Liberalizm i śmierć feminizmu

Był sobie kie­dyś ruch kobie­cy. Dowie­dzia­łam się o nim, czy­ta­jąc wyda­nie wyzwo­lo­ne­go Rat [1], gaze­ty odbi­tej z rąk wcze­śniej­szych zarząd­ców przez Robin Mor­gan i cały kolek­tyw nie­ustra­szo­nych kobiet, któ­re nad nią pra­co­wa­ły. W wyzwo­lo­nym Rat czy­ta­łam, że jeśli ist­nie­je coś, co unie­moż­li­wia kobie­tom rów­ny udział w spo­łe­czeń­stwie; coś, co oczer­nia kobie­ty i prze­mil­cza ich wkład; coś, co nie trak­tu­je kobiet poważ­nie i je patro­ni­zu­je, to nie­za­leż­nie od tego, co jesz­cze to coś robi dodat­ko­wo, musi zostać co naj­mniej publicz­nie odrzu­co­ne, a w naj­lep­szym razie – prze­ję­te i prze­kształ­co­ne. Nie sły­sza­łam w tym cza­sie gło­sów, że femi­nist­ki ocen­zu­ro­wa­ły Rat, choć bez wąt­pie­nia nie­któ­rzy tak myśle­li. Dla mnie było tak, jak­by to mówili.

Potem poja­wił się ruch kobie­cy, któ­ry kry­ty­ko­wał tak spo­łecz­nie uwa­run­ko­wa­ne (nie natu­ral­ne czy nada­ne przez Boga, czy nawet wywo­dzą­ce się z Kon­gre­su) akty jak gwałt jako prze­moc męż­czyzn wobec kobiet; jako for­mę ter­ro­ry­zmu sek­su­al­ne­go. Kry­ty­ko­wał woj­nę jako for­mę męskiej eja­ku­la­cji. Kry­ty­ko­wał mał­żeń­stwo i rodzi­nę jako insty­tu­cjo­nal­ne tygle męskie­go przy­wi­le­ju, a orgazm pochwo­wy jako maso­wą, histe­rycz­ną, instynk­tow­ną reak­cję na zagro­że­nie. Kry­ty­ko­wał poję­cie mery­to­rycz­no­ści jako domyśl­nie stron­ni­cze pod wzglę­dem płci, kla­sy i rasy. Kry­ty­ko­wał nawet baśnie.

Kie­dy ruch ten kry­ty­ko­wał gwałt, tak napraw­dę kry­ty­ko­wał gwał­ci­cie­li i punkt widze­nia, któ­ry postrze­gał gwałt jako seks. Kie­dy kry­ty­ko­wał pro­sty­tu­cję, tak napraw­dę kry­ty­ko­wał jej klien­tów i sute­ne­rów oraz punkt widze­nia zakła­da­ją­cy, że kobie­ty rodzą się po to, by sprze­da­wać seks. Kie­dy kry­ty­ko­wał kazi­rodz­two, kry­ty­ko­wał tych, któ­rzy nam to robi­li, i punkt widze­nia, któ­ry spra­wiał, że nasza bez­bron­ność i wymu­szo­ne mil­cze­nie wyda­ły się sek­sow­ne. Kie­dy kry­ty­ko­wał pobi­cia, kry­ty­ko­wał napast­ni­ków i punkt widze­nia uzna­ją­cy prze­moc za wyraz miło­ści. Nikt nie myślał, że kry­ty­ku­jąc te prak­ty­ki, ruch kry­ty­ko­wał ich ofiary.

Kry­ty­ko­wał rów­nież kon­cep­cje uwa­ża­ne za świę­te, takie jak wybór. Robił to jed­nak z per­spek­ty­wy mate­rial­nej egzy­sten­cji kobiet, czy­li naszej rze­czy­wi­sto­ści. Był to ruch, któ­ry wie­dział, że kie­dy warun­ki mate­rial­ne odbie­ra­ją Ci 99% two­ich moż­li­wo­ści, nie ma sen­su nazy­wać pozo­sta­łe­go pro­cen­ta – tego, co final­nie zro­bisz – two­im wybo­rem. Ten ruch nie dał się zwieść poję­ciom takim jak zgo­da. Wie­dział, że kie­dy prze­moc jest znor­ma­li­zo­wa­ną czę­ścią sek­su, kie­dy „nie” ozna­cza „tak”, kie­dy strach i roz­pacz dopro­wa­dza­ją do ciche­go przy­zwo­le­nia, a przy­zwo­le­nie to jest bra­ne za zgo­dę, zgo­da ta nie jest poję­ciem, któ­re ma  jakie­kol­wiek zna­cze­nie [2]. 

Ruch ten kry­ty­ko­wał rów­nież kon­cep­cje, któ­re prze­ję­ły­śmy i uczy­ni­ły­śmy wła­sny­mi, takie jak rów­ność. Wie­dział, że spo­sób, w jaki defi­nio­wa­no rów­ność, opie­rał się nie tyl­ko na pozba­wio­nej zna­cze­nia syme­trii, pustej rów­no­waż­no­ści, ale tak­że na tym, że defi­nio­wa­no ją zgod­nie z męskim stan­dar­dem. Wie­dział, kie­dy powie­dzieć stop, gdy mówio­no, że możesz być tyl­ko albo być jak męż­czyź­ni, albo od nich odsta­wać. Jeśli byłaś jak męż­czyź­ni, byłaś rów­na ich stan­dar­dom; jeśli byłaś zaś inna, odsta­wa­łaś od tych stan­dar­dów. Tak więc ten wła­śnie ruch powie­dział: jeśli tym wła­śnie jest rów­ność, to my jej nie chcemy.

Kry­ty­ko­wał on rów­nież obo­wią­zu­ją­cą kon­cep­cję wol­no­ści, zwłasz­cza wol­no­ści sek­su­al­nej, dema­sku­jąc ją jako przy­kryw­kę dla wol­no­ści do nad­użyć. Kie­dy ludzie przy wła­dzy bro­ni­li opre­sjo­no­wa­nia kobiet jako swo­jej wol­no­ści, ruch ten wie­dział, że tym, cze­go napraw­dę bro­ni­li była przy­jem­ność pły­ną­ca z wła­dzy. To był ruch, któ­ry był kry­tycz­ny wobec wol­ność do opre­sji, a nie taki, któ­ry uwa­żał, że jako kobie­ty będzie­my wol­ne, gdy tej wol­no­ści będzie po pro­stu więcej.

Nie­któ­re nie­ustra­szo­ne dusze kry­ty­ko­wa­ły nawet miłość, twier­dząc, że jest to żądza samo­uni­ce­stwie­nia, któ­ra wią­że kobie­ty z ich uci­skiem. Osta­tecz­nie, i za wiel­ką cenę, nie­któ­re kry­ty­ko­wa­ły seks, a w tym insty­tu­cję sto­sun­ku płcio­we­go, jako stra­te­gię i prak­ty­kę podporządkowania.

