­li­śmy spra­wy kobiet za „nad­bu­do­wę” lub cokol­wiek inne­go. Mecha­nicz­ni mark­si­ści roz­wa­ża­ją kwe­stię kobiet pozba­wio­nych wyna­gro­dze­nia (pań domu): czy napraw­dę są one czę­ścią kla­sy robot­ni­czej? Czy zatem rze­czy­wi­ście wytwa­rza­ją war­tość dodat­ko­wą? Twier­dzi­my, oczy­wi­ście, że kobie­ty zaj­mu­ją­ce się domem są człon­ki­nia­mi kla­sy robot­ni­czej – nie dla­te­go, że mamy jakieś szcze­gó­ło­we dowo­dy wytwa­rza­nia przez nie war­to­ści dodat­ko­wej, ale dla­te­go, że rozu­mie­my kla­sę jako gru­pę ludzi, mają­cą życie spo­łecz­ne zupeł­nie odręb­ne od zdo­mi­no­wa­nej przez kapi­ta­lizm sfe­ry pro­duk­cji. Gdy myśli­my o kla­sie w ten spo­sób, widzi­my, że kobie­ty, któ­re wyda­ją się być naj­bar­dziej zmar­gi­na­li­zo­wa­ny­mi, są w samym cen­trum swo­jej kla­sy – wycho­wu­ją dzie­ci, trzy­ma­ją razem rodzi­ny, utrzy­mu­ją kul­tu­ral­ne i spo­łecz­ne sie­ci wspólnoty.

Wycho­dzi­my z takie­go rodza­ju femi­ni­zmu i takie­go rodza­ju mark­si­zmu, któ­re mają wspól­ne inte­re­sy. Myślę, że teraz może­my zoba­czyć, dla­cze­go femi­nizm socja­li­stycz­ny jest tak zaska­ku­ją­cy. Idea femi­ni­zmu socja­li­stycz­ne­go jest praw­dzi­wą zagad­ką lub para­dok­sem, jeże­li femi­nizm ozna­cza dla cie­bie to, co nazwa­łam „mecha­nicz­nym mark­si­zmem”, i uwa­żasz go za  ahi­sto­rycz­ny typ rady­kal­ne­go femi­ni­zmu. Te rze­czy po pro­stu do sie­bie nie pasu­ją, nie mają ze sobą nic wspólnego.

Lecz jeśli połą­czyć ze sobą inny rodzaj socja­li­zmu i inny rodzaj femi­ni­zmu – takie, któ­re pró­bo­wa­łam tu opi­sać – powsta­je wspól­na płasz­czy­zna, któ­ra obec­nie jest jed­ną z naj­waż­niej­szych aspek­tów femi­ni­zmu socja­li­stycz­ne­go. Jest to prze­strzeń wol­na od ogra­ni­czeń okro­jo­ne­go rodza­ju femi­ni­zmu i skró­co­nej wer­sji mark­si­zmu, w któ­rej może­my roz­wi­jać struk­tu­rę dzia­ła­nia, któ­ra roz­wią­że poli­tycz­ną, eko­no­micz­ną i kul­tu­ro­wą wszech­obec­ność spo­łe­czeń­stwa mono­po­li­stycz­ne­go kapi­ta­li­zmu. Mogły­śmy posu­nąć się tyl­ko do pew­ne­go momen­tu z dostęp­ny­mi rodza­ja­mi femi­ni­zmu i kon­wen­cjo­nal­nym mark­si­zmem, a potem zaszła potrze­ba wyj­ścia poza to, co jest tak ogra­ni­cza­ją­ce i nie­peł­ne w swo­im spoj­rze­niu na świat. Musia­ły­śmy przy­jąć nową nazwę, „femi­nizm socja­li­stycz­ny”, żeby oka­zać deter­mi­na­cję w zro­zu­mie­niu cało­ści nasze­go doświad­cze­nia i stwo­rzyć poli­ty­kę, któ­ra odzwier­cie­dla całość tego rozumowania.

