Raquel Rosario Sanchez dla Feminist Current
Grafika autorstwa Annie Banks przedstawiająca aktywistki z obozu Unist’ot’en
21 lutego 2019 roku, SPACE International, prowadzona przez przetrwanki [1] organizacja walczącą z handlem ludźmi, przewodziła przełomowemu wydarzeniu w Londynie. „Women of Colour Against the Sex Trade” było pierwszym tego rodzaju spotkaniem w Wielkiej Brytanii, skupiającym całą swoją uwagę na wysłuchaniu głosów o doświadczeniach kobiet niebiałych [org. WOC] w handlu ludźmi.
Podczas spotkania podkreślono fakt, iż handel ludźmi, wyzyskujący kobiety oraz dziewczęta na całym świecie, oparty jest zarówno na rasizmie, jak i kolonializmie. Tematy podjęte przez panelistki dotyczyły: wyzysku Azjatek w strefach zmilitaryzowanych; kanadyjskiej inicjatywy rządowej, zajmującej się przemocą wobec rdzennych mieszkanek [MMIWG]; pokoleniowej traumy przekazywanej matrylinearnie przez prostytucję oraz związków pomiędzy wyzyskiem seksualnym czarnych kobiet i dziewcząt, jaki miał miejsce w Stanach Zjednoczonych w czasach niewolnictwa, a ich obecną nadreprezentacją w prostytucji dziś.
W spotkaniu, któremu przewodniczyła Taina Bien-Aimé, wzięło udział osiem panelistek: Rosemarie Cameron (Wielka Brytania), Vednita Carter (USA), Bridget Perrier (Kanada), Ne’cole Daniels (USA), Mickey Meji (RPA), Suzanne Jay (Kanada), Roella Lieveld (Niderlandy), oraz Ally-Marie Diamond (Australia/Nowa Zelandia). Każda z nich jest przodowniczką walki o zniesienie prostytucji.
Udało mi się porozmawiać z czterema z nich, aby dowiedzieć się więcej o ich poglądach, drodze, jaka poprowadziła je na ścieżkę walki z prostytucją oraz korelacji między handlem ludźmi, rasizmem i kolonializmem. Vednita Carter jest przetrwanką prostytucji i założycielką Breaking Free – organizacji świadczącej bezpośrednie usługi i rzecznictwo, która pomaga kobietom wydostać się z prostytucji i wyzysku seksualnego. Suzanne Jay to działająca w Vancouverze aktywistka feministyczna oraz członkini Asian Women for Equality [tłum. Azjatki za Równością]. Ally-Marie Diamond to rdzenna mieszkanka Oceanii, przetrwanka prostytucji oraz założycielka Tranquil Diamonds, serwisu coachingowego dla kobiet. Tiana Bien-Aimé jest dyrektorką wykonawczą Coalition Against Trafficking in Women [tłum. Koalicji Przeciwko Handlowi Kobietami], organizacji non-profit działającej na rzecz zakończenia komercyjnego wyzysku seksualnego i pierwszej na świecie organizacji zajmującej się zwalczaniem handlu ludźmi na skalę międzynarodową
Raquel Rosario Sánchez: Co sprawiło, że zaangażowałaś się w kwestię prostytucji?
Vednita Carter: Weszłam w świat handlu ludźmi przez striptiz. W 1972, zaraz po skończeniu szkoły średniej, miałam plan rozpoczęcia nauki w college’u w kwartale jesiennym. Wraz z przyjaciółką postanowiłyśmy znaleźć wakacyjną pracę, aby zaoszczędzić pieniądze na naukę. W gazecie znalazłam ofertę pracy dla tancerek, w której napisano, że można zarobić nawet tysiąc dolarów tygodniowo. Obie byłyśmy tym podekscytowane. Wydawało nam się, że to coś niesamowitego: mamy możliwość zarobienia takiej ilości pieniędzy po prostu tańcząc. Myślałyśmy, że to szybkie i łatwe pieniądze, bo przecież bez przerwy tańczyłyśmy i wiemy, jak to się robi. Poszłyśmy na rozmowę kwalifikacyjną i z miejsca nas zatrudniono. Rzecz jasna okazało się, że nie tyle chodziło o sam taniec, co striptiz i wszystko pomiędzy. Od tego się zaczęło.
