Rzeczywistość prostytucji nie jest skomplikowana. Jest prosta

Pro­sty­tu­cja to nie seks i nie pra­ca. Jej rze­czy­wi­stość nie jest skom­pli­ko­wa­na – tak napraw­dę jest pro­sta. Zaufaj mi, byłam prostytutką. 

Rachel Moran jest zna­ną na całym świe­cie mów­czy­nią, dzia­łacz­ką femi­ni­stycz­ną i człon­ki­nią-zało­ży­ciel­ką SPACE (Survi­vors of Pro­sti­tu­tion Abu­se Cal­ling for Enli­gh­ten­ment) Inter­na­tio­nal. Jest autor­ką książ­ki Paid For: My Jour­ney Thro­ugh Pro­sti­tu­tion (2013). Miesz­ka w Dubli­nie, w Irlandii.

Opu­ści­łam dom trzy tygo­dnie po moich 14. uro­dzi­nach, kil­ka mie­się­cy po samo­bój­stwie moje­go ojca, aby uciec od znę­ca­nia się przez moją schi­zo­fre­nicz­ną mat­kę, któ­ra była w fer­wo­rze sta­le nara­sta­ją­ce­go kry­zy­su zdro­wia psy­chicz­ne­go. Latem tego same­go roku byłam bez­dom­na, a rok póź­niej pro­sty­tu­owa­łam się na uli­cach. Wyrwa­łam się z pro­sty­tu­cji w wie­ku 22 lat, wró­ci­łam do nauki w wie­ku 24 lat, a rok póź­niej roz­po­czę­łam stu­dia licen­cjac­kie z dzien­ni­kar­stwa na Dublin City Uni­ver­si­ty. Napi­sa­łam książ­kę bio­gra­ficz­ną o moich sied­miu latach w pro­sty­tu­cji, któ­ra zosta­ła opu­bli­ko­wa­na w całym anglo­ję­zycz­nym świe­cie i prze­tłu­ma­czo­na na inne języ­ki. W mię­dzy­cza­sie otrzy­ma­łam tysią­ce wia­do­mo­ści od nie­zna­jo­mych z całe­go świa­ta, w więk­szo­ści kobiet i spo­rej licz­by męż­czyzn. Ich treść jest bar­dzo róż­na, ale powta­rza­ją się pew­ne motywy. 

Napi­sa­łam książ­kę, aby otwo­rzyć tę stro­nę życia dla tych, któ­rzy nic o niej nie wie­dzie­li; postrze­ga­łam moją książ­kę jako narzę­dzie edu­ka­cyj­ne i nie pamię­tam, abym kie­dy­kol­wiek zasta­na­wia­ła się nad tym, jak wpły­nie ona na te oso­by, któ­re już wie­dzą, czym jest pro­sty­tu­cja. Zasko­cze­niem był więc zalew wia­do­mo­ścia­mi od kobiet, któ­re doświad­czy­ły pro­sty­tu­cji, a nie­któ­re z nich były tak przej­mu­ją­ce, że dopro­wa­dzi­ły mnie do łez. Na zawsze zapa­mię­tam kobie­tę, któ­ra powie­dzia­ła mi, że była już 20 lat poza pro­sty­tu­cją i dopie­ro po prze­czy­ta­niu mojej książ­ki „w koń­cu była w sta­nie zro­zu­mieć, co się z nią sta­ło”. Zda­łam sobie spra­wę, że nastą­pi­ła u niej zmia­na i poczu­cie olśnie­nia, że to wła­śnie dzię­ki roz­po­zna­niu poli­tycz­ne­go aspek­tu tego, co jej się przy­da­rzy­ło, była w sta­nie ruszyć naprzód. Ten nie­ocze­ki­wa­ny aspekt pisa­nia o moich doświad­cze­niach był dla mnie jed­nym z naj­więk­szych błogosławieństw. 