Wszyst­kie te kry­ty­ki pod­szy­te były kry­ty­ką abs­trak­cji jako stra­te­gii męskiej hege­mo­nii. Był to ruch, któ­ry zawsze chciał wie­dzieć, jaka jest fak­tycz­na sytu­acja kobiet. Gdzie był kobie­cy „wybór”? Gdzie była kobie­ca „zgo­da”? Gdzie była rów­ność – taka, jak ją defi­niu­ją kobie­ty? Co ozna­cza­ła wol­ność dla kobiet? Kie­dy więc kry­ty­ko­wa­ły­śmy męską rze­czy­wi­stość, w każ­dym jej ele­men­cie doszu­ki­wa­ły­śmy się fiu­ta. Odkry­ły­śmy, że abs­trak­cja jest przy­kryw­ką dla real­nej upł­cio­wio­nej rze­czy­wi­sto­ści. Na tej pod­sta­wie ruch ten wytwo­rzył sys­te­ma­tycz­ną, bez­względ­ną, głę­bo­ko mate­rial­ną i empi­rycz­nie rygo­ry­stycz­ną kry­ty­kę zdo­mi­no­wa­nej przez męż­czyzn rze­czy­wi­sto­ści kobiet oraz wyświech­ta­nych abs­trak­cji, któ­re spra­wia­ły, że nie wyda­wa­ła się ona zdo­mi­no­wa­na przez męż­czyzn. W trak­cie tego pro­ce­su ruch odkrył głę­bo­kie powią­za­nia mię­dzy rasą, kla­są i opre­sją sek­su­al­ną i zajął się nimi nie jako tema­tem pobocz­nym czy przy­pi­sem, ale dla­te­go, że były one klu­czo­we. To był ruch, któ­ry mówił, że każ­da spra­wa jest rów­nież spra­wą kobiet, a każ­de miej­sce jest miej­scem kobiet.

Był to rów­nież ruch, któ­ry pro­te­sto­wał prze­ciw­ko kon­kur­so­wi pięk­no­ści Miss Ame­ri­ca i fil­mo­wi Snuff [3] i rozu­miał co je łączy­ło. Rozu­miał, że zarów­no uży­wa­nie jak i nad­uży­wa­nie sek­su­al­ne­go uprzed­mio­to­wie­nia kobiet to dwa obli­cza tego same­go pro­ble­mu. Logi­ką obu jest spro­wa­dze­nie oso­by do roli obiek­tu sek­su­al­ne­go. Miss Ame­ri­ca to gra wstęp­na, prze­kształ­ce­nie kobie­ty w zabaw­kę. Snuff to kon­sump­cja, zmie­nia­ją­ca kobie­tę w zwłoki.

Był to ruch, któ­ry dewa­sto­wał uprzed­mio­ta­wia­ją­ce pla­ka­ty. Masze­ro­wał, skła­dał pety­cje, orga­ni­zo­wał się, prze­kli­nał Wall Stre­et i wywra­cał Pen­ta­gon do góry noga­mi, wyta­czał pozwy, wyko­rzy­sty­wał wszyst­ko, co nawi­nę­ło mu się pod ręce. Jak mówi­ła Moni­que Wit­tig, nie­po­wo­dze­nia prze­ku­wał w pomysły.

Dla­cze­go to wszyst­ko robi­ły­śmy? Wyda­je mi się, że robi­ły­śmy to, bo były­śmy ruchem, któ­ry doce­niał kobie­ty. Kobie­ty mia­ły zna­cze­nie. Nie obej­mo­wa­ły­śmy jed­nak w tej kwe­stii sta­no­wi­ska defen­syw­ne­go. Kie­dy kobie­ty były krzyw­dzo­ne, ruch sta­wał w ich obro­nie. Indy­wi­du­al­nie i gru­po­wo, orga­ni­zo­wał i otwie­rał schro­ni­ska oraz gru­py zło­żo­ne z kobiet, dzia­ła­ją­ce dla wszyst­kich kobiet: bitych, oca­la­łych z kazi­rodz­twa, pro­sty­tu­tek. Robi­ły­śmy to nie dla­te­go, że te kobie­ty były uwa­ża­ne przez spo­łe­czeń­stwo za „złe”, za wyję­te spod pra­wa czy odtrą­co­ne. Robi­ły­śmy to, ponie­waż to, co im robio­no, było sys­te­ma­tycz­nym aktem wła­dzy wymie­rzo­nym w każ­dą z nas, choć to one bra­ły na sie­bie jego cię­żar. To nie była sen­ty­men­tal­na iden­ty­fi­ka­cja. Wie­dzia­ły­śmy, że cokol­wiek moż­na było zro­bić im, moż­na było, robio­no i być może będzie zro­bio­ne nam. My też były­śmy nimi.

Był to ruch, któ­ry we wszyst­kim sta­wał po stro­nie kobiet. We wszyst­kim zada­wał pyta­nie: „czy to jest dobre dla kobiet?”. Każ­da z kobiet była w jakiś spo­sób wszyst­ki­mi kobie­ta­mi. Każ­da skrzyw­dzo­na kobie­ta była naszym prio­ry­te­tem. Był to ruch głę­bo­ko kolek­ty­wi­stycz­ny. W tym ruchu, kie­dy mówi­ły­śmy „my, kobie­ty”, nie było to pustym fra­ze­sem. Nie ozna­cza­ło to, że wszyst­kie musi­my być takie same, aby być czę­ścią tego wspól­ne­go sta­nu. Na tym w isto­cie pole­gał geniusz, jeden z wyjąt­ko­wych wkła­dów tego ruchu: opie­rał swo­ją jed­ność zarów­no na róż­no­rod­no­ści, jak i na podo­bień­stwach. Nie zakła­dał, że wspól­no­ta ozna­cza identyczność.

Był to ruch, w któ­rym ludzie rozu­mie­li potrze­bę odważ­nych dzia­łań w życiu codzien­nym, rozu­mie­li, że femi­nizm nie jest lep­szą ofer­tą czy gwa­ran­cją bez ryzy­ka, lecz zdy­scy­pli­no­wa­niem wro­giej rze­czy­wi­sto­ści. Mówie­nie, że to, co pry­wat­ne jest poli­tycz­ne, ozna­cza­ło mię­dzy inny­mi, że to, co robi­my na co dzień, ma zna­cze­nie. Ozna­cza­ło to, że sta­je­my się tym, cze­mu się nie opie­ra­my. To, co oso­bi­ste i codzien­ne rozu­mia­ne było jako część porząd­ku poli­tycz­ne­go, któ­ry orga­ni­zo­wa­ły­śmy, aby wpro­wa­dzić zmia­ny jako część nasze­go poli­tycz­ne­go pro­gra­mu. Postrze­ga­nie sfe­ry oso­bi­stej jako poli­tycz­nej nie ozna­cza­ło, że to, co cię pod­nie­ca, ma stać się pod­sta­wą pro­mo­wa­nej przez Cie­bie polityki.

Czu­ły­śmy też i rozu­mia­ły­śmy, jak sądzę, odpo­wie­dzial­ność wobec wszyst­kich kobiet. Sprze­ci­wia­ły­śmy się kobie­cej nie­wi­dzial­no­ści, kła­dły­śmy nacisk na kobie­cą god­ność, kwe­stio­no­wa­ły­śmy wszyst­ko, co roz­wi­ja­ło się kosz­tem kobiet. Przede wszyst­kim ruch ten wie­rzył w zmia­nę. Zamie­rzał prze­kształ­cić język, spo­łecz­ność, życie i ducha, i cia­ła, i umy­słu, defi­ni­cje cie­le­sno­ści i inte­li­gen­cji, lewa i pra­wa, dobra i zła oraz kształ­tu i isto­ty władzy.

Losy tego nasze­go ruchu nie były usła­ne róża­mi. Miał on jed­nak na celu zmia­nę obli­cza tej zie­mi. Wie­dział, że poświę­ce­nia są koniecz­ne. Co naj­waż­niej­sze jed­nak wie­dział, że wciąż nie mamy jesz­cze tego, cze­go potrze­bu­je­my i wie­rzył, że może­my to zdobyć.

