Recenzje Bez ogródek #2: Andrea Dworkin, Pornografia: Mężczyźni posiadający kobiety.

W Bzo­wym cyklu recen­zyj­nym pre­zen­tu­ję jed­ną z kla­sycz­nych dla rady­kal­nych femi­ni­stek prac poświę­co­nych por­no­gra­fii i jej oddzia­ły­wa­niu na codzien­ność kobiet. Por­no­gra­fia: Męż­czyź­ni posia­da­ją­cy kobie­ty to książ­ka, któ­ra nie­ste­ty nigdy nie zosta­ła w cało­ści prze­tłu­ma­czo­na na język pol­ski, ale i tak stwier­dzi­łam, że war­to opo­wie­dzieć  o niej szer­sze­mu gro­nu czy­tel­ni­czek, zapra­szam do przeczytania!

PS: W tek­ście pozwo­li­łam sobie za zbio­rem ese­jów Andrei Dwor­kin uży­wać słów ogól­nie uzna­wa­nych za wulgarne.

Alek­san­dra Biel­ska [1]

Jako zna­na pisar­ka – pogrą­żo­na w cza­sie i zna­cze­niu, zauro­czo­na i opę­ta­na codzien­no­ścią – zde­cy­do­wa­łam, że chcę, aby kobie­ty zoba­czy­ły to, co ja ujrza­łam. To może być naj­bar­dziej bez­względ­ny wybór, jakie­go w życiu doko­na­łam. Ale szcze­rze, tyl­ko dzię­ki nie­mu odczu­łam przy­jem­ność pod­czas pisa­nia, tą chci­wą, aro­ganc­ką przy­jem­ność, bo to był jedy­ny wybór, któ­ry pozwo­lił mi zatrium­fo­wać nad tema­tem moich stu­diów, poka­zu­jąc go, zauwa­ża­jąc go i zmie­nia­jąc go w coś, co było zde­fi­nio­wa­ne i uży­wa­ne, zamiast po pro­stu pozwo­lić mu pozo­stać czymś, co nas defi­niu­je i wykorzystuje. 

Andrea Dwor­kin, O pisa­niu „Por­no­gra­fii: Męż­czyź­ni posia­da­ją­cy kobie­ty.” [2]

Tak Andrea Dwor­kin w dwa lata po pier­wot­nej publi­ka­cji wspo­mi­na­ła swo­ją oku­pio­ną bólem, samot­no­ścią i gnie­wem, podróż po świe­cie por­no­gra­fii. We wspo­mnie­niach dla „San Fran­ci­sco Review of Books” pisze o efek­tach psy­chicz­nych, któ­re dozna­ła pod­czas przy­go­to­wań do napi­sa­nia Por­no­gra­fii… Czu­ła się obrzy­dzo­na, była poiry­to­wa­na, ale jed­no­cze­śnie odczu­wa­ła ogrom­ne poczu­cie misji i słusz­no­ści decy­zji, któ­rą pod­ję­ła. Wie­dzia­ła, że musi stwo­rzyć dzie­ło total­ne, w któ­rym opi­sze cał­ko­wi­ty mecha­nizm męskiej domi­na­cji. Wte­dy już nikt jej nic nie będzie mógł zarzucić.

Na pierw­szy rzut oka rezul­tat jej trzy­let­nich stu­diów jest bar­dzo cha­otycz­ny, ale w tym sza­leń­stwie jest meto­da. Wie­lość tema­tów ma jeden cel: przed­sta­wić zupeł­ne upodle­nie kobiet jako kla­sy i ska­lę prze­mo­cy wobec nich, któ­ra jest tak inhe­rent­na dla naszej kul­tu­ry, że aż nie­od­czu­wal­na. Dwor­kin chce dotrzeć do tej praw­dy i wywlec ją na świa­tło dzien­ne, żeby już żad­na kobie­ta nie mia­ła złu­dzeń co do tego, jak wyglą­da jej życie w patriar­cha­cie. Czę­sto jed­nak pierw­sze spo­tka­nie z bru­tal­ną praw­dą jest nie­uda­ne. Tak też było w moim przy­pad­ku, bo była to pierw­sza abo­li­cjo­ni­stycz­na książ­ka, jaką prze­czy­ta­łam. Ska­lę prze­mo­cy w niej opi­sa­ną zro­zu­mia­łam dopie­ro przy ponow­nym czy­ta­niu, kie­dy byłam już bar­dziej świa­do­mą femi­nist­ką. Nie da się jed­nak obok tej lek­tu­ry przejść obo­jęt­nie, nawet będąc nie­za­zna­jo­mio­ną z teo­rią femi­ni­stycz­ną – zawsze coś z niej zosta­je w czy­tel­nicz­ce. U mnie było to poczu­cie nie­spra­wie­dli­wo­ści i wra­że­nie, że „coś jest nie tak”. To „coś” Dwor­kin nazy­wa po pro­stu por­no­gra­fią, ale to zro­zu­mia­łam o wie­le później…