Nie chcę jed­nak spro­wa­dzać teo­rii femi­ni­zmu socja­li­stycz­ne­go do „prze­strze­ni” albo wspól­nej płasz­czy­zny. Ta „zie­mia” coś rodzi. Jeste­śmy coraz bli­żej syn­te­zy płci i kla­sy, kapi­ta­li­zmu i męskiej domi­na­cji w naszym rozu­mie­niu, niż były­śmy kil­ka lat temu. Tutaj wska­żę bar­dzo ogól­nie jeden przy­kład takie­go toku myślenia:

  1. Mark­si­stow­skie i femi­ni­stycz­ne rozu­mo­wa­nie opar­te na poglą­dzie, że domi­na­cja kla­so­wa i płcio­wa osta­tecz­nie opie­ra­ją się na sile, jest pra­wi­dło­we i pozo­sta­je jed­ną z naj­bar­dziej miaż­dżą­cych kry­tyk spo­łe­czeństw kapi­ta­li­stycz­nych i sek­si­stow­skich. W tym „osta­tecz­nie” mie­ści się jed­nak wie­le kon­tek­stów. Codzien­nie wie­le osób godzi się na supre­ma­cję płcio­wą i kla­so­wą, nie będąc trzy­ma­ny­mi w ryzach przez groź­bę prze­mo­cy, a czę­sto nawet bez zagro­że­nia strat materialnych.
  2. W takim wypad­ku waż­ne jest zro­zu­mie­nie co, jeśli nie bez­po­śred­nia prze­moc, utrzy­mu­je taki stan rze­czy. W przy­pad­ku kla­sy zosta­ło napi­sa­ne już dużo o tym, dla­cze­go robot­ni­kom w USA bra­ku­je bojo­wej świa­do­mo­ści kla­so­wej. Na pew­no podzia­ły etnicz­ne, zwłasz­cza podział na bia­łych i czar­nych, są klu­czo­wym ele­men­tem odpo­wie­dzi. Śmiem jed­nak twier­dzić, że oprócz bycia podzie­lo­ną, kla­sa robot­ni­cza jest rów­nież roz­bi­ta spo­łecz­nie. Dziel­ni­ce kla­sy pra­cu­ją­cej zosta­ły znisz­czo­ne i pozo­sta­wio­ne na pastwę degra­da­cji; życie sta­ło się coraz bar­dziej zin­dy­wi­du­ali­zo­wa­ne i zwró­co­ne do wewnątrz; umie­jęt­no­ści, któ­re nie­gdyś posia­da­ła kla­sa pra­cu­ją­ca, zosta­ły wywłasz­czo­ne przez kla­sę kapi­ta­li­stów, a kon­tro­lo­wa­na przez nich „kul­tu­ra maso­wa” wypie­ra nie­mal całą rodzi­mą kul­tu­rę i insty­tu­cje kla­sy pra­cu­ją­cej. Zamiast kolek­tyw­no­ści i samo­dziel­no­ści kla­sy panu­je wza­jem­na izo­la­cja i zbio­ro­wa zależ­ność od kla­sy kapitalistycznej.
  3. Ubez­wła­sno­wol­nie­nie kobiet w spo­sób cha­rak­te­ry­stycz­ny dla spo­łe­czeństw póź­ne­go kapi­ta­li­zmu było klu­czo­we dla pro­ce­su roz­bi­cia kla­so­we­go. Mówiąc ina­czej, siły, któ­re zato­mi­zo­wa­ły życie kla­sy robot­ni­czej i roz­re­kla­mo­wa­ły kul­tu­ro­we i mate­rial­ne uza­leż­nie­nie od kla­sy kapi­ta­li­stycz­nej to te same siły, któ­re słu­ży­ły utrwa­le­niu pod­po­rząd­ko­wa­nia kobiet. To kobie­ty są naj­bar­dziej wyizo­lo­wa­ne w coraz bar­dziej pry­wa­ty­zo­wa­nym życiu rodzin­nym (nawet jeśli pra­cu­ją poza domem). W wie­lu klu­czo­wych przy­pad­kach to umie­jęt­no­ści kobiet (pro­duk­cyj­ne, lecz­ni­cze, położ­ni­cze) zosta­ły zdys­kre­dy­to­wa­ne lub zaka­za­ne, aby zro­bić miej­sce dla towa­rów. To wła­śnie kobie­ty są przede wszyst­kim zachę­ca­ne do bycia cał­ko­wi­cie pasyw­ny­mi, nie­kry­tycz­ny­mi czy zależ­ny­mi (tj. „kobie­cy­mi”) w obli­czu wszech­obec­ne­go kapi­ta­li­stycz­ne­go pene­tro­wa­nia życia pry­wat­ne­go. Histo­rycz­nie pene­tra­cja życia kla­sy pra­cu­ją­cej przez póź­ny kapi­ta­lizm wybie­ra­ła kobie­ty jako głów­ne cele pacy­fi­ka­cji i„feminizacji” – ponie­waż to one są nosi­ciel­ka­mi kul­tu­ry swo­jej klasy.
  4.  Co za tym idzie, ist­nie­je fun­da­men­tal­ne powią­za­nie pomię­dzy wal­ką kobiet i tra­dy­cyj­ną wal­ką klas. Nie wszyst­kie zma­ga­nia kobiet były z natu­ry anty­ka­pi­ta­li­stycz­ne (zwłasz­cza te, któ­re były nakie­ro­wa­ne jedy­nie na zwięk­sze­nie wła­dzy i bogac­twa poszcze­gól­nych grup kobiet), ale wszyst­kie te, któ­re budu­ją kolek­tyw­ność i zbio­ro­wą pew­ność sie­bie wśród kobiet, są nie­zwy­kle waż­ne dla budo­wa­nia świa­do­mo­ści kla­so­wej. Z dru­giej stro­ny nie każ­de zma­ga­nie kla­so­we ma w sobie z natu­ry anty­sek­si­stow­ski wydźwięk (zwłasz­cza te, któ­re trwa­ją przy pre­in­du­strial­nych patriar­chal­nych war­to­ściach), ale wszyst­kie te, któ­re dążą do budo­wa­nia spo­łecz­nej i kul­tu­ro­wej auto­no­mii kla­sy pra­cu­ją­cej, są nie­od­łącz­nie zwią­za­ne z wal­ką o wyzwo­le­nie kobiet.