To wła­śnie ten ruch nauczył mnie wszyst­kie­go, co teraz wiem. 

Wtem coś się sta­ło. Lub zaczę­ło się dziać, lub dzia­ło się przez cały czas, choć nie­któ­re z nas to prze­oczy­ły. Pierw­szy raz zauwa­ży­łam to coś przy oka­zji pro­jek­tu popraw­ki do kon­sty­tu­cji doty­czą­cej rów­no­upraw­nie­nia [Equ­al Rights Amend­ment, lub w skró­cie: ERA, przyp. tłum.]. Powie­dzia­no nam, że może­my, a nawet powin­ny­śmy uzy­skać tę popraw­kę, jako że rów­ność płci w świe­tle pra­wa tak napraw­dę nie­wie­le daje, nicze­go tak napraw­dę nie zmie­nia, a już z pew­no­ścią nie zmie­ni nicze­go w kwe­stiach fun­da­men­tal­nych. To, co ruch okre­ślał jako wszech­obec­ny, pier­wot­ny ucisk i wyzysk kobiet przez męż­czyzn, prze­kształ­ci­ło się wów­czas w zło zwa­ne „kla­sy­fi­ka­cja­mi praw­ny­mi opar­ty­mi na płci”. Nagle rów­ność płci mia­ła zaj­mo­wać się zmia­ną wła­śnie tego. Zgod­nie z tą kon­cep­cją rów­no­ści płci, dano nam do wybo­ru bycie taki­mi samy­mi jak męż­czyź­ni – wybór lewi­cy – lub inny­mi niż męż­czyź­ni – wybór pra­wi­cy. Wmó­wio­no nam, że wybór lewi­cy jest zde­cy­do­wa­nie lep­szy i sta­no­wi jedy­ną dro­gę do praw­dzi­wej rów­no­ści. W związ­ku z tym tak zwa­na neu­tral­ność płcio­wa – igno­ro­wa­nie tego, co jest jaw­nie czy­nio­ne kobie­tom i igno­ro­wa­nie tego, kto to robi – zosta­ła nazwa­na sta­no­wi­skiem femi­ni­stycz­nym. Nie tra­fi­łam na niko­go, kto kon­te­sto­wał­by fakt, że zgod­nie z tym podej­ściem do ERA tak czy ina­czej ope­ra­cjo­na­li­zo­wa­li­śmy męski stan­dard, tak czy ina­czej nie było to tym, cze­go ruch ocze­ki­wał mówiąc o rów­no­ści. W opar­ciu o tę ana­li­zę stra­te­gia zawar­ta w Popraw­ce, ozna­cza­ła, że rów­ność płci moż­na uczy­nić nie­za­gra­ża­ją­cą hie­rar­chicz­ne­mu sta­tus quo, a wciąż pozo­sta­nie real­na. Takie podej­ście nigdy nie iden­ty­fi­ko­wa­ło męskiej domi­na­cji jako cze­goś, z czym nale­ży się zmie­rzyć. Przed­sta­wia­ło zaś nie­zwy­kły spek­takl (któ­ry, szcze­rze mówiąc, uwa­ża­łam za upo­ka­rza­ją­cy) femi­ni­stek żar­li­wie zaprze­cza­ją­cych temu, że rów­ność płci mogła­by coś fak­tycz­nie zmie­nić, a jed­no­cze­śnie pil­nie do niej dążących.

Wte­dy zaczę­łam łączyć to z ówcze­sny­mi wyda­rze­nia­mi zwią­za­ny­mi z abor­cją. Pod­czas gdy ruch kobie­cy kry­ty­ko­wał gra­ni­cę mię­dzy tym, co publicz­ne, a tym, co pry­wat­ne i ziden­ty­fi­ko­wał to, co pry­wat­ne jako pier­wot­ną sfe­rę pod­po­rząd­ko­wa­nia kobiet, spra­wa Roe v. Wade [5] zde­kry­mi­na­li­zo­wa­ła dostęp do abor­cji jako część pra­wa do pry­wat­no­ści. Rucho­wi, któ­ry wie­dział, że to, co pry­wat­ne, jest przy­kryw­ką dla nasze­go sta­nu publicz­ne­go, nagle powie­dzia­no – i mówi się – że pra­wo do abor­cji jest naszym pra­wem do tej samej pry­wat­no­ści. Jeśli zapo­mnia­łaś, co do cze­go doszedł ten ruch, to wyda­wa­ło się to dobrą rze­czą, tak jak dobrą rze­czą wyda­wa­ło się bycie taką samą jak męż­czyź­ni. Męż­czyź­ni, zwłasz­cza ci bia­li i hete­ro­sek­su­al­ni, żyją w neu­tral­nym płcio­wo uni­wer­sum. Jest ono o wie­le lep­sze niż ten roz­róż­nia­ją­cy płcie świat, w któ­rym żyją kobie­ty. Męż­czyź­ni mają pry­wat­ność. Może gdy­by kobie­ty też ją mia­ły, spra­wy wyglą­da­ły­by lepiej. Następ­nie pod­czas spra­wy Har­ris v. McRae [6] odmó­wio­no publicz­ne­go finan­so­wa­nia wszyst­kim kobie­tom, któ­re nie mogą same opła­cić abor­cji, wyko­rzy­stu­jąc logi­kę pry­wat­no­ści, któ­rą my zna­ły­śmy od zawsze. Nie możesz zapła­cić? To nie możesz tego dostać. Albo możesz zna­leźć inne spo­so­by, żeby osią­gnąć ten sam efekt. Nie tak jed­nak dzia­ła pra­wo. Wie­szak nie jest pra­wem. Logi­ka jaka sta­ła za tą decy­zją była taka, że rząd czy spo­łe­czeń­stwo, nie mają obo­wiąz­ku finan­so­wać publicz­nie tego, od cze­go rząd miał się trzy­mać z dale­ka, czy­li tego, co pry­wat­ne. To nie tak, że dekry­mi­na­li­za­cja nie była lep­szym roz­wią­za­niem niż wię­zie­nie. Cho­dzi­ło o to, że uzy­ska­nie pra­wa do abor­cji jako pra­wa do pry­wat­no­ści bez zaję­cia się nie­rów­no­ścią płci w sfe­rze pry­wat­nej opie­ra się na prze­ko­na­niu, że rów­ność sek­su­al­na już istnieje.

Te podej­rze­nia doty­czą­ce męsko-supre­ma­ty­stycz­nej natu­ry pra­wa do pry­wat­no­ści pogłę­bi­ły się przez inną rzecz, któ­rą zauwa­ży­ły nie­któ­re z nas. Cho­dzi­ło o to, że wol­ność peni­sa do anga­żo­wa­nia się w pene­tra­cję anal­ną w imię pry­wat­no­ści sta­ła się prio­ry­te­to­wą kwe­stią dla kobiet pod sztan­da­rem „praw gejów i les­bi­jek”, bez łącze­nia kry­ty­ki homo­fo­bii z kry­ty­ką mizo­gi­nii. W spra­wach o sodo­mię nie kry­ty­ko­wa­no płci, a tym bar­dziej nie­rów­no­ści płciowych.