Tak wie­le histo­rii tych kobiet pozo­sta­je ze mną: 19-let­nia Fran­cuz­ka, któ­ra zaję­ła się pro­sty­tu­cją bez­po­śred­nio po obej­rze­niu seria­lu tele­wi­zyj­ne­go, któ­ry przed­sta­wiał pro­sty­tu­cję jako cza­ru­ją­cą i wzmac­nia­ją­cą; dwu­dzie­sto­kil­ku­let­nia Austra­lij­ka, któ­ra wie­rzy­ła – ponie­waż dobrze finan­so­wa­ne orga­ni­za­cje poza­rzą­do­we kaza­ły jej wie­rzyć – że „pra­ca sek­su­al­na” jest dobrym i słusz­nym zatrud­nie­niem; lub dwu­dzie­sto­kil­ku­let­nia Niem­ka, któ­ra powie­dzia­ła mi, że w związ­ku z tym, że sute­ner­stwo zosta­ło zde­kry­mi­na­li­zo­wa­ne w jej kra­ju, zało­ży­ła, że to, co jest usank­cjo­no­wa­ne praw­nie z pew­no­ścią musi być w porząd­ku. Wyda­je się, że pra­wie każ­dy męż­czy­zna w Niem­czech otrzy­mał tę samą wia­do­mość, a rezul­ta­tem oka­za­ła się być spo­łecz­na masa­kra. Nie­miec­kie bur­de­le na „ryczałt” są odpo­wied­ni­ka­mi bufe­tów All You Can Eat, w któ­rym męż­czyź­ni, pła­cąc jed­no­ra­zo­wą opła­tę, są zapra­sza­ni do korzy­sta­nia z ciał jak naj­więk­szej licz­by kobiet, tak dłu­go, jak to moż­li­we, w cią­gu jed­ne­go dnia. Wie­lu męż­czyzn przy­jeż­dża­ło w gru­pach, czę­sto na wie­czo­ry kawa­ler­skie. Cia­ło tej Niem­ki zosta­ło wyko­rzy­sta­ne przez 400-500 męż­czyzn w cią­gu pierw­sze­go mie­sią­ca „pra­cy” w bur­de­lu. Psy­cho­lo­gicz­ne reper­ku­sje tego okru­cień­stwa, któ­re mamy nazy­wać „pra­cą” nigdy się dla niej nie skończą.

War­to przyj­rzeć się temu, co zgod­nie z defi­ni­cją Mię­dzy­na­ro­do­wej Orga­ni­za­cji Pra­cy (MOP) uzna­je­my za god­ną pra­cę i porów­nać to z realia­mi i kon­se­kwen­cja­mi pro­sty­tu­cji. Podsumowując:

God­na pra­ca ozna­cza god­ność, rów­ność, spra­wie­dli­wy dochód i bez­piecz­ne warun­ki pra­cy. God­na pra­ca sta­wia ludzi w cen­trum roz­wo­ju; daje kobie­tom, męż­czy­znom i mło­dzie­ży głos w spra­wie tego, co robią; pra­wa chro­nią­ce ich przed wyzy­skiem; oraz przy­szłość, któ­ra sprzy­ja zrów­no­wa­żo­ne­mu roz­wo­jo­wi i włą­cze­niu do społeczeństwa. 

Spo­so­by, w jakie pro­sty­tu­cja naru­sza te fila­ry [defi­ni­cji god­nej pra­cy – przyp. tłum.], są zbyt licz­ne, aby je wymie­nić, ale, aby podać tyl­ko jeden przy­kład – pro­sty­tu­cja naru­sza naj­bar­dziej pod­sta­wo­we stan­dar­dy zdro­wia i bez­pie­czeń­stwa. Kobie­ty w pro­sty­tu­cji są celo­wo nara­żo­ne na kon­takt z nasie­niem, potem i śli­ną wie­le razy dzien­nie, z krwią i moczem dość czę­sto, a z kałem spo­ra­dycz­nie. Przy takim pozio­mie sta­łej eks­po­zy­cji na pły­ny ustro­jo­we, nale­ża­ło­by nosić spe­cjal­ny kom­bi­ne­zon prze­zna­czo­ny do kon­tak­tu z mate­ria­ła­mi nie­bez­piecz­ny­mi, aby chro­nić swo­je zdro­wie przed tymi poten­cjal­ny­mi zagro­że­nia­mi. Ocze­ku­je się, że kobie­ty zado­wo­lą się pre­zer­wa­ty­wa­mi, zakła­da­jąc, że męż­czy­zna zgo­dzi się ich uży­wać, cze­go czę­sto nie robi.