Będzie­my wie­dzieć, że jeste­śmy wol­ne, kie­dy por­no­gra­fia nie będzie już ist­nieć. [3]

Do swo­jej ana­li­zy Dwor­kin wyko­rzy­stu­je opi­sy „praw­dzi­wej” por­no­gra­fii w wer­sji wizu­al­nej jak i lite­rac­kiej. Tu war­to zazna­czyć, że już sama fra­za „praw­dzi­wa por­no­gra­fia” jest pro­ble­ma­tycz­na w ramach myśli autor­ki, bo według niej por­no­gra­fią jest/​może być wszyst­ko, co nas ota­cza. My rów­nież jeste­śmy por­no­gra­fią, co Dwor­kin bły­sko­tli­wie wykła­da w roz­dzia­le szó­stym, któ­ry dwa tygo­dnie temu poja­wił się na naszej stro­nie w moim autor­skim tłu­ma­cze­niu [4]. Zakres tema­tycz­ny zbio­ru ese­jów Dwor­kin musi być róż­no­rod­ny i jed­no­cze­śnie szcze­gól­ny, bo taka też jest por­no­gra­fia (czy­li jak tłu­ma­czy czy­tel­nicz­kom autor­ka – „gra­ficz­ne przed­sta­wie­nie dziw­ki”). Kom­po­zy­cja, któ­ra już sama w sobie odda­je bez­miar męskiej domi­na­cji, to jeden z więk­szych osią­gnięć ese­isty­ki Dwor­kin. Znaj­dzie­my w nich m.in. dogłęb­ną ana­li­zę twór­czo­ści jak i dys­kur­su wokół mar­ki­za de Sade’a – ulu­bio­ne­go sady­sty lewi­cow­ców; kry­ty­kę sek­su­olo­gii jako dzie­dzi­ny, któ­ra zme­dy­ka­li­zo­wa­ła i zna­tu­ra­li­zo­wa­ła męską domi­na­cję; oce­nę Georges’a Bataille’a i jego Histo­rii oka – czy­li tzw. „eks­klu­zyw­nej por­no­gra­fii”, skie­ro­wa­nej do znu­dzo­nych klas wyż­szych i cenio­ną przez takich filo­zo­fów jak Susan Son­tag czy Jean-Paul Sar­tre. Wszyst­kie te przy­kła­dy słu­żą jedy­nie repre­zen­ta­cji więk­szej, ogól­no­kul­tu­ro­wej ten­den­cji i tego, jak obec­ność tre­ści por­no­gra­ficz­nych w spo­łe­czeń­stwie wpły­wa na sytu­ację kobiet. 

Czę­sto zarzu­ca się Dwor­kin, że nie­na­wi­dzi­ła męż­czyzn, ale nie jest to praw­da. Nie­na­wi­dzi­ła tego, że poło­wa spo­łe­czeń­stwa musi kulić się pod batem dru­giej. Nie­na­wi­dzi­ła tej róż­ni­cy, nie­na­wi­dzi­ła tej prze­mo­cy i nie­na­wi­dzi­ła tego, że więk­szość kobiet nawet nie widzi swo­je­go wła­sne­go cier­pie­nia. Po to była jej Por­no­gra­fia… – mia­ła słu­żyć jako prze­stro­ga, ale też pod­ręcz­nik do prze­miesz­cza­nia się w kul­tu­rze męskiej supre­ma­cji. Już w pierw­szym roz­dzia­le pt. Wła­dza (ang. Power) wykła­da „sześć prawd wia­ry” męskiej dominacji:

  1. Wła­dza pozwa­la męż­czy­znom na odczu­wa­nie wła­snej pod­mio­to­wo­ści, a kobie­tom już z defi­ni­cji jej brakuje.
  2. Wła­dza to siła fizycz­na uży­wa­na raz za razem prze­ciw­ko tym, któ­rzy są słab­si lub nie posia­da­ją spo­łecz­nej sank­cji na jej używanie.
  3. Wła­dza to moż­li­wość sia­nia terroru.
  4. Wła­dza męż­czyzn pole­ga na nazywaniu.
  5. Wła­dza męż­czyzn pole­ga na posiadaniu.
  6. Wła­dza pie­nią­dza to wyraź­nie męska władza. 