Jeśli te podej­rze­nia zosta­ną prze­nie­sio­ne na grunt pra­wa o dys­kry­mi­na­cji ze wzglę­du na płeć, poja­wia­ją się dal­sze trud­no­ści, jak w przy­pad­ku spra­wy Sears v. Komi­sja ds. Rów­ne­go Zatrud­nie­nia, doty­czą­cej wła­śnie dys­kry­mi­na­cji ze wzglę­du na płeć [6]. Widzi­my tam dra­stycz­ną dys­pro­por­cję mię­dzy kobie­ta­mi i męż­czy­zna­mi zatrud­nio­ny­mi na kil­ku lepiej płat­nych sta­no­wi­skach w Sears przez dłu­gi czas, ogrom­ną sta­ty­stycz­ną dys­pro­por­cję, i Komi­sję ds. Rów­ne­go Zatrud­nie­nia pozy­wa­ją­cą ich. Jed­na z kobiet – femi­nist­ka – zezna­ła, że jest to z pew­no­ścią dowód na dys­kry­mi­na­cję ze stro­ny Sears, ponie­waż kobie­ty chcą poprzez zatrud­nie­nie uzy­ska­nia tych samych rze­czy, któ­rych chcą męż­czyź­ni, takie jak pie­nią­dze [7]. Inna kobie­ta – femi­nist­ka – zezna­ła, że nie­ko­niecz­nie jest dowód na dys­kry­mi­na­cję ze stro­ny Sears, ponie­waż kobie­ty chcą poprzez zatrud­nie­nie uzy­ska­nia innych rze­czy niż męż­czyź­ni. Róż­ni­ca płci jest zgod­na z tą sta­ty­stycz­ną roz­bież­no­ścią, ponie­waż kobie­ty wybie­ra­ją pra­ce, za któ­rych wyko­na­nie otrzy­ma­ją mniej, ponie­waż są kobie­ta­mi [8].

Mamy więc dużą gru­pę męż­czyzn na górze i dużą gru­pę kobiet na dole. Pyta­nie brzmi: któ­ra z dwóch teo­rii naj­le­piej to wyja­śnia – teo­ria, któ­ra mówi, że kobie­ty są takie same jak męż­czyź­ni czy teo­ria, któ­ra mówi, że kobie­ty róż­nią się od męż­czyzn? Oczy­wi­ście, że ta dru­ga teo­ria, szcze­gól­nie jeśli wie­rzysz, że kobie­ty robią to, co chcą robić i mogą chcieć cze­go­kol­wiek. Już wte­dy ruch kobie­cy okre­ślił dość jasno, że sta­no­wi­sko Sears, nawet w ustach femi­nist­ki, uspra­wie­dli­wia­ło opre­syj­ne sta­tus quo, któ­re utrzy­my­wa­ło nie­któ­re kobie­ty na dnie, i per­wer­syj­nym było robić to w imię feminizmu.

Potem nastał dobry moment na poło­że­nie się z powro­tem do łóż­ka – o ile łóż­ko jest dla Cie­bie bez­piecz­nym miej­scem – w dniu, w któ­rym zosta­ły­śmy poin­for­mo­wa­ne przez gru­py femi­ni­stycz­ne, że zagwa­ran­to­wa­nie urlo­pu macie­rzyń­skie­go dla kobiet jest for­mą dys­kry­mi­na­cji ze wzglę­du na płeć, a sta­tut, któ­ry to zapew­nia naru­sza Tytuł VII Usta­wy o pra­wach oby­wa­tel­skich [9]. Żad­na gru­pa femi­ni­stycz­na, któ­ra zło­ży­ła brief w tej spra­wie do Sądu Naj­wyż­sze­go nie powie­dzia­ła, że to dys­kry­mi­na­cja ze wzglę­du na płeć, kie­dy nie daje się kobie­tom urlo­pu macie­rzyń­skie­go. Nikt nie powie­dział, że jeśli Tytuł VII wyma­ga odmó­wie­nia kobie­tom urlo­pu macie­rzyń­skie­go, to była­by dys­kry­mi­na­cja ze wzglę­du na płeć w ramach Kon­sty­tu­cji. Nikt wprost nie powie­dział, że jeśli wszy­scy ludzie zra­nie­ni przez tę odmo­wę są kobie­ta­mi, to czy­ni to dys­kry­mi­na­cją ze wzglę­du na płeć.

Osta­tecz­nie Sąd Naj­wyż­szy roz­wią­zał tę kwe­stię samo­dziel­nie, i zro­bił to lepiej niż jaki­kol­wiek doku­ment przy­go­to­wa­ny przez jaką­kol­wiek gru­pę kobiet. Sąd Naj­wyż­szy powie­dział zasad­ni­czo, że przy­zna­wa­nie urlo­pów macie­rzyń­skich przez pra­wo nie jest dys­kry­mi­na­cją ze wzglę­du na płeć, lecz rów­no­ścią płci. Kobie­ty otrzy­mu­ją­ce to, cze­go potrze­bu­ją do pra­cy, ozna­cza rów­ność płci. Moż­na dodać, że decy­zja zosta­ła napi­sa­na przez sędzie­go Thur­go­oda Mar­shal­la, czar­no­skó­re­go męż­czy­znę [10]. Kie­dy już to zro­bił, nie­któ­re gru­py femi­ni­stycz­ne świę­to­wa­ły i przy­pi­sy­wa­ły sobie zasłu­gi za coś, cze­mu przez cały czas się sprzeciwiały.

Potem nastą­pi­ła deba­ta na temat sado­ma­so­chi­zmu. Jeśli wcze­śniej to do cie­bie nie dotar­ło, trud­no było prze­oczyć upa­dek tego, co ozna­czał ruch kobiet. Część, na któ­rą chcę zwró­cić uwa­gę, ma zwią­zek z naszą zdol­no­ścią do wypo­wia­da­nia sło­wa „my” w dys­ku­sjach o sek­su­al­no­ści, w tym o nad­uży­ciach sek­su­al­nych, i do tego, by mia­ło ono jakie­kol­wiek zna­cze­nie. Wyda­je mi się, że popie­ra­nie sado­ma­so­chi­zmu jako pierw­szej miło­ści kobiet, osta­tecz­ne­go prze­zna­cze­nia kobiet, tego, co wszyst­kie byśmy robi­ły, gdy­by­śmy napraw­dę robi­ły to, co chce­my, opie­ra się na bra­ku kry­ty­ki tego, dla­cze­go kobie­ty mia­ły­by doświad­czać sek­su­al­no­ści dokład­nie w taki spo­sób, w jaki jest ona nam wpy­cha­na do gar­dła od pierw­sze­go dnia: odgór­nie. W rze­czy­wi­sto­ści kobie­ty w dużej mie­rze odrzu­ci­ły poli­ty­kę sado­ma­so­chi­zmu. Ale pozo­sta­ło­ści jej obro­ny były mimo to nie­zwy­kle destruk­cyj­ne. W dys­ku­sjach na temat sek­su­al­no­ści kobie­ty nie mówią już „kobie­ty”, ale „mówiąc tyl­ko za sie­bie, ja…”. Deba­ta nad sado­ma­so­chi­zmem uczy­ni­ła „my, kobie­ty” tabu w sfe­rze sek­su­al­nej. Roz­po­czę­ła się w moral­nym bagnie i pozo­sta­wi­ła nas, poli­tycz­nie, z indy­wi­du­ali­stycz­ną ana­li­zą sek­su­al­no­ści, pod­ko­pu­jąc kolek­tyw­ność, któ­ra nigdy nie była opar­ta na kon­for­mi­zmie, ale na oporze.