Suzanne Jay: Osobiście zostałam w to zaangażowana jako członkini feministycznego kolektywu, który prowadził schronisko dla maltretowanych kobiet, linię telefoniczną dla ofiar gwałtu oraz feministyczne centrum organizacyjne. Odpowiadałyśmy wielu kobietom zmagającym się z prostytucją, sutenerami oraz szwagrami. Były to kobiety, które zdołały lub starały się wydostać ze świata prostytucji oraz członkinie tego kolektywu (są nimi do dziś). Współzakładałam Asian Women Coalition Ending Prostitution [tłum. Koalicja Azjatek na rzecz Zakończenia Prostytucji] po zauważeniu, jak lekceważąco urzędnicy państwowi odnosili się do kobiet aborygeńskich szukających alternatyw dla legalizacji prostytucji. W tym czasie politycy, którzy uważali się za „postępowych”, próbowali zdelegalizować sprzedaż aborygeńskich kobiet poprzez prostytucję uliczną. Wiedziałam jednak, dzięki pracy w sytuacjach kryzysowych i zwykłej obserwacji kultury rozrywkowej w Vancouver, że Azjatki były (i wciąż są) sprzedawane również w domach publicznych, licencjonowanych przez Radę Miejską. Dlatego wiedziałam, że nie było szans na wzrost poziomu bezpieczeństwa dzięki proponowanej ustawie. Była to okrutna zagrywka, która jedynie usunęłaby pogardę i przemoc mężczyzn wobec kobiet z publicznego widoku i pozwoliła mężczyznom domagać się bardziej poniżających aktów i stosować więcej przemocy wobec kobiet poza szerszą publicznością.
RRS: Czy znajdujesz wsparcie wewnątrz ruchu feministycznego, czy też raczej uważasz, że lobby sutenerskie przeniknęło większość współczesnego feminizmu?
SJ: Jestem zdania, że to neoliberalizm przeniknął ruch feministyczny. Moja Koalicja uważa, że dla uciskanych grup kluczowa jest możliwość wspólnego gromadzenia i dzielenia się informacjami oraz doświadczeniami w celu rozwijania teorii, wzajemnej troski i prowadzenia działań na rzecz zmiany społecznej. Sutenerzy czerpią korzyści z kultury hiperindywidualizmu, przekonując nas, że kobiety nie potrzebują siebie nawzajem, że każda z nas podejmuje decyzje w próżni, spośród szerokiej gamy cudownych opcji, kiedy w rzeczywistości kobiety dokonują wyborów w ramach ograniczeń płciowych (patriarchatu), koloru skóry (rasizmu), oraz tego, do jakiego pożywienia miały dostęp nasze matki, gdy były z nami w ciąży, o ile w ogóle go miały (ucisku klasowego). Powiedziałabym, że sutenerzy przekupują kobiety najbardziej uprzywilejowane, aby opuściły i wyprzedały te z nas, które na starcie mają najmniej.
RSS: Jak znalazłaś się na tym wydarzeniu?
Taina Bien-Aimé: Koalicja Przeciwko Handlowi Kobietami od zawsze blisko pracowała z przetrwankami, dlatego wiemy, że są one fundamentem tego ruchu. Poświadczają własną historią, a w Nowym Jorku zupełnie ignoruje się ich doświadczenia. Ale SPACE International zmienia narrację o tym, czym jest prostytucja i jak na nie wpłynęła, w tym na ich samopoczucie fizyczne i psychiczne. Blisko współpracujemy ze SPACE i dlatego zostałam zaproszona do moderowania tego wydarzenia.
VC: Poznałam feministkę, autorkę oraz przetrwankę Rachel Moran, około siedmiu lub ośmiu lat temu na spotkaniu w Waszyngtonie. Wytłumaczyła mi tam swoją wizję SPACE International – międzynarodowej organizacji prowadzonej przez przetrwanki, uformowanej, aby dopuścić do głosu kobiety, które przeżyły brutalną rzeczywistość prostytucji. Uznałam, że to wspaniałe. Zaczęłyśmy regularnie ze sobą rozmawiać i po około roku znajomości z Rachel zostałam zaproszona do dołączenia do Rady Powierniczej SPACE. Chciałyśmy przeprowadzić w Wielkiej Brytanii wydarzenie skoncentrowane wokół głosów niebiałych kobiet, i tak oto zostałam tu zaproszona.
Rasistowsko-seksistowski tygiel
RRS: Czy w handlu ludźmi widoczne są pozostałości po niewolnictwie i kolonializmie?