Męż­czyź­ni nie są inhe­rent­nie źli, nie są bio­lo­gicz­nie prze­mo­co­wi. W patriar­chal­nej kul­tu­rze trud­no jed­nak jest im wyjść poza ten sche­mat, co Dwor­kin opi­su­je w roz­dzia­le dru­gim, Męż­czyź­ni i chłop­cy (ang. Men and Boys). Mali chłop­cy obser­wu­ją swo­ich rodzi­ców i, cał­kiem słusz­nie, wybie­ra­ją upo­dab­nia­nie się do tego wszech­moc­ne­go, a nie upodlo­ne­go rodzica:

Być mat­ką – wyko­ny­wać pra­ce domo­we albo być ojcem – nieść pał­kę. Być mat­ką – być pie­przo­ną albo być ojcem – pie­przyć. Chło­piec ma wybór. Chło­piec wybie­ra bycie męż­czy­zną, ponie­waż lepiej jest być męż­czy­zną niż być kobie­tą. [5]

Chłop­cy, któ­rzy pró­bu­ją prze­ciw­sta­wić się temu sche­ma­to­wi, są tłam­sze­ni i eli­mi­no­wa­ni, ponie­waż zagra­ża­ją całej kla­sie męż­czyzn; są cho­dzą­cym przy­kła­dem upodlo­nej męsko­ści, bo męsko­ści nurza­ją­cej się w kobie­co­ści. Dwor­kin zazna­cza, że oni rów­nież pada­ją ofia­ra­mi prze­mo­cy sek­su­al­nej – tej naj­bar­dziej spo­łecz­nie hań­bią­cej i styg­ma­ty­zu­ją­cej for­my cier­pie­nia; dzie­je się to szcze­gól­nie w pro­sty­tu­cji, ale rów­nież w cza­sie woj­ny czy w wię­zie­niach. Z tego same­go powo­du męska homo­sek­su­al­ność sta­no­wi zagro­że­nie dla patriar­cha­tu – pro­wa­dzi do ujarz­mie­nia męsko­ści, czy­li cze­goś, na co kla­sa panów nie może sobie pozwo­lić. Pro­blem ten znik­nie dopie­ro wte­dy, kie­dy znik­nie róż­ni­ca pomię­dzy płciami:

Nie­moż­li­wym jest, żeby rela­cje męsko-męskie były lub mogły być tole­ro­wa­ne przez męż­czyzn jako kla­sę, dopó­ki natu­ra męsko­ści nie będzie zmie­nio­na, to zna­czy dopó­ki gwałt nie prze­sta­nie być pod­sta­wo­wym ele­men­tem sek­su­al­no­ści. [6]

Por­no­gra­fia jest narzę­dziem insty­tu­cjo­na­li­za­cji męskiej supre­ma­cji. Jak w Por­no­gra­fii i męskiej supre­ma­cji pisze John Stol­ten­berg, dopie­ro w świe­cie bez niej będzie moż­na mówić o praw­dzi­wej wol­no­ści sek­su­al­nej, ponie­waż będzie opar­ta o rze­czy­wi­ste potrze­by bli­sko­ści i deli­kat­no­ści, a nie eks­pan­sję na cia­ło dru­giej oso­by. Wte­dy zapa­nu­je praw­dzi­wa sek­su­al­na spra­wie­dli­wość (ang. sexu­al justi­ce) pomię­dzy kobie­ta­mi i męż­czy­zna­mi. [7] 

Jest ide­olo­gia pra­wi­cy i jest ide­olo­gia lewi­cy. [8] 

Ese­isty­ka Dwor­kin jest waż­na z jesz­cze jed­ne­go powo­du – zwra­ca uwa­gę na to, że pro­blem prze­mo­cy wobec kobiet jest uni­wer­sal­ny dla każ­dej opcji poli­tycz­nej. Jed­nym z naj­więk­szych kłamstw patriar­cha­tu jest to, że sta­no­wi dome­nę jedy­nie skraj­nej pra­wi­cy. Sys­tem męskiej supre­ma­cji jest rów­nież pro­ble­mem lewi­cy, któ­ra przez lata skrzęt­nie pró­bo­wa­ła go ukryć pod płasz­czy­kiem wyzwo­le­nia sek­su­al­ne­go i eman­cy­pa­cji. Oka­zu­je się, że nie­ste­ty męż­czyź­ni soli­da­ry­zu­ją się ponad podzia­ła­mi politycznymi.