Wszyst­ko, co nie­któ­re z nas zaczę­ły zauwa­żać, eks­plo­do­wa­ło wręcz przy dys­ku­sji o por­no­gra­fii. Jak wie­le z Was może wie, Andrea Dwor­kin i ja wymy­śli­ły­śmy i zapro­jek­to­wa­ły­śmy pra­wo opar­te na poli­ty­ce ruchu kobie­ce­go, któ­re­go uwa­ża­ły­śmy się za część, i stwo­rzy­ły­śmy je wraz z inny­mi, któ­rzy ule­gli temu same­mu wra­że­niu. Jest to usta­wa o rów­no­ści płci, usta­wa o pra­wach oby­wa­tel­skich, usta­wa, któ­ra mówi, że sek­su­al­ne pod­po­rząd­ko­wa­nie kobiet poprzez obra­zy i sło­wa, ten sek­su­al­ny han­del kobie­ta­mi, naru­sza pra­wa oby­wa­tel­skie kobiet [11].

Robi­ły­śmy to w kate­go­riach femi­ni­stycz­nych: bo kobie­ty mają zna­cze­nie; bo ceni­my kobie­ty; bo nie wystar­czy tyl­ko kry­ty­ko­wać opre­sji i nie wystar­czy tyl­ko anga­żo­wać się w par­ty­zanc­kie dzia­ła­nia opo­ru, choć one są klu­czo­we. Chcia­ły­śmy zmie­nić nor­mę. Aby zmie­nić nor­mę, szu­ka­ły­śmy wraż­li­we­go miej­sca w sys­te­mie, luki. Szu­ka­ły­śmy cze­goś, co mogło­by pra­co­wać dla nas, cze­goś, co mogły­by­śmy wyko­rzy­stać. Wzię­ły­śmy wszyst­ko, co wpa­dło nam w ręce, a kie­dy tego nie było, wymy­śla­ły­śmy. Wymy­śli­ły­śmy usta­wę o rów­no­ści płci prze­ciw­ko por­no­gra­fii na warun­kach kobiet. Zna­ne tak­że jako Roz­po­rzą­dze­nie Anty­por­no­gra­ficz­ne (przyp. red.)

Ku niczy­je­mu zdzi­wie­niu, w szcze­gól­no­ści nasze­mu, sprze­ci­wi­ło się jej wie­le osób. Sprze­ci­wi­li się jej kon­ser­wa­ty­ści, któ­rzy odkry­li, że o wie­le bar­dziej nie lubią rów­no­ści płci niż por­no­gra­fii. Sprze­ci­wia­li się jej libe­ra­ło­wie, któ­rzy odkry­li, że o wie­le bar­dziej podo­ba im się [wol­ność] mowy – to zna­czy seks, to zna­czy wyko­rzy­sty­wa­nie kobiet – niż rów­ność płci. Potem przy­szła opo­zy­cja, któ­ra nazwa­ła się femi­ni­stycz­ną: z FACT, Femi­ni­stycz­nej Anty­cen­zor­skiej Gru­py Zada­nio­wej (ang. Femi­nist Anti-Cen­sor­ship Task For­ce). W tym momen­cie, dla mnie, ruch kobie­cy, któ­ry zna­łam, skoń­czył się.

W akcie nad­zwy­czaj­nej hory­zon­tal­nej wro­go­ści [12] FACT zło­żył w sądzie brief prze­ciw­ko Roz­po­rzą­dze­niu Anty­por­no­gra­ficz­ne­mu jako część medial­ne­go ata­ku praw­ne­go na nie [13]. Zro­bi­li wszyst­ko, co mogli, aby zapo­biec ist­nie­niu tego pra­wa, aby utrzy­mać je z dala od kobie­cych rąk. To pra­wo, napi­sa­ne kobie­cą krwią, w kobie­cych łzach, w kobie­cym bólu, w kobie­cym doświad­cze­niu, z kobie­ce­go mil­cze­nia, to pra­wo, któ­re ma uczy­nić akty prze­ciw­ko kobie­tom zaskar­żal­ny­mi – akty takie jak przy­mus, siła, napaść czy han­del naszym cia­łem. Por­no­gra­fia, mówi­li, to rów­ność płci. Kobie­ty powin­ny po pro­stu mieć do niej lep­szy dostęp. Uży­wa­jąc zepsu­te­go mode­lu rów­no­ści-jako-jed­no­ści, któ­ry ruch kobie­cy, jaki zna­ły­śmy, kry­ty­ko­wał, argu­men­to­wa­li, że por­no­gra­fia nie może być zaskar­żal­na przez jej ofia­ry, ponie­waż, mię­dzy innymi, 

„zakres femi­ni­stycz­nej wyobraź­ni i eks­pre­sji w sfe­rze sek­su­al­no­ści led­wie zaczął docho­dzić do gło­su. Kobie­ty potrze­bu­ją wol­no­ści i spo­łecz­nie uzna­nej prze­strze­ni, by przy­własz­czyć sobie solid­ność tego, co tra­dy­cyj­nie było języ­kiem męskim” [14]. 

Męż­czyź­ni to mają; kobie­ty z FACT tego chcą. Tak więc „nawet por­no­gra­fia, któ­ra jest pro­ble­ma­tycz­na dla kobiet, może być doświad­cza­na jako afir­ma­cja kobie­cych pra­gnień i kobie­cej rów­no­ści” [15]. To pod­cy­tat Ellen Wil­lis w briefie: 

„Por­no­gra­fia może być psy­chicz­ną napa­ścią,” – zro­zum, ten gwałt wyda­rzył się tyl­ko w two­jej gło­wie – „ale dla kobiet, tak jak dla męż­czyzn, może być rów­nież źró­dłem ero­tycz­nej przy­jem­no­ści… Kobie­ta, któ­ra czer­pie przy­jem­ność z por­no­gra­fii, nawet jeśli ozna­cza to roz­ko­szo­wa­nie się fan­ta­zją o gwał­cie, jest w pew­nym sen­sie buntowniczką”. 

Przed czym się bun­tu­je? Ich odpo­wiedź: „Upie­ra się przy aspek­cie swo­jej sek­su­al­no­ści, któ­ry został zde­fi­nio­wa­ny jako męska dome­na” [16]. Kto nie odróż­nia gwał­tu od sek­su? Gwałt był męską dome­ną. Ale upie­ra­nie się przy tym, by być defi­nio­wa­ną przez to, do cze­go zosta­ło się zmu­szo­nym, jest, deli­kat­nie mówiąc, dość ogra­ni­czo­nym poję­ciem wol­no­ści. I wybo­ru. A ruch kobie­cy, któ­ry aspi­ru­je do zamiesz­ki­wa­nia rezer­wa­tów gwał­ci­cie­li, nie jest ruchem kobie­cym, do któ­re­go chcę należeć.