TBA: Tak. Kobietom w prostytucji nadaje się etykiety i oznakowania. Należysz do osoby, która jest twoim właścicielem. W kontekście Stanów Zjednoczonych, to spuścizna ery plantacji. To przedłużenie wszechobecnej przemocy wobec kobiet, która jest normalizowana i pozostaje bezkarna każdego dnia. Wymiana pieniężna nie powinna być zielonym światłem zezwalającym mężczyznom na utrwalanie okropnej przemocy wobec kobiet. Jesteśmy, jako ruch #MeToo, i jako społeczeństwo, w miejscu, w którym rozumiemy jak bardzo molestowanie i napastowanie seksualne w miejscu pracy traumatyzuje kobiety, ale kiedy jakiś mężczyzna da im sto dolarów, uznajemy to za akceptowalne? Jak to możliwe? Gdzie się podziały nasze szare komórki?
Narracja rasowa w Stanach Zjednoczonych jest bardzo pogmatwana. Czarnoskóre kobiety stanowią 7 proc. populacji USA, ale w pewnych jurysdykcjach reprezentują ponad 50 proc. prostytuujących się. Wśród młodzieży (dzieci i nastolatków poniżej 18 roku życia) stanowiącej „żywy towar”, 40 proc. to czarnoskóre dziewczęta. Kupujący seks to przeważnie biali mężczyźni. Dzięki przetrwankom takim jak Tina Frundt, która jest dyrektorką wykonawczą Courtney’s House, dowiadujemy się, że kupujący seks mówią czarnym i brązowym kobietom oraz dziewczętom: „Jesteś stworzona do prostytucji”, „Twoje uczucia są inne niż uczucia białych dziewczyn”, „Twoje piersi i biodra są do tego stworzone”. Wiele z tych wypowiedzi opiera się na stereotypach o kobietach niebiałych, jakby sama mizoginia nie była wystarczająca. Wiemy, że kobiety niebiałe są seksualizowane znacznie częściej niż białe, a kupujący seks jeszcze tę dehumanizację utrwalają.
Ally-Marie Diamond: W Australii i Nowej Zelandii Aborygenki, kobiety Maori, kobiety i dziewczęta z Tajlandii i wysp Pacyfiku są ogromnie nadreprezentowane w handlu ludźmi. Żyjemy w mieszaninie rasizmu i seksizmu.
Zadaję sobie pytanie: jeśli ja nie wstawię się za nimi i nie przemówię w ich sprawie, to kto to zrobi? Kto wstanie i przemówi w imieniu moich sióstr, które zmarły, bo zbyt dotkliwie pobili je płatni gwałciciele? Kto stanie i przemówi w imieniu moich sióstr, które zmarły, ponieważ fantazją gwałciciela było uduszenie ich podczas pieprzenia? Kto przemówi za te, które straciły możliwość przekazania daru życia, bo płatny gwałciciel wciskał w nie butelki, marchew, ogórki, idiotycznie wielkie wibratory, obcasy butów, pałki i cokolwiek jeszcze wymyśliły ich spaczone umysły, tak głęboko i mocno, że ich waginy i układy rozrodcze zostały nieodwracalnie uszkodzone? Kto przemówi w imieniu moich sióstr, które nie mogły sobie już dłużej radzić i wybrały jedyne wyjście – samobójstwo? Kto przemówi w imieniu pozostawionych samym sobie dzieci, które straciły matki? Kto przemówi w imieniu moich sióstr, które tak bardzo zagubiły się w życiu na ulicy, że jedyne, co robią, to branie dragów i picie alkoholu, dopóki nie umrą na niewydolność nerek i wątroby? Kto przemówi w imieniu moich sióstr, które wciąż tkwią uwięzione w świecie płatnego gwałtu, bez perspektywy ucieczki?
Lobby na akademii – teoria spiskowa czy realne grupy wpływu?
RSS: Wygląda na to, że w środowisku akademickim Globalnej Północy pojawił się front, który masowo wytwarza mechanizmy obronne dla handlu seksem i przyczynia się do wybielania prostytucji. Jak myślicie, dlaczego się to dzieje?
TBA: Tak samo, jak istnieje lobby broni palnej i lobby tytoniowe, istnieje także lobby handlu ludźmi. Tu, w Stanach Zjednoczonych, najbardziej szkodliwie przenika ono, niestety, akademię. Istnieje mnóstwo fundacji, które wspierają narrację, że handel ludźmi i prostytucja są „pracą” i które wspierają wyzyskiwaczy jako „pracodawców”. I w drugą stronę: fundacje te finansują akademików, w szczególności prowadzących zajęcia na wydziałach gender studies i filozofii, aby tę narrację utrwalać.
