Esperanza Fonseca współtworzy międzynarodową organizację feministyczną World Without Exploitation i prowadzi bloga Proletarian Feminist. Wypowiada się tam jako trans kobieta ocalała z przemysłu seksualnego. Poniżej prezentujemy nasze tłumaczenie jednego z tekstów opublikowanych na jej blogu.
Chciałam napisać krótki artykuł o moich problemach z powiedzeniem “praca seksualna to praca”, które jest jednym z najczęstszych chwytów retorycznych używanych przez propagatorów handlu seksem. Coraz częściej zauważam, że w odpowiedzi na jakiekolwiek krytyczne wobec przemysłu seksualnego stanowisko ludzie reagują, wykrzykując „praca seksualna jest pracą!”. Tak jakby uznanie tego jednego zdania za prawdziwe odpierało wszelką krytykę branży seksualnej i automatycznie zawierało cały zestaw zasad, które powinnyśmy przyjąć jako oczywiste. Obalenie tych pustych frazesów ma wielką wartość w konstruowaniu proletariackiego i feministycznego stanowiska na temat handlu seksualnego.
Bagaż teoretyczny
Terminologia często stapia się z pozycją teoretyczną. Przyjęcie danego pojęcia oznacza wtedy przyjęcie stojącej za nim teorii politycznej. Aktywiści nierzadko robią to w sposób strategiczny, jak dzieje się np. w przypadku pojęcia „praca seksualna to praca”. Nie jest to po prostu stwierdzenie, że praca seksualna jest pracą, ale poparcie dla konkretnej teorii i wezwanie do stworzenia całego programu politycznego opartego na tej teorii.
Pytanie często narzuca możliwe odpowiedzi. Pytanie, czy praca seksualna jest pracą narzuca założenie, że interesy pracownicy seksualnej i przemysłu seksualnego per se łączą się. Problem polega oczywiście na tym, że ta fuzja jest całkowicie powierzchowna, ponieważ interesy prostytutki są diametralnie różne od interesów alfonsa i klienta. „Praca seksualna to praca” staje się więc bardziej linią obrony interesów przemysłu seksualnego, a mniej ochroną kobiet zmuszanych i uwikłanych w prostytucję.
Dowodzę, że w dużej mierze nie ma znaczenia, czy prostytucja jest pracą, a lepiej byłoby postawić sobie pytanie o to, czym jest kupowany i sprzedawany towar i jaki wpływ ma to utowarowienie na kobiety i osoby LGBT w klasie pracującej. Następnie argumentuję, że „ryzyko zawodowe”, czyli przemoc mężczyzn, gwałt czy bicie to normalne i nieodłączne elementy handlu seksualnego. Z powodu kryzysów kapitalizmu nie można znieść niebezpieczeństw i częstotliwości przemocy w przemyśle seksualnym za pomocą reform. Sformułowanie „praca seksualna to praca” ma łączyć interesy prostytutki z alfonsem, kupującym i kapitalistą w celu rozszerzenia rynku. Kończę krótką uwagą na temat pracy reprodukcyjnej i wyjaśniam, dlaczego uważam, że to sformułowanie i poprzedzające je pytanie są w dużej mierze nieistotne.
Czym jest praca? I czy to ma w ogóle znaczenie?
W Revolting Prostitutes [1] Juno Mac i Molly Smith argumentują, że praca seksualna jest pracą, ponieważ „ludzie sprzedają seks, aby zdobyć pieniądze”. Ich argumenty koncentrują się wokół moralnej podmiotowości prostytutki, a nie na przemyśle jako takim. Przez cały rozdział poświęcony pracy ich argumentacja opiera się na jednym: powinniśmy zaakceptować przemysł seksualny, ponieważ kapitalizm zmusza ludzi do sprzedawania swojej siły roboczej, a ci, którzy nie mogą sprzedać swojej siły roboczej, sprzedają seks. Bynajmniej nie opowiadają się za handlem seksualnym i wskazują powód, dla którego powinniśmy się mu sprzeciwiać: uciskane kobiety nie mogą sprzedawać swojej siły roboczej na rynku, więc muszą sprzedawać swoje ciało i jego części składowe w handlu seksualnym.
Czy praca więźniów jest pracą? I czy ma znaczenie, czy jest to praca, czy nie? Rozmawiałam kiedyś z kalifornijską ustawodawczynią o wykorzystywaniu pracy więźniów do gaszenia pożarów na obszarze stanu. Stwierdziła, że więźniowie sami wybrali tę pracę i ją lubią. Reporterzy potwierdzili, że „wielu więźniów uważa pracę za satysfakcjonującą”, a jeden z więźniów oświadczył nawet, że „sprawia ona, że czujesz się dobrze w środku”. Czy jest to przekonująca wymówka, aby wykorzystywać pracę więźniów do gaszenia pożarów? Nie. To, że coś generuje zysk, nie oznacza, że powinniśmy to akceptować.