Rów­ność w brie­fie FACT ozna­cza rów­ny dostęp kobiet do por­no­gra­fii. To zna­czy, rów­ny dostęp kobiet do popu­la­cji kobiet, któ­re muszą być trak­to­wa­ne w spo­sób, któ­ry Roz­po­rzą­dze­nie pozwa­la­ło­by na wnie­sie­nie aktu oskar­że­nia. To zna­czy, aby por­no­gra­fia z ich udzia­łem mogła być dostęp­na. W dal­szej czę­ści brie­fu FACT zarzu­ca­ją, że roz­po­rzą­dze­nie „czy­ni spo­łecz­nie nie­wi­dzial­ny­mi kobie­ty, któ­re uwa­ża­ją za ero­tycz­ne, wyzwa­la­ją­ce lub edu­ka­cyj­ne wyraź­nie sek­su­al­ne obra­zy kobiet w pozy­cjach eks­po­nu­ją­cych lub pene­tro­wa­nych przez przed­mio­ty” [17]. Inny­mi sło­wy, cała popu­la­cja kobiet musi być nadal trak­to­wa­na w spo­sób, któ­ry Roz­po­rzą­dze­nie czy­ni moż­li­wym do zaskar­że­nia, aby ta inna popu­la­cja kobiet mogła doświad­czać ero­ty­zmu, wyzwo­le­nia lub edu­ka­cji na ich koszt.

Brief autor­stwa FACT był kry­tycz­ny wobec poli­ty­ki Roz­po­rzą­dze­nia, ponie­waż suge­ro­wał, że w spo­łe­czeń­stwie nie­rów­no­ści płci – gdzie seks jest tym, co kobie­ty muszą sprze­da­wać, seks jest tym, czym jeste­śmy, seks jest tym, za co jeste­śmy cenio­ne, w sek­sie rodzi­my się i umie­ra­my – jeśli nie wybie­ra­my tego wszyst­kie­go, jeśli nie uzna­je­my, że jest to wybór, to my poni­ża­my pro­sty­tut­ki i uci­ska­my kobie­ty. Brief mówił, że kie­dy Roz­po­rzą­dze­nie powie­dzia­ło sądom, że nie mogą uży­wać wszyst­kich wymó­wek, któ­rych zawsze uży­wa­ły, aby nie wie­rzyć kobie­tom, kie­dy mówi­my, że jeste­śmy przy­mu­sza­ne sek­su­al­nie, że tym samym to my nie sza­nu­je­my zgo­dy kobiet. Był to ruch [sto­ją­cy za Roz­po­rzą­dze­niem, przyp. red.], któ­ry rozu­miał, że wybór bycia bitym przez jed­ne­go męż­czy­znę w imię prze­trwa­nia eko­no­micz­ne­go nie jest praw­dzi­wym wybo­rem, pomi­mo pozo­rów zgo­dy, jakie może stwa­rzać mał­żeń­ski kon­trakt. Nie uwa­ża­no za poni­ża­ją­ce czy opre­syj­ne wobec bitych kobiet robie­nie wszyst­kie­go, co moż­li­we, by pomóc im odejść. Teraz jed­nak mamy uwie­rzyć, w imię femi­ni­zmu, że wybór bycia rżnię­tym przez set­ki męż­czyzn dla eko­no­micz­ne­go prze­trwa­nia musi być potwier­dzo­ny jako praw­dzi­wy wybór, a jeśli kobie­ta pod­pi­sze mode­lo­we zwol­nie­nie, nie ma w tym żad­ne­go przy­mu­su [18].

Możesz się zasta­na­wiać, jaka była reak­cja FACT na całą wie­dzę, dane, zro­zu­mie­nie i doświad­cze­nie sek­su­al­nej wik­ty­mi­za­cji kobiet, któ­re zosta­ły przed­sta­wio­ne na popar­cie Roz­po­rzą­dze­nia. Jaka była ich reak­cja na wszyst­kie kobie­ty, któ­re chcia­ły sko­rzy­stać z tego pra­wa, kobie­ty, któ­re mia­ły odwa­gę wypo­wie­dzieć się, aby to pra­wo mogło ist­nieć, któ­re posta­wi­ły na sza­li swo­je życie, repu­ta­cję i, tak, swój honor. W więk­szo­ści przy­pad­ków FACT nawet o nich nie wspo­mi­nał. Nie zwra­ca­no na nie uwa­gi. Przy­mu­sza­ne kobie­ty, napa­sto­wa­ne kobie­ty, pod­po­rząd­ko­wa­ne kobie­ty sta­ły się „nie­któ­ry­mi kobie­ta­mi”. W rze­czy­wi­sto­ści brief FACT zro­bił to, co robi por­no­gra­fia: spra­wił, że krzyw­da kobiet sta­ła się nie­wi­dzial­na poprzez uczy­nie­nie jej sek­sem. Spra­wia, że krzyw­da kobiet sta­je się ideą o sek­sie, tak jak zro­bił to pra­wi­co­wy sędzia, któ­ry uznał Roz­po­rzą­dze­nie za nie­kon­sty­tu­cyj­ne. W osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku, brief FAC­Tu był zwy­czaj­nym zwró­ce­niem się do peni­sa. Mówił: „Podo­ba nam się. Chce­my tego. Wszyst­ko, cze­go chce­my, to 'do środ­ka’. Chcesz popatrzeć?”

I jak wie­cie, to zadzia­ła­ło. Rów­no­upraw­nie­nie kobiet, w decy­zji, któ­ra unie­waż­ni­ła Roz­po­rzą­dze­nie jako zakaz idei, sta­ło się jed­nym „punk­tem widze­nia” na seks [19]. Robie­nie cze­goś z akta­mi nie­rów­no­ści sta­ło się regu­la­cją punk­tu widze­nia. FACT nie powin­no otrzy­mać za to peł­ni zasług, ponie­waż ich wła­dza sta­no­wi jedy­nie front dla męskiej supre­ma­cji. Nie zasłu­gu­ją jed­nak na całą winę. Ta nale­ży do por­no­gra­fów, ich medial­nych kohort i Ame­ry­kań­skiej Unii Wol­no­ści Oby­wa­tel­skich (ang. Ame­ri­can Civil Liber­ties Union). Ale jako jaw­ny anty­fe­mi­ni­stycz­ny wehi­kuł w imię femi­ni­zmu, FACT umoż­li­wi­ło pra­wi­co­we­mu sędzie­mu napi­sa­nie, gdy odrzu­cał Roz­po­rzą­dze­nie: „Femi­nist­ki weszły do tej spra­wy jako ami­ci [20] po obu stro­nach [21].” Tak: Lin­da Mar­chia­no, kobie­ta, któ­ra zosta­ła zmu­szo­na do udzia­łu w fil­mie por­no­gra­ficz­nym Głę­bo­kie Gar­dło, i Doro­thy Strat­ten, któ­ra wystę­po­wa­ła w Play­boyu i zosta­ła zamor­do­wa­na przez jej alfon­sa, ośrod­ki pomo­cy w przy­pad­ku gwał­tu, gru­py spo­łecz­ne repre­zen­tu­ją­ce dziel­ni­ce kla­sy robot­ni­czej i spo­łecz­no­ści kolo­ro­we – sta­nę­ły po jed­nej stro­nie. FACT, eli­tar­na gru­pa zło­żo­na głów­nie z naukow­ców i praw­ni­ków, sta­nę­ła po dru­giej stronie.

Ruch osób czar­no­skó­rych zma­gał się z Unc­le Toms [22] oraz ciast­ka­mi Oreo. Ruch pra­cow­ni­czy zma­gał się z łami­straj­ka­mi [23]. Ruch kobiet zma­gał się z FACT.