Pod­czas gdy mod­ne jest dekla­ro­wa­nie przez nie­któ­re naukow­czy­nie, dzien­ni­kar­ki i komen­ta­tor­ki spo­łecz­ne słusz­no­ści i potrze­by legi­ty­mi­za­cji pro­sty­tu­cji jako zatrud­nie­nia oraz popie­ra­nie i wspie­ra­nie tej fik­cji w swo­ich książ­kach, arty­ku­łach i rubry­kach  opi­nio­twór­czych, przy­cią­ga moją uwa­gę fakt, że same nie prak­ty­ku­ją tego, co gło­szą. Zazwy­czaj nie chcą, by ich wła­sne cia­ła były wyko­rzy­sty­wa­ne do udo­wod­nie­nia tych racji. To, co zawsze było dla mnie szcze­gól­nie iry­tu­ją­ce w przy­pad­ku uprzy­wi­le­jo­wa­nych spo­łecz­nie kobiet z wyż­szej kla­sy śred­niej, któ­re popu­la­ry­zu­ją takie poglą­dy, to fakt, że podob­nie jak Maria Anto­ni­na przed nimi, są one tak dale­kie od same­go doświad­cze­nia pro­sty­tu­cji, że nie mogą się do nie­go odnieść nawet na pozio­mie kon­cep­cyj­nym. To, że są sowi­cie wyna­gra­dza­ne za wypo­wia­da­nie się na temat tego, co uzna­ją za wystar­cza­ją­co dobre dla zde­spe­ro­wa­nych kobiet, jest tyl­ko wisien­ką na tor­cie tej zniewagi.

Filo­zof­ka Amia Sri­ni­va­san w Pra­wie do Sek­su (2021) pisze: „Femi­nist­ki trze­ciej fali mają rację, mówiąc na przy­kład, że pra­ca sek­su­al­na jest pra­cą i może być lep­szą pra­cą niż pra­ca fizycz­na wyko­ny­wa­na przez więk­szość kobiet”. Zasta­na­wiam się, czy pod­da­ła reflek­sji to, co to napraw­dę ozna­cza: że sprzą­tacz­kom, któ­re myją pod­ło­gi i szo­ru­ją toa­le­ty na Uni­wer­sy­te­cie Oks­fordz­kim, jej miej­scu pra­cy, było­by lepiej, gdy­by ich usta i pochwy były dostęp­ne dla peni­sów nie­zna­jo­mych męż­czyzn. Gdy­by dała taką radę jed­nej z kobiet sprzą­ta­ją­cych w kory­ta­rzu, praw­do­po­dob­nie zosta­ła­by zatrzy­ma­na za nie­wła­ści­we zacho­wa­nie w miej­scu pracy. 

Nie­któ­rzy naukow­cy idą w swo­ich prze­ko­na­niach dalej niż Sri­ni­va­san i w tym samym cza­sie pra­cu­ją rów­no­le­gle jako naukow­cy i dzia­ła­cze na rzecz dekry­mi­na­li­za­cji „pra­cy sek­su­al­nej”. W 2015 roku Teela San­ders, socjo­loż­ka i wie­lo­let­nia dzia­łacz­ka na rzecz dekry­mi­na­li­za­cji z Uni­wer­sy­te­tu w Leice­ster, opu­bli­ko­wa­ła raport, w któ­rym „ure­gu­lo­wa­ną  stre­fę” w Hol­beck w Leeds [pierw­szą w Wiel­kiej Bry­ta­nii legal­ną stre­fę „czer­wo­nych latar­ni” – przyp. tłum.] uzna­ła za suk­ces, pomi­mo kil­ku donie­sień o napa­ściach, w tym gwał­tach, a nawet mor­der­stwie 24-let­niej Darii Pion­ko. Oce­na „stre­fy” doko­na­na przez San­ders była podob­no opar­ta na danych, ale moim zda­niem nadal była ode­rwa­na od rze­czy­wi­sto­ści. Od tego cza­su „stre­fa” zosta­ła zamknię­ta po dłu­giej kam­pa­nii lokal­nych miesz­kań­ców pro­te­stu­ją­cych prze­ciw­ko jej nie­koń­czą­cym się pro­ble­mom społecznym.