Patrzę na uniwersyteckie sylabusy i widzę tylko stronniczą debatę uznającą prostytucję za pracę, a nierzadko zauważam społeczności studenckie zapraszające samozatrudnione i uprzywilejowane pracownice seksualne do przemówień w salach zajęciowych. Ta akademicka analiza wychodzi z perspektywy systemu opartego na dążeniu do zysku i na kapitalizmie, a co najważniejsze – nie skupia się na wyzysku kobiet i dziewcząt na całym świecie. Przedstawia się argumenty w sposób niesprawiedliwy, niezrównoważony i nieoparty o świadectwa, przez co dzieciaki nie mają możliwości wyrobić sobie własnego zdania. Prawdziwie feministyczne akademiczki na wielu uniwersytetach mówią nam, jak są pomijane i jak się je izoluje ze względu na ogromny stopień hegemoniczności i infiltracji lobby sutenerskiego w akademii.
AMD: „Praca seksualna” to zgloryfikowane określenie na gwałt za opłatą. Nie mamy tu do czynienia z żadnymi domami publicznymi, agencjami towarzyskimi, salonami z masażem, czy jak tam to nazywają. To nie jest praca ani przemysł. To terroryzm wobec kobiet – to regularny atak na bezbronne kobiety, dziewczęta, dzieci. Może i nie wysadzają budynków ani siebie w powietrze, ale z całą pewnością podłożyli bomby w mojej głowie, w moim ciele i mojej duszy. Posłali mnie do komnaty tortur, z której nigdy w pełni nie ucieknę. Do dzisiaj walczę o życie i przeżycie, o poczucie własnej wartości, o bycie kochaną, o to by móc marzyć.
Tak wiele spośród moich sióstr zostało zamordowanych – jedną z nich zabił odrzucony eks-kochanek, który wtargnął do burdelu z mieczem, mordując każdego, kto stanął mu na drodze. Słyszę kobiety mówiące, że gwałt za opłatą je upodmiotawia, pozwala wykarmić dzieci. I słysząc te słowa wiem, że bronią jedynej drogi, jaka jest im znana. Cieszy mnie, że mają głos, ale ja jestem tu dla sióstr, które ten głos straciły, które nie mają siły mówić, które przegrały swoje walki łącznie z wiarą w miłość i samo człowieczeństwo. Jestem tu, by przemówić w ich imieniu, bo stanowią miażdżącą większość.
RRS: Jak możemy zaadresować i zakwestionować narrację stworzoną przez środowisko akademickie, w której uprzywilejowane głosy w seksbiznesie wzmacniają się nawzajem i nie biorą pod uwagę marginalizowanych kobiet i dziewcząt?
TBA: Studentki muszą wyraźnie zaznaczyć problem, który zaistniał w szerszej, publicznej debacie w wyniku akademickiego zaniedbania. W badaniach na wszystkich pozostałych polach uczy się, że najlepszą praktyką akademicką jest uczenie studentek krytycznego myślenia. Kiedy jednak chodzi o handel seksem, to studentki są indoktrynowane do wiary, że przemysł seksualny jest lukratywnym pracodawcą dla najbardziej bezbronnych kobiet i dziewcząt tego świata. Dla wielu studentek-aktywistek koncept „pracy seksualnej” stał się kwestią ich tożsamości. Mówią: „Jestem pracownicą seksualną”, co sprawia, że chcesz zapytać, czym dokładniej się zajmują. To część kulturowej narracji, której celem jest oddanie platformy modnym, oświeconym [org. woke] liberałkom. Ale bycie prostytuowaną to nie jest tożsamość. Młodzież używa tego jako pola do nadawania prestiżu prostytucji do takiego stopnia, że idea prostytucji staje się kolejnym towarem dla uprzywilejowanych ludzi… Nie jest to jednak rzeczywistość.
Jest coś, o co chcę spytać akademików promujących handel seksualny: czy macie zamiar wysyłać studentki na staże do Indii, aby mogły zobaczyć jaki wpływ na tamtejsze kobiety i ich dobrostan ma ilość mężczyzn, jaka przychodzi je spenetrować? Akademia powinna wprowadzić obowiązkowe staże, aby studentki i studenci wyjeżdżali do dzielnicy czerwonych latarni w Indiach lub Niemczech. Ciekawi mnie, jaka byłaby ich reakcja na zetknięcie się twarzą w twarz z realiami prostytucji. Czy, gdyby mieli jakiekolwiek współczucie dla kobiet traktowanych jak przedmioty przez obcych mężczyzn, którzy wykorzystują i penetrują każdy otwór ich ciała, dalej demonizowaliby kobiety jak my, które opowiadają się za zniesieniem prostytucji?