Jaka jest róż­ni­ca mię­dzy ruchem kobiet, któ­ry mie­li­śmy, a tym, któ­ry mamy teraz, o ile moż­na go nazwać ruchem? Myślę, że róż­ni­ca pole­ga na libe­ra­li­zmie. Pod­czas gdy femi­nizm jest kolek­tyw­ny, libe­ra­lizm jest indy­wi­du­ali­stycz­ny. Zosta­ły­śmy do tego zre­du­ko­wa­ne. Pod­czas gdy socja­lizm ma cha­rak­ter spo­łecz­ny i jest kry­tycz­ny, libe­ra­lizm jest natu­ra­li­stycz­ny, przy­pi­su­ją­cy pro­dukt uci­sku kobiet natu­ral­nej sek­su­al­no­ści kobiet, czy­niąc go „naszym”. Tam, gdzie femi­nizm kry­ty­ku­je spo­so­by, w jakie usta­lo­no toż­sa­mość spo­łecz­ną kobiet, pró­bu­jąc zmie­nić te usta­le­nia, libe­ra­lizm jest wolun­ta­ry­stycz­ny, co ozna­cza, że zacho­wu­je się tak, jak­by­śmy mia­ły wybo­ry, któ­rych nie mamy. Tam, gdzie femi­nizm opie­ra się na mate­rial­nej rze­czy­wi­sto­ści, libe­ra­lizm opie­ra się na zbio­rze jakichś ide­ali­stycz­nych wymy­słów. A tam, gdzie femi­nizm jest bez­li­to­śnie poli­tycz­ny, w kwe­stii wła­dzy i bez­sil­no­ści, naj­lep­sze, co może zaofe­ro­wać ten nowa­tor­ski ruch, to roz­wod­nio­na for­ma mora­li­zmu: to jest dobre, to jest złe. Żad­nej ana­li­zy wła­dzy czy bez­sil­no­ści. Inny­mi sło­wy, człon­ko­wie grup, tacy jak kobie­ty, nie mogą­cy doko­nać inne­go wybo­ru niż życie jako czło­nek danej gru­py, są trak­to­wa­ni tak, jak­by byli wyjąt­ko­wy­mi jed­nost­ka­mi. Ich cechy spo­łecz­ne zosta­ją wów­czas zre­du­ko­wa­ne do cech natu­ral­nych. Wyklu­cze­nie moż­li­wo­ści wybo­ru sta­je się wyra­zem wol­nej woli. Rze­czy­wi­stość mate­rial­na zosta­je zamie­nio­na na wyobra­że­nia o rze­czy­wi­sto­ści. Kon­kret­ne pozy­cje wła­dzy i bez­sil­no­ści zaś prze­kształ­ca się w zwy­kłe względ­ne osą­dy war­to­ści, co do któ­rych roz­sąd­ni ludzie mogą for­mu­ło­wać róż­ne, ale rów­nie waż­ne pre­fe­ren­cje. Doświad­cze­nia wyko­rzy­sta­nych kobiet sta­ją się tyl­ko „punk­tem widzenia”.

W pra­wie poja­wia się to jako neu­tral­ność płci, zgo­da, pry­wat­ność i mowa. Neu­tral­ność płci ozna­cza, że nie moż­na brać pod uwa­gę płci, nie moż­na uznać, tak jak kie­dyś wie­dzie­li­śmy, że trze­ba, neu­tral­ność wymu­sza nie­na­tu­ral­ne sta­tus quo. Zgo­da ozna­cza, że to, do cze­go jest się zmu­sza­nym, jest przy­pi­sa­ne do naszej wol­nej woli. Pry­wat­ność chro­ni sfe­rę intym­nej opre­sji kobiet. Wol­ność mowy chro­ni prze­moc sek­su­al­ną wobec kobiet i sek­su­al­ne wyko­rzy­sty­wa­nie kobiet, ponie­waż są to męskie for­my auto­ek­spre­sji. Zgod­nie z Pierw­szą Popraw­ką, tyl­ko ci, któ­rzy już mają swój głos, mają ten głos chro­nio­ny. Kobie­ty czę­ściej gło­sem męż­czyzn. Nikt, kto jesz­cze nie ma tych praw zagwa­ran­to­wa­nych spo­łecz­nie, nie dosta­je ich prawnie.

Co uda­ło się osią­gnąć kobie­tom  dzię­ki poli­ty­ce libe­ra­li­zmu? Popraw­ka doty­czą­ca Rów­no­ści Płci zosta­ła utra­co­na. Finan­so­wa­nie abor­cji zosta­ło utra­co­ne. Nie uda­ło się osią­gnąć nicze­go zna­czą­ce­go w zakre­sie refor­my pra­wa o gwał­cie. Sąd Naj­wyż­szy two­rzy postę­po­we pra­wo doty­czą­ce dys­kry­mi­na­cji ze wzglę­du na płeć w dużej mie­rze na wła­sną rękę. Wie­cie, to napraw­dę nie­sa­mo­wi­ta obe­lga, kie­dy pań­stwo radzi sobie z rów­no­ścią płci lepiej niż ruch kobie­cy. Stra­ci­ły­by­śmy usta­wo­wy urlop macie­rzyń­ski, gdy­by ten femi­nizm osią­gnął swo­je. Ale por­no­gra­fia zosta­ła ocalona.

Libe­ra­lizm czy­ni te wyni­ki nie­unik­nio­ny­mi, czę­ścio­wo dla­te­go, że nie może spoj­rzeć na sek­su­al­ną mizo­gi­nię. Jest tak dla­te­go, że mizo­gi­nia jest sek­su­al­na. Żeby było jasne – jest sek­su­al­na dla lewi­cy, jest sek­su­al­na dla pra­wi­cy, jest sek­su­al­na dla libe­ra­łów i jest sek­su­al­na dla kon­ser­wa­ty­stów. W rezul­ta­cie sek­su­al­ność jako spo­łecz­nie zor­ga­ni­zo­wa­na, jest głę­bo­ko mizo­gi­ni­stycz­na. Wobec męskiej domi­na­cji, któ­rej ide­olo­gią rzą­dzą­cą jest obec­nie libe­ra­lizm, sek­su­al­ny mizo­gi­nizm, któ­ry jest pod­sta­wą wszyst­kich tych pro­ble­mów, nie może być postrze­ga­ny jako kwe­stia rów­no­ści płci, ponie­waż sek­su­al­ność opie­ra się na nie­rów­no­ści płci. Pra­wo rów­no­ścio­we nie może odno­sić się do sek­su­al­no­ści, ponie­waż rów­ność nie jest sexy, a nie­rów­ność jest. Rów­ność nie może odno­sić się do sek­su­al­no­ści, ponie­waż sek­su­al­ność ma miej­sce w sfe­rze pry­wat­nej i nic nie powin­no inge­ro­wać w sfe­rę pry­wat­ną, nie­za­leż­nie od tego, jak bar­dzo jest to nie­rów­ne. Rów­ność nie może być tak­że waż­niej­sza niż mowa, ponie­waż eks­pre­sja sek­su­al­na jest sek­sem, a nie­rów­ny seks jest czymś, co męż­czyź­ni chcą przekazać.