Mecha­nizm męskiej supre­ma­cji opie­ra się na pro­stej meta­fi­zy­ce: wszyst­kie kobie­ty to dziw­ki, dla­te­go wszel­ka prze­moc wobec nich nie jest pro­ble­ma­tycz­na, bo prze­cież z dziw­ką moż­na zro­bić wszyst­ko. Pro­gre­sy­wi­ści obu­rzy­li­by się na tę mak­sy­mę już za samo uży­cie sło­wa „dziw­ka”, ale Dwor­kin sta­wia na dosad­ność prze­ka­zu, a nie jego upu­pia­ją­cą eufe­mi­za­cję. W uży­ciu sło­wa „dziw­ka” obu­rza ich rów­nież to, że prze­cież moż­na wybrać sobie bycie dziw­ką, moż­na chcieć nią być, „ode­brać” to sło­wo patriar­cha­to­wi. Moż­na chcieć być poni­ża­ną, bitą, pod­ci­na­ną, szar­pa­ną, powie­szo­na, prze­cież moż­na chcieć… Dwor­kin mówi, że nie moż­na „stać się dziw­ką”, „zacząć nią być”, bo kobie­ty w sys­te­mie męskiej supre­ma­cji od zawsze nimi były. Żyje­my w koń­cu w por­no­gra­fii. Nie ma więc „bez­piecz­nych” prze­strze­ni, bo nie da się takich prze­strze­ni stwo­rzyć. Nie ma  nie­pa­triar­chal­nych rela­cji w patriar­cha­cie. Nie będzie ich, dopó­ki pozwa­la­my, żeby męska supre­ma­cja jako sys­tem ist­nia­ła. Naj­wi­docz­niej­szym prze­ja­wem tej supre­ma­cji jest wła­śnie por­no­gra­fia i sko­li­ga­co­na z nią pro­sty­tu­cja, któ­re obec­nie, ponad 40 lat po wyda­niu oma­wia­nej książ­ki, prze­ży­wa swój kolej­ny już roz­kwit. Na razie pro­sty­tut­ka jest naj­bar­dziej natu­ral­ną for­mą kobie­co­ści – zawsze dostęp­ną, zawsze chęt­ną, zawsze męską.

Pro­sty­tut­ka pra­wi­cy jest małym, brud­nym sekre­tem męż­czy­zny. Dostęp­na, ale w ukry­ciu, w zaci­szu. Pro­sty­tut­ka lewi­cy jest wol­na, wyzwo­lo­na dzię­ki por­no­gra­fii i upu­blicz­nio­na. Dwor­kin nie zga­dza się na taki świat. Sama była ofia­rą lewi­co­wej glo­ry­fi­ka­cji pro­sty­tu­cji, kie­dy miesz­ka­jąc w Holan­dii ze swo­im pierw­szym mężem, zna­nym anar­chi­stą, zaczę­ła sprze­da­wać seks. [9] Nie zga­dza się na świat, w któ­rym nauka i kul­tu­ra zaprzę­gły się do uspra­wie­dli­wie­nia męskiej supre­ma­cji. Mówi jasno, że mamy do czy­nie­nia z histo­rią pisa­ną przez mizo­gi­nów odpo­wie­dzial­nych za nauko­we i filo­zo­ficz­ne uprzed­mio­to­wie­nie kobie­ty. Kobie­ta jest egzo­ty­zo­wa­na, kre­owa­na na Inne­go, na pew­no nie-czło­wie­ka (nie-męż­czy­znę) i dla­te­go trak­to­wa­na jako sta­dium pośred­nie pomię­dzy czło­wie­kiem a zwie­rzę­ciem. Dwor­kin wyty­ka, np. Have­loc­ko­wi Elli­so­wi – jed­ne­mu z ojców współ­cze­snej sek­su­olo­gii – mizo­gi­nię, któ­ra medy­ka­li­zu­je pod­le­głą natu­rę kobie­ty i jej skłon­ność do „bio­lo­gicz­ne­go sady­zmu”, co w kon­se­kwen­cji pro­wa­dzi do natu­ra­li­za­cji jej pod­dań­stwa i łączą­ce­go się z nim cier­pie­nia. Rów­nież na polu histo­rii filo­zo­fii, co wykła­da Dwor­kin, mamy do czy­nie­na  z  roman­ty­za­cją cier­pie­nia, oddzie­la­ją­cą prze­moc od sek­su i two­rzą­cą ułu­dę libe­ral­nej kon­cep­cji zgo­dy, w któ­rej wystar­cza mitycz­ny con­sent, żeby nagle znieść prze­moc, żeby nagle znieść upodle­nie… Dwor­kin chce mówić o sys­te­mie, a sys­tem jest jeden i total­ny – męska supre­ma­cja, któ­ra napę­dza por­no­gra­fię i jed­no­cze­śnie jest przez nią napędzana.