Proletariacka prostytutka może odejść od pojedynczego klienta, ale nie może odejść z klasy prostytuujących się kobiet. Jeśli spróbuje wyjść, straci środki na utrzymanie. W ten sposób instytucja prostytucji uwięziła nie tylko te, które należą do klasy robotnic sprzedających swoją siłę roboczą, ale także szczególną podklasę prostytutek.
Tylko dlatego, że coś funkcjonuje jako praca i ponieważ niektórzy pracownicy twierdzą, że to lubią, nie oznacza, że powinniśmy bronić przemysłu. A kiedy podejmujemy decyzję, czy popierać brutalny przemysł, który w większości składa się ze zmuszanych do tego kobiet, wybór jest jasny. Walcz z przemysłem, wspieraj pracownice.
Ryzyko zawodowe czy męska przemoc?
Radykalne feministki od dawna są krytykowane za eksponowanie zagrożeń związanych z prostytucją w miejscu pracy. Liberalnym kontrargumentem jest to, że w każdej branży istnieje pewne ryzyko. Po co więc wyróżniać akurat przemysł seksualny? Mac i Smith argumentują, że gwałt nie jest w większym stopniu typowy dla prostytucji niż dla pracy masażystki. Mówią, że myślimy tak tylko z powodu tego „jak głęboko sięga przekonanie, że kobiety sprzedające seks rezygnują z wszelkich cielesnych granic”. Jest to podstawowy błąd w zrozumieniu przemysłu seksualnego. Jak już wcześniej wyjaśniłam, konflikt między kupującym a kupowaną wymusza walkę o granice. Nie trzeba tu żadnego moralizowania: taka jest rzeczywistość wymiany handlowej.
Mac i Smith zadają następujące pytanie, a ja postaram się na nie odpowiedzieć w tym samym duchu:
„W końcu, jeśli granice stają się bez znaczenia po tym, jak pieniądze przejdą z jednych rąk do drugich, to dlaczego reklamy i recenzje tak kłopoczą się przekazaniem – w żargonie branżowym stworzonym specjalnie do przekazywania tych szczegółów – że Mia sprzedaje seks oralny z prezerwatywą, podczas gdy Jade oferuje »oralny bez«? Specyfikacje Mii lub Jade dotyczące używania prezerwatyw stałyby się nieistotne, gdyby ich zgoda została faktycznie »kupiona« ”.
Pomysł, że ryzyko gwałtu nie jest stałym warunkiem przemysłu seksualnego, zawsze wydawał mi się absurdalny. Kiedyś zajmowałam się organizowaniem pracowników gastronomii. Nie było kontrowersyjnym stwierdzenie, że kucharz pracujący na linii był bardziej narażony na oparzenia niż hostessa. Kucharz liniowy ma większe ryzyko poparzenia, nie z powodu moralnego potępienia jego pracy, ale dlatego, że bliskość gorącego oleju lub gorącej patelni jest normalną częścią tej pracy. Przepisy i prawo mogą nieznacznie, ale nigdy całkowicie, zmniejszyć ryzyko poparzenia. Byłam w jednym z najpotężniejszych związków zawodowych i pomimo całej ochrony związkowej i robotniczej, kucharze liniowi nadal ulegali poparzeniom. A im niższa klasa, restauracja i pracownicy, tym mniej regulacji i ochrony mieli.
Co to ma wspólnego z prostytucją? Aktywiści często przekonują, że gwałt nie jest normalnym ryzykiem związanym z tą pracą, lecz wynika wyłącznie z kryminalizacji prostytucji. Zgoda, według nich, dominuje nad przymusem. Twierdzą dalej, że kupowanie seksu i stręczycielstwo powinny być zdekryminalizowane, aby prawo pracy mogło zreformować ryzyko gwałtu i przemocy. Ich pojęcie o branży jest bardzo okrojone.
- Po pierwsze, branża ta unika formalnego uznania. Klienci oczekują zachowania anonimowości, alfonsi chcą działać „pod ziemią”, a wiele prostytutek woli pozostać poza radarem. Formalne uznanie jest niezbędnym warunkiem wstępnym dla wprowadzenia regulacji i prawa pracy.
- Po drugie, prostytucja jest walką między prostytutką a klientem, a ta wojna o władzę rozgrywa się o jej ciało i w jej ciele, podczas stosunku. Jej granice cielesne są stale zagrożone.