To powie­dziaw­szy, oto  jeste­śmy w tym poko­ju – na tej kon­fe­ren­cji jest wię­cej ludzi niż bol­sze­wi­cy potrze­bo­wa­li do oba­le­nia cara. Dzię­ki Wam znów zaczy­nam wie­rzyć, że ruch kobiet może ponow­nie zacząć dzia­łać. Być może na Waszych warsz­ta­tach mogły­by­ście pomy­śleć o spo­so­bach – Roz­po­rzą­dze­nie jest jed­nym z nich, zna­my inne, a jest wie­le cze­ka­ją­cych na odkry­cie – aby zmo­bi­li­zo­wać fizycz­ną i eko­no­micz­ną nie­pew­ność kobiet opar­tą na płci, ich bez­bron­ność i despe­ra­cję, aby nie dać się poko­nać oso­bi­stym upo­ko­rze­niom opar­tym na płci, kobie­cej nudzie i kobie­cej roz­pa­czy. Pomy­śl­cie o tym, jak zmie­nić strach kobiet, tak aby strach nie był już naj­bar­dziej racjo­nal­ną emo­cją, jaką odczu­wa­my, o tym, jak prze­kształ­cić kobie­cą nie­wi­dzial­ność, wyczer­pa­nie, mil­cze­nie i nie­na­wiść do samej sie­bie. Gdy uwol­ni­my się od tego wszyst­kie­go, co może sta­nąć naprze­ciw­ko temu? Pomy­śl­cie też o tym, jak wbrew wszyst­kie­mu, wbrew histo­rii, wbrew wszyst­kim dowo­dom, może­my stwo­rzyć – wymy­ślić – nadzie­ję opar­tą na płci.

tłu­ma­cze­nie: Blan­ka Chmielowska

Bibliografia

[1] Maga­zyn Rat (tłum. Szczur) w latach 60. sku­piał się na muzy­ce i kontr­kul­tu­rze. W latach 70. W.I.T.C.H. — Women’s Inter­na­tio­nal Ter­ro­rist Con­spi­ra­cy from Hell (Mię­dzy­na­ro­do­wy spi­sek ter­ro­ry­stycz­ny kobiet z pie­kła rodem) — i jego sio­strza­ne gru­py prze­kształ­ci­ły RAT Women’s Libe­RA­Tion (Wyzwo­le­nie Kobiet). Z nowym per­so­ne­lem poli­tycz­nie zaan­ga­żo­wa­nych kobiet, gaze­ta ta była jed­nym z pierw­szych maga­zy­nów femi­ni­stycz­nych dru­giej fali w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. [przyp. tłum]

[2] Mac­Kin­non uży­wa w tek­ście okre­śle­nia acqu­ie­scen­ce, któ­re ozna­cza bez­gło­śne, nie­chęt­ne przy­zwo­le­nie, bar­dzo czę­sto wymu­szo­ne, odróż­nia­jąc je od con­sent jako zgo­dy na coś, któ­ra jest gło­śna i jasna. (przyp.tłum)

[3] Snuff to bru­tal­ny hor­ror z 1976 roku, któ­ry przy­czy­nił się do roz­pro­mo­wa­nia fil­mów z gatun­ku snuff, choć sam do nie­go nie nale­żał. Snuff jako gatu­nek cha­rak­te­ry­zu­je się sce­na­mi praw­dzi­wych gwał­tów, tor­tur czy zabójstw. Fabu­ła fil­mu z 1976 roku roz­gry­wa się gdzieś w Ame­ry­ce Połu­dnio­wej i przed­sta­wia histo­rię prze­śla­do­wa­nej, a final­nie sady­stycz­nie zamor­do­wa­nej cię­żar­nej aktor­ki. W całych Sta­nach Zjed­no­czo­nych femi­nist­ki pikie­to­wa­ły pod kina­mi, w któ­rych wyświe­tla­no film i nisz­czy­ły pro­mu­ją­ce go pla­ka­ty. Mac­Kin­non wie­lo­krot­nie w swo­ich tek­stach przy­wo­łu­je zarów­no film Snuff jak i cały gatu­nek, by zobra­zo­wać kon­se­kwen­cje nie­na­wist­nych fan­ta­zji o kobie­to­bój­stwie (przyp. tłum).

[4] Przy­kła­dem tej trans­for­ma­cji jest Brown, Emer­son, Fre­ed­man, Falk, „The Equ­al Rights Amend­ment: A Con­sti­tu­tio­nal Basis for Equ­al Rights for Women”, 80 Yale L.J. (1971).

[5] Roe v. Wade, 410 U.S. 113 (1973).

[6] Har­ris v. McRae, 448 U.S. 297 (1980).

[7] EEOC v. Sears, Roebuck & Co., 839 F.2d 302 (7th Cir. 1988).

[8] 5 Offer of Pro­of Con­cer­ning the Testi­mo­ny of Dr. Rosa­lind Rosen­berg and Writ­ten Rebut­tal Testi­mo­ny of Dr. Rosa­lind Rosen­berg befo­re the Uni­ted Sta­tes District Court for the Nor­thern District of Illi­no­is in EEOC v. Sears Roebuck & Co., 504 F. Supp. 241 (N.D. 111. 1988).

[9] Writ­ten Testi­mo­ny of Ali­ce Kes­sler-Har­ris befo­re the Uni­ted Sta­tes District Court for the Nor­thern District of Illi­no­is in EEOC v. Sears, Roebuck & Co., 504 F.Supp. 241 (N.D. 111. 1988).

[10] Title VII of the Civil Rights Act

[11] Cali­for­nia Fede­ral Savings & Loan, et al. v. Guer­ra, 479 U.S. 272 (1987).

[12] Roz­po­rzą­dze­nie dla mia­sta Min­ne­apo­lis, popraw­ka tytuł 7, roz­dział 139 Kodek­su Ordy­na­cji Min­ne­apo­lis doty­czą­cy praw oby­wa­tel­skich, sek­cja 139.10 i następ­ne, prze­dru­ko­wa­ny w Dwor­kin i Mac­Kin­non, Por­no­gra­phy & Civil Rights: A New Day for Women’s Equ­ali­ty (Min­ne­apo­lis: Orga­ni­zing Aga­inst Por­no­gra­phy, 1988).

[13] Uprze­dze­nie oka­zy­wa­ne przez człon­ków gru­py mniej­szo­ścio­wej w sto­sun­ku do człon­ków podob­nej gru­py mniej­szo­ścio­wej, któ­ra jest postrze­ga­na jako bar­dziej main­stre­amo­wa – przyp. tłum.

[14] Brief Ami­ci Curiae of Femi­nist Anti-Cen­sor­ship Task For­ce et al. in Ame­ri­can Book­sel­lers Asso­cia­tion v. Hud­nut, 21 J. of L. Reform 69 (1988).

[15] Ibid. at 121.

[16] Ibid.

[17] Ibid.

[18] Ibid. at 129.

[19] Ibid. at 122, 127-28, 130, 131.

[20] Ame­ri­can Book­sel­lers v. Hud­nut, 771 F.2d 323, 327 (7th Cir. 1985).

[21] bez­stron­ny dorad­ca, czę­sto dobro­wol­ny, dla sądu w kon­kret­nej spra­wie – przyp. tłum.

[22] Ame­ri­can Book­sel­lers v. Hud­nut, 771 F.2d 323, 324 (7th Cir. 1985).

[23] W wie­lu spo­łecz­no­ściach afro­ame­ry­kań­skich obe­lga uży­wa­na do zdys­kre­dy­to­wa­nia czar­no­skó­rej oso­by, któ­ra jest upo­ka­rza­ją­co ule­gła lub ustę­pli­wa wobec bia­łych ludzi – przyp. tłum.

[24] Mac­Kin­non uży­wa okre­śle­nia scabs – obraź­li­wej nazwy dla człon­ków związ­ków zawo­do­wych, któ­rzy odma­wia­ją udzia­łu w straj­ku lub pra­cow­ni­ków, któ­rzy są zatrud­nia­ni przez fir­my w celu zastą­pie­nia straj­ku­ją­cych pra­cow­ni­ków – przyp. tłum.