To, w bar­dzo ogól­nych zary­sach, jest jeden z kie­run­ków, w jakim podą­ża ana­li­za socja­li­stycz­ne­go femi­ni­zmu. Nikt nie ocze­ku­je, że poja­wi się syn­te­za, któ­ra złą­czy socja­li­stycz­ną i femi­ni­stycz­ną wal­kę w jed­ną całość. Skró­co­ne pod­su­mo­wa­nia, któ­re poda­łam wcze­śniej, zacho­wu­ją swo­ją „osta­tecz­ną” praw­dę: są pew­ne klu­czo­we aspek­ty domi­na­cji kapi­ta­li­stycz­nej (takie jak opre­sja raso­wa), któ­rych czy­sto femi­ni­stycz­na per­spek­ty­wa po pro­stu nie jest w sta­nie uwzględ­nić ani pora­dzić sobie z nimi bez znie­kształ­ceń. Ist­nie­ją też klu­czo­we aspek­ty opre­sji sek­su­al­nej (takie jak prze­moc męż­czyzn w rodzi­nie), do któ­rych myśle­nie socja­li­stycz­ne ma nie­wie­le wglą­du – a jeśli już, to rów­nież na pew­no nie bez nacią­ga­nia i defor­ma­cji. Stąd potrze­ba, by nadal ist­nia­ły socja­list­ki i femi­nist­ki.  Ist­nie­je już wystar­cza­ją­ca syn­te­za – zarów­no w tym, co myśli­my, jak i w tym, co robi­my – byśmy mogły zacząć mieć toż­sa­mość zbu­do­wa­ną na pew­no­ści sie­bie jako socja­li­stycz­ne feministki.


Tekst oryginalny:

https://monthlyreviewarchives.org/index.php/mr/article/view/MR-057-03-2005-07_4