Są oczy­wi­ście kobie­ty upra­wia­ją­ce pro­sty­tu­cję, któ­re będą jej bro­nić. Dla­cze­go mia­ły­by tego nie robić? Dla wie­lu pro­sty­tu­ują­cych się kobiet to wszyst­ko, co mają, a kto z nas nie bro­nił­by jedy­nej rze­czy, jaką mamy? Szwedz­ki raport Skar­hed (2010) zawie­rał obser­wa­cję, któ­ra jest odkryw­cza, ale nie zaska­ku­ją­ca: kobie­ty wyra­ża­ły bar­dzo róż­ne opi­nie na temat pro­sty­tu­cji w zależ­no­ści od tego, czy nadal były w niej zanu­rzo­ne, czy też uda­ło im się z niej wydo­stać. Nie tyl­ko łatwiej jest wmó­wić sobie, że to pra­ca, gdy wciąż jest się pro­sty­tut­ką. Z psy­cho­lo­gicz­ne­go punk­tu widze­nia jest to po pro­stu koniecz­ne do przetrwania.

Praw­da jest taka, że w tym, co zro­bio­no nam w prze­my­śle sek­su­al­nym, nie było żad­nej „pra­cy”. Pro­sty­tu­cja nie jest ani sek­sem, ani pra­cą. Seks nie tyl­ko zawie­ra w sobie wza­jem­ność, ale wręcz jej wyma­ga. Seks w pro­sty­tu­cji jest pozba­wio­ny wza­jem­no­ści, a pie­nią­dze mają wypeł­nić tę lukę. W pro­sty­tu­cji pie­nią­dze są siłą przy­mu­su, dowo­dem przy­mu­su i jed­no­cze­śnie wiel­kim kne­blem. Jakie pra­wo do skar­gi ma kobie­ta, któ­ra otrzy­ma­ła rekom­pen­sa­tę za naru­sze­nie jej ciała?

W cią­gu ostat­nich 10 lat pro­wa­dze­nia mojej kam­pa­nii, kobie­ty pyta­ły mnie cza­sem, jakie to „uczu­cie”, gdy jest się w pro­sty­tu­cji. Kil­ka lat temu zna­la­złam spo­sób na wyja­śnie­nie tego i od tam­tej pory powtó­rzy­łam go kil­ka razy. Zachę­cam je, by następ­nym razem, gdy będą w kawiar­ni lub barze, rozej­rza­ły się wśród męskiej czę­ści klien­te­li. Sta­rzy, mło­dzi, gru­bi, chu­dzi, wyso­cy, niscy, przy­stoj­ni, brzyd­cy, pięk­ni, odpy­cha­ją­cy – i wyobra­zi­ły sobie, że muszą upra­wiać z nimi seks. Ze wszyst­ki­mi. Wyraz twa­rzy tych kobiet zmie­nia się w prze­ra­że­nie, ponie­waż nie muszą sobie tego wyobra­żać; dosko­na­le wie­dzą, że nie były­by zain­te­re­so­wa­ne spa­niem z każ­dym, kto aku­rat przej­dzie przez drzwi.