- Po trzecie, urynkowienie seksu wiąże się z tym, że konkurencyjny rynek wyznacza granice zgody w znacznie większym stopniu niż indywidualna wola prostytutki. Prostytutka, która nie oferuje usług dostępnych na rynku, wypadnie z konkurencji i nie będzie w stanie przetrwać.
Władza jest determinowana przez klasę. Kobiety uprawiające prostytucję należą do niższych warstw proletariatu, jako jedne z najbardziej uciskanych w naszej klasie. Klient zawsze należy do wyższej warstwy, niezależnie od tego, czy jest robotnikiem najemnym, drobnomieszczaninem, czy burżuazją. Dlatego też klient zawsze zachowuje przewagę w relacji.
W tym miejscu zróbmy krok do tyłu i zdajmy sobie sprawę z tego, że dominującą zasadą handlu seksem jest zaakceptowanie faktu, że kobiety będą zmuszane do uprawiania seksu, by przetrwać i że musimy to uznać za coś, co nie różni się od jakiejkolwiek innej pracy. Jest to prawdziwy przejaw kultury gwałtu. Rewizjoniści często odwołują się do kultury gwałtu, by bronić handlu ludźmi.
Członek Twin Cities DSA [2] argumentował, iż twierdzenie, „że handel usługami seksualnymi jest z natury wyzyskujący” nie „odnosi się do czegoś, co uważamy za prawdę jako socjaliści: że znana nam natura pracy jest oparta na wyzysku”. Takie kompletne niezrozumienie branży jest wynikiem spłaszczenia różnic między wszystkimi rodzajami pracy i błędnej interpretacji teorii marksistowskiej. Praca najemna jest wyzyskująca z powodu wartości dodatkowej uzyskiwanej z pracy pracowników. Prostytucja jest wyzyskiem seksualnym, ponieważ żywi się skrajną bezbronnością, aby utrzymać klasę prostytutek, wymusza seks poprzez pieniądze i władzę oraz naraża te kobiety na gwałty i przemoc. Nie każda praca wiąże się z przymusowym seksem, nie każda praca wiąże się z wysokim ryzykiem gwałtu i męskiej przemocy, niezależnie od kontekstu prawnego, w którym działa. Nie wszystkie prace sprawiają, że ciało i jego elementy składowe mogą być sprzedawane, kupowane i wynajmowane do woli temu, kto zaoferuje najwyższą cenę.
Nie powinnyśmy domagać się praw pracowniczych w przypadku przymusowej pracy seksualnej. W branży, która wymyka się formalnemu uznaniu, prawa pracownicze nie są nawet możliwym rozwiązaniem. Prawa człowieka w przypadku kobiet nie zaczynają się dopiero po tym, gdy zostaną one zwerbowane do przymusowej pracy seksualnej, lecz zostają naruszone, gdy odmawia się im prawa do zarabiania na życie bez konieczności angażowania się w seks dla przetrwania (tym właśnie jest przymus).
Działacze na rzecz ekspansji handlu seksem chcą rozszerzyć te prawa pracownicze zarówno na kapitalistów, jak i alfonsów, których wybielają następnie terminem „strony trzecie” lub „zarząd”. Organizacja AF3IRM ujęła to najlepiej, stwierdzając:
„Zjednoczeni zwolennicy legalizacji handlu seksem przedstawiają prostytucję jako pracę dla prostytuujących się, nawet jeśli domagają się, aby takie „prawa pracownicze” zostały rozszerzone na tych, którzy są »kierownikami« i »kapitalistami«. Taka ahistoryczna koncepcja »pracy« sama w sobie jest obrazą dla klasy robotniczej, która musiała toczyć ciągłą walkę z kierownictwem i kapitałem, by zapewnić sobie chociaż godziwą płacę i mniej niebezpieczne warunki pracy”. [3]
Kryzysy kapitalizmu czy brak ochrony pracy?
Jak powiedział ekonomista David Harvey: „kryzysy są niezbędne do reprodukcji kapitalizmu” [4]. Podczas gdy inni pracownicy odczuwają w takich momentach zwiększone obciążenie ekonomiczne, prostytutki doświadczają tego wraz z większą liczbą gwałtów, przemocy i przymusu by rezygnować z prezerwatyw.