Większość kobiet chce odejść
RRS: Co sądzisz o aktywistach, którzy głoszą, że jeśli krytykuje się prostytucję, to „z nienawiści do pracownic seksualnych”?
VC: Po pierwsze sama jestem aktywistką, która w pewnym momencie określała się jako pracownica seksualna, bo myślałam, że właśnie nią jestem. Dopiero gdy byłam w stanie odsunąć się od tamtego życia i zdać sobie sprawę z wpływu, jaki prostytucja miała na moje funkcjonowanie, zrozumiałam, jak wyprany miałam mózg, gdy wierzyłam, że prostytuowanie się to praca. Z wielu względów łatwiej było mi trwać w tym kłamstwie, niż zmierzyć się z rzeczywistością, czyli tym, czym prostytucja naprawdę jest – przemocą – i jaki efekt wywarła na mnie, kiedy jeszcze byłam w nią wmieszana. Nie „nienawidzę pracownic seksualnych”, po prostu smuci mnie fakt, że jako kobiety nie możemy się w tej kwestii porozumieć. Zawsze powtarzam, że prostytucja jest przedłużeniem niewolnictwa, ponieważ kiedy doszło do uwolnienia niewolników, część z nich uważała, że życie w niewoli nie jest wcale takie złe, mimo, iż większość chciała wolności. Jestem wdzięczna, że decydenci poszli za głosem większości i zdali sobie sprawę z tego, że niewolnictwo było koszmarem dla wszystkich niewolników, niezależnie od opinii mniejszości. Tak samo musimy postrzegać prostytucję: większość kobiet chce z niej odejść.
Ludziom, którzy chcą utrzymania handlu seksem, powiedziałabym: prostytucja to nie praca, to przemoc seksualna w swojej najgorszej formie. Wyobraźcie sobie uprawiać seks ze swoim partnerem 15 razy dziennie, niekiedy częściej, codziennie. Nic nie jest w stanie sprawić, że będzie to dobre doświadczenie seksualne, nawet jeśli przeżywa się je z kimś, kogo się kocha. Powiedziałabym „same się przekonajcie”, jednakże nikogo nie poddałabym takim torturom, nawet swoich wrogów.
TBA: Uważam, że pomocnym dla wszystkich byłoby przejście przez swoje argumenty do ich logicznej konkluzji – jaki jest ostateczny cel wspierania handlu sekualnego? Jeśli zestawić model niemiecki z modelem szwedzkim, to w Szwecji, przed wprowadzeniem ustawy wymierzonej w klientów i strony trzecie, 80 proc. mężczyzn uważało, że kupowanie kobiet dla seksu jest w porządku. Szwedzkie prawo zawarło program edukacyjny, celem podniesienia świadomości o prostytucji, który podważał męskie przekonanie o ich prawie do kobiet. Co kupują mężczyźni, gdy płacą za seks? Kupują władzę i kontrolę nad ciałem innej osoby, bez wglądu w drogę, jaką przebyła osoba, której płacą. W większości przypadków droga ta prowadziła przez wykorzystanie seksualne w dzieciństwie, rasizm, przemoc, bezdomność i wiele innych. Dziś – 20 lat po wprowadzeniu wspomnianego modelu – 80 proc. szwedzkich mężczyzn jest przeciwko prostytucji i uważa kupowanie kobiet w celach seksualnych za nieakceptowalne, ponieważ rozumieją, że jest to bariera przeciwko równości płci.
Z kolei w Niemczech, gdzie zalegalizowano wszelkie aspekty prostytucji w roku 2002, rząd stworzył środowisko, w którym mężczyznom powtarza się, że traktowanie kobiet jako możliwych do kupienia towarów, jest jak najbardziej w porządku. Powstała ogólnokrajowa sieć wielopiętrowych burdeli, aby w piątkową noc każdy mężczyzna mógł wybrać się do swojego okolicznego „domu publicznego”. Istnieją specjalne burdele reklamujące się możliwością wypicia piwa, jedzenia kiełbasek i zapłacenia kobiecie za dowolny akt seksualny. Jeśli ktoś fetyszyzuje kobiety w ciąży lub ma ochotę na gang-bang [tłum. seks lub gwałt grupowy], to może za nie legalnie