Na naj­bar­dziej pod­sta­wo­wym pozio­mie, naru­sze­nie naszej prze­strze­ni oso­bi­stej przez obcą oso­bę wywo­łu­je reak­cję stre­so­wą. Bio­rąc pod uwa­gę, że każ­dy o tym wie i każ­dy, kto tego doświad­cza, reagu­je na to na pozio­mie instynk­tow­nym, jak to jest, że tak wie­lu ludzi oszu­ku­je się, wie­rząc, że cia­ła pro­sty­tu­ują­cych się kobiet funk­cjo­nu­ją ina­czej niż wszyst­kich innych? Dla­cze­go uwa­ża się, że ist­nie­je pod­gru­pa kobiet, któ­re zacho­wu­ją się jak nie-ludzie, któ­re nie mają poczu­cia oso­bi­stych gra­nic, nie reagu­ją lękiem ani obrzy­dze­niem? Cza­sa­mi zasta­na­wiam się, czy ponie­waż pro­sty­tu­cja jest rozu­mia­na jako „nie-ludz­kie” zacho­wa­nie, pro­sty­tu­owa­nym przy­pi­su­je się „nie-ludz­kie” atry­bu­ty – nie­spo­ty­ka­ną wśród ludzi skłon­ność do nie-myśle­nia, nie-odczu­wa­nia i nie-doświadczania.

Wie­le z tego, co wie­my o ludziach, jest pomi­ja­ne w roz­mo­wach o pro­sty­tu­cji. Dla­cze­go szcze­gól­na moc pie­nią­dza do trans­mu­ta­cji [zamie­nia­nia nie­etycz­ne­go w etycz­ne – przyp. tłum.] odno­si się tyl­ko do sprze­da­ży dostę­pu do sek­su? Pie­nią­dze nie mają tej magicz­nej wła­ści­wo­ści w swe­at­sho­pach w kra­jach roz­wi­ja­ją­cych się ani w pro­wi­zo­rycz­nych salach ope­ra­cyj­nych, w któ­rych usu­wa się ner­ki. Swe­at­sho­py nie są uwa­ża­ne za god­ne miej­sca pra­cy, mimo że pro­duk­cja odzie­ży może być opła­cal­nym zatrud­nie­niem. To, jak trak­to­wa­ni są ludzie w swe­at­sho­pach spra­wia, że pro­duk­cja odzie­ży nie jest god­nym zatrud­nie­niem. Rozu­mie­my to w odnie­sie­niu do wszyst­kich obsza­rów, z wyjąt­kiem jed­ne­go, że za pie­nią­dze nie moż­na dostać prze­pust­ki do nie­prze­strze­ga­nia praw człowieka.

Trak­to­wa­nia kobiet w pro­sty­tu­cji nie może­my porów­nać z trak­to­wa­niem ludzi w swe­at­sho­pach z jed­ne­go bar­dzo waż­ne­go powo­du – pro­sty­tu­cja nie jest porów­ny­wal­na z pro­duk­cją odzie­ży. Swe­at­sho­py sta­no­wią wypa­cze­nie w ogól­nym obsza­rze pro­duk­cji odzie­ży; spo­sób pro­duk­cji tak pozba­wio­ny pod­sta­wo­wych praw pra­cow­ni­czych, że sta­no­wi naru­sze­nie praw czło­wie­ka. Pro­sty­tu­cja nato­miast odzie­ra jed­nost­kę z god­no­ści, i to we wszyst­kich jej prze­ja­wach, ponie­waż leży to u pod­staw jej dzia­ła­nia. Dzie­je się tak, ponie­waż w pro­sty­tu­cji miej­scem naru­sze­nia jest samo ciało.

Tak zwa­ny „han­del sek­sem” zawsze oto­czo­ny był mito­lo­gią. Jed­nym z powszech­nych mitów jest to, że pro­sty­tu­cja jest „naj­star­szym zawo­dem na świe­cie”. Ten mit igno­ru­je fakt, jak bar­dzo pro­sty­tu­cja jest nie­po­dob­na do jakie­go­kol­wiek inne­go zawo­du, jaki moż­na sobie wyobra­zić. Na przy­kład kobie­ta, któ­ra spę­dzi­ła 30 lat w śro­do­wi­sku aka­de­mic­kim, może ocze­ki­wać stop­nio­we­go wzro­stu wyna­gro­dze­nia, pew­no­ści zatrud­nie­nia i wia­ry­god­no­ści zawo­do­wej. Będzie rów­nież cie­szyć się spo­łecz­nym uzna­niem za swo­ją pra­cę. To samo doty­czy wszyst­kich form zatrud­nie­nia. Pro­sty­tu­cja dzia­ła w dokład­nie odwrot­ny spo­sób. Im dłu­żej kobie­ta jest wyko­rzy­sty­wa­na w sys­te­mie pro­sty­tu­cji, tym mniej jest cenio­na eko­no­micz­nie, tym mniej jest dobrze opła­ca­na i tym mniej jest dobrze postrze­ga­na, zarów­no w pro­sty­tu­cji, jak i poza nią. 