Wcześniejszy argument Mac i Smith, że używanie prezerwatyw jest dowodem zgody, został obalony przez kapitalistyczne kryzysy, takie jak COVID-19. Granice wokół prezerwatyw rzeczywiście stają się nieistotne podczas kryzysów kapitalizmu, takich jak COVID-19, kiedy nasila się przymus używania prezerwatyw. Nawet popierające handel seksem Open Society Foundations stwierdzają, że:
„Kierując się potrzebami finansowymi, pracownice seksualne częściej zgadzają się na spotkania z klientami, z którymi nie czują się komfortowo lub negocjują środki bezpieczeństwa, takie jak używanie prezerwatyw. Osoby świadczące usługi seksualne zgłaszały również, że klienci są bardziej skłonni do targowania się o ceny lub naciskania na usługi wykonywane bez prezerwatyw, odkąd w ich krajach przyjęto środki dotyczące COVID-19”. [5]
Kryzysy kapitalizmu zmuszają kobiety do prostytucji w jeszcze bardziej brutalnych warunkach. Dotyczy to zwłaszcza osób z niższej warstwy klasy prostytutek. Mac i Smith przytaczają przykład z kobietą w prostytucji, która powiedziała: „Jeśli zdarza się tak, że nie dostałam zapłaty od tygodni, muszę przyjmować klientów, którzy wydają mi się bardziej niebezpieczni, niż ci, których zwykle byłabym skłonna zaryzykować”. Kryzysy kapitalizmu zawsze wywołają te momenty, w których prostytutki będą zmuszone do przyjmowania bardziej podejrzanych klientów, aby przetrwać.
Rynki kapitalistyczne są z natury niestabilne – podlegają wzlotom i upadkom. Załamania powodują częstsze występowanie przemocy i niebezpiecznych praktyk, czego przykładem była pandemia. Dekryminalizacja sutenerów i kupców nie może powstrzymać kryzysów, dlatego taką politykę można uznać za uosobienie neoliberalizmu. Głęboki indywidualizm i wolność rynku zamaskowane populistycznym hasłem.
„Praca seksualna to praca” łączy interesy proletariatu z interesami przemysłu
W jakiej innej gałęzi przemysłu interesy branży są przedstawiane jako interesy pracownika? Przemysł paliw kopalnych, na przykład, świetnie radził sobie z wmawianiem pracownikom, że ich źródło utrzymania jest związane z sukcesem przemysłu. Robotnikom mówi się, że likwidacja przemysłu paliw kopalnych będzie oznaczać koniec ich możliwości utrzymania. Plany sprawiedliwej transformacji są przedstawiane jako straszliwe zło, którego należy się wystrzegać za wszelką cenę. Istnieją oczywiste różnice między przemysłem paliw kopalnych a przemysłem seksualnym. Obu jednak udało się osiągnąć fuzję między interesem robotnika a przemysłu,w ramach odruchu obronnego, mającego na celu ochronę interesów przemysłu.
Oczywiście heteroseksualni mężczyźni mogą się z tym zgodzić, ponieważ ich interesy również są zbieżne z interesami przemysłu seksualnego. Kiedy mężczyźni pozostają bogatsi od kobiet, mają rezerwową armię kobiet na każde zawołanie, mogą kupić dostęp do seksu, władzy i kobiet, kiedy tylko chcą. Dlaczego mieliby sprzeciwiać się swoim interesom?
Lewicowi mężczyźni, którzy są zbyt leniwi, by pracować nad poprawą warunków materialnych kobiet, mogą zamiast tego zdecydować się na wspieranie przemysłu seksualnego. Tam jest miejsce kobiet, które nie mają innego wyboru i powinniśmy to zaakceptować. Rzućmy więc wszystkie modne hasełka, aby brzmieć radykalnie: odstygmatyzować, znormalizować, zdekryminalizować, oddawać platformę, solidaryzować. Jednak nigdy nie potrafią wyjaśnić, skąd bierze się ta stygmatyzacja czy przemoc. I nigdy nie wyjaśniają, dlaczego ich wersja „solidarności z pracownicami seksualnymi” zawsze jest zgodna z interesami alfonsów i kupujących. Brzmią radykalnie, pozostając wygodnie w granicach kultury męskiej supremacji. To, że uprzedmiotawiają kobiety pozostaje niezakwestionowane.
„Solidarność z pracownicami seksualnymi” została skonstruowana tak, aby oznaczać tylko jedno: normalizację, legitymizację, rozszerzenie i wybielenie branży seksualnej. Pozostałe opcje, z racji zamierzonego celu hasła, są celowo odsuwane na dalszy plan. Wszystko inne jest przedstawiane jako anty sex work: zagwarantowanie prawa, by nie musieć się prostytuować, prawa do odejścia, prawa do przetrwania bez konieczności wchodzenia w prostytucję, prawa rdzennych kobiet do zakończenia prostytucji na ich ziemiach, prawo kobiet z trzeciego świata do tego, by nie były zmuszane do służenia imperialistycznym mężczyznom. Rewolucyjna lewica feministyczna musi walczyć o przedefiniowanie hasła „solidarność z pracownicami seksualnymi” tak, by stało się prorobotnicze i antyprzemysłowe.