Lewi­ca nie może mieć i swo­ich dzi­wek, i swo­jej poli­ty­ki. [10] 

Co może­my zro­bić z tym całym cier­pie­niem, z któ­rym zosta­wia nas Dwor­kin? Autor­ka nie daje goto­wej recep­ty, a wręcz zale­ży jej na tym, żeby w czy­tel­nicz­ce pozo­stał nie­smak, pozo­sta­ło obrzy­dze­nie, pozo­sta­ła złość. Musi je w sobie prze­żyć, żeby póź­niej nauczyć się nie zga­dzać z por­no­gra­fią, w któ­rej przy­szło jej żyć. Żeby jed­nak móc powie­dzieć jej „nie” i być w tym wytrwa­łą i kon­se­kwent­ną, trze­ba zna­leźć w sobie nie­wy­czer­pa­ne pokła­dy odwa­gi. Trze­ba być przy­go­to­wa­ną na ostra­cyzm, samot­ność i nie­chęć wła­sne­go, wyda­wa­ło­by się, śro­do­wi­ska. Trze­ba być goto­wą na zmie­rze­nie się nawet z naj­bliż­szy­mi „towa­rzy­sza­mi”. Trze­ba prze­pro­wa­dzić wie­le roz­mów i wie­le debat. Ale trze­ba też dzia­łać. Nie żyje­my w koń­cu w libe­ral­nej uto­pii i sło­wa czy zmia­ny w naszym języ­ku same w sobie nic nie wskó­ra­ją. Nale­ży otwar­cie wal­czyć z wyzy­skiem i prze­mo­cą, jakie idą za por­no­gra­fią i pro­sty­tu­cją. Nie wystar­czy je tyl­ko taki­mi nazy­wać. A co naj­waż­niej­sze trze­ba nauczyć się widzieć w przed­sta­wia­nych tam kobie­tach, kobie­ty takie jak każ­da z nas, nasza mat­ka, nasza sio­stra, nasza przy­ja­ciół­ka, a nie Inne, wyima­gi­no­wa­ne mon­stra męskiej domi­na­cji. Kie­dy deper­so­na­li­zu­je­my kobie­ty w pro­sty­tu­cji jedy­nie przy­kła­da­my się do ich dal­szej egzo­ty­za­cji i myśli­my tak, jak patriar­chat chce, żeby­śmy myślały. 

Trze­ba zoba­czyć w nich sie­bie. Wte­dy wra­ca się do punk­tu wyj­ścia i czy­ta Dwor­kin raz jesz­cze. Jako lek­cję i jako prze­stro­gę, i jako lekarstwo. 

BIBLIOGRAFIA

[1] Za: A. Dwor­kin, Por­no­gra­phy: Men Posses­sing Women, Lon­don: Cox and Wyman Ltd, 1981. 

[2] A. Dwor­kin, On the wri­ting of ‘Por­no­gra­phy: Men Posses­sing Women’, „San Fran­ci­sco Review of Books” 1981. 

[3] Tam­że, s. 224; wszyst­kie cyta­ty w moim tłu­ma­cze­niu. [A. Bielska] 

[4] Zob. A. Dwor­kin, Por­no­gra­fia, tłum. A. Biel­ska, „Sto­wa­rzy­sze­nie Bez”, https://stowarzyszeniebez.org/pornografia/

[5] Tam­że, s. 49. 

[6] Tam­że, s. 62. 

[7] J. Stol­ten­berg, Por­no­gra­phy and Male Supre­ma­cy, [w:] tegoż, Refu­sing to be a Man, Lon­don: Tay­lor & Frna­cis e-Libra­ry, 2005. 

[8] Tam­że, s. 207. 

[9] Zob. N. Sudoł, Naj­bar­dziej znie­na­wi­dzo­na femi­nist­ka – Andrea Dwor­kin, „Sto­wa­rzy­sze­nie Bez”, https://stowarzyszeniebez.org/najbardziej-znienawidzona-feministka-andrea-dworkin/.

[10] Tam­że, s. 209.