W nie­daw­nym wywia­dzie zapy­ta­no mnie, co sądzę o ter­mi­nie „płat­ny gwałt”, uży­wa­nym cza­sem do opi­sy­wa­nia pro­sty­tu­cji. Myślę, że po pro­stu nie roz­wi­nę­ły­śmy jesz­cze języ­ka nie­zbęd­ne­go do dokład­ne­go odda­nia tego, czym jest pro­sty­tu­cja. Gwałt jest rozu­mia­ny w powszech­nej świa­do­mo­ści jako wymu­szo­ny seks – seks, w któ­rym nie ma współ­pra­cy, nie ma zbież­no­ści dążeń, nie ma „zgo­dy”. Nic dziw­ne­go, że nie jest akcep­to­wa­ny jako syno­nim pro­sty­tu­cji i raczej nie będzie. Ludziom umy­ka jed­nak fakt, że ist­nie­je dodat­ko­wy ele­ment w wymia­nie okre­śla­nej jako pro­sty­tu­cja, któ­ry spra­wia, że jest ona szcze­gól­nie trau­ma­ty­zu­ją­ca, a jest nim sam ele­ment wymia­ny. Kie­dy kobie­ta zosta­je zgwał­co­na w kon­wen­cjo­nal­nym sen­sie, nie jest win­na, nie­za­leż­nie od tego, jak bar­dzo wsty­dzi się tego naru­sze­nia i jak bar­dzo kwe­stio­nu­je samą sie­bie z tego powo­du. Kie­dy kobie­ta pod­da­je się nie­chcia­ne­mu sek­so­wi w pro­sty­tu­cji, współ­pra­cu­je przy naru­sza­niu swo­ich wła­snych gra­nic. Ta współ­pra­ca ją prze­śla­du­je i ucisza.

Praw­da dla pro­sty­tu­owa­nych kobiet jest jed­nak taka, że nie tyl­ko były wyko­rzy­sty­wa­ne sek­su­al­nie, ale były wyko­rzy­sty­wa­ne sek­su­al­nie zbyt wie­le razy, by to zli­czyć. Rze­czy­wi­stość pro­sty­tu­cji dzie­je się z dala od publicz­ne­go wido­ku od tysiąc­le­ci. Wszy­scy o tym wie­my, ale instynk­tow­nie. Wła­śnie dla­te­go nie chce­my, by nasze sio­stry, cór­ki i mat­ki pra­co­wa­ły w domach publicz­nych. To dziw­ne, jak coś, co rozu­mie­my na pozio­mie zmy­sło­wym, może wymy­kać się nam inte­lek­tu­al­nie. Rze­czy­wi­stość pro­sty­tu­cji nie jest skom­pli­ko­wa­na, jest pro­sta. Kon­tro­lo­wa­nie czy­jejś aktyw­no­ści sek­su­al­nej jest z natu­ry nadużyciem.

Aha, i naj­star­szym zawo­dem na świe­cie jest położ­nic­two. Pro­sty­tu­cja nie jest żad­nym zawo­dem, nie mówiąc już o byciu najstarszym.


Tłumaczenie: ALEKSANDRA Kuśnierkiewicz

Tekst oryginalny:

Moran R. (2022). The reali­ty of pro­sti­tu­tion is not com­plex. It is sim­ple. Psyche.co. https://psyche.co/ideas/the-reality-of-prostitution-is-not-complex-it-is-simple (dostęp: 22.02.2024)