Branże paliw kopalnych zaprzeczają, że ich przemysł niszczy środowisko. Przemysł tytoniowy zaprzecza, jakoby ten niszczył zdrowie ludzi. Przemysł seksualny zaprzecza, jakoby krzywdziły kobiety, narażając je na ciągłe gwałty i przemoc. I zbyt wielu ludzi im wierzy, nie rozumiejąc, że postawa proprzemysłowa nigdy nie może być prorobotnicza.
Wynagrodzenie za pracę reprodukcyjną?
Wiele można na ten temat powiedzieć i zamierzam omówić ten temat głębiej w innym tekście. W międzyczasie ujmę to tak. Prostytucja nie jest bardziej „otrzymywaniem zapłaty za to, co ludzie zwykle robią za darmo”, niż w przypadku gospodyni domowej, która otrzymuje wynagrodzenie za sprzątanie pokojów innych osób, ale wciąż sprząta swoje za darmo. Gdyby prostytucja była wynagrodzeniem za pracę seksualną, kobieta nie musiałaby uprawiać seksu, aby otrzymać wynagrodzenie, jej potrzeby byłyby zaspokojone już w normalnym toku dnia.
Kapitalizm jest częściowo naznaczony podziałem na produkcję i reprodukcję. Niektórzy twierdzą, że ten podział można rozwiązać poprzez poszerzenie wpływów rynków krajowych i seksualnych. Jednak tej sprzeczności nie da się rozwiązać za pośrednictwem takiej ekspansji, ponieważ tworzą one tylko inną formę podwójnego wyzysku kobiet [tym razem poza domem, przyp. red.]. Utowarowienie jej seksualności nie jest zapłatą za pracę, którą już wykonuje, ale dodatkowym miejscem wyzysku.
Trafność pytania
Pytanie, czy prostytucja jest pracą, jest w dużej mierze nieistotne dla proletariackiej czy socjalistycznej feministki. To, że jest to praca, bądź też nie, nie gwarantuje naszej entuzjastycznej aprobaty. „Praca/zawód” (work) nie jest terminem marksistowskim, „praca użyteczna” (labor) jest. A praca użyteczna (labor), produkcyjna lub reprodukcyjna, może istnieć na różnych poziomach przymusu i przemocy. Logika „sex work is work” nie ma sensu, ponieważ nie powinniśmy bezkrytycznie popierać branży tylko dlatego, że pasuje ona do szerokiego, potocznego rozumienia „pracy”. Zwłaszcza, gdy branża ta okazała się niezdolna do oddzielenia przymusu i przemocy od standardowych procedur operacyjnych.
Aktywiści tacy jak Mac i Smith, wraz ze swoimi ofertami książkowymi, proponują teorię handlu seksualnego, która jest oderwana od rzeczywistości i odwołują się do pustych frazesów, aby zdobyć poparcie dla stanowiska politycznego, które jest bardziej proprzemysłowe niż prorobotnicze. Pierwszym krokiem w każdej kampanii, która naprawdę troszczy się o kobiety i osoby LGBT w branży seksualnej, musi być oddzielenie branży od osoby i zrozumienie różnicy oraz przeciwstawnych interesów klasowych.
Nie powinniśmy po prostu pytać „czy jest to praca”, ale „czym jest towar kupowany, sprzedawany i wynajmowany na rynku”, „czy ten przemysł jest w przeważającej mierze oparty na przymusie i przemocy”, „czy ta branża jest społecznie konieczna, aby ją usprawiedliwiać” i „jaki wpływ ma ta branża na klasę pracującą?” Odpowiadając na te pytania, dochodzimy do zupełnie innych wniosków co do tego, co należy zrobić.
Oryginał: www.proletarianfeminist.medium.com/the-problem-with-the-phrase-sex-work-is-work-bdac613eb2f0
Tłumaczyła: Aleksandra Bielska
Bibliografia:
[1] Mac, J., Smith, M., Revolting Prostitutes: The Fight for Sex Workers’ Rights, Verso 2018
[2] https://twincitiesdsa.org/2019/08/convention-reportback-tracy-w/
[4] https://roarmag.org/essays/david-harvey-seventeen-contradictions-excerpt/
[5] https://www.opensocietyfoundations.org/voices/the-multiplying-threats-facing-sex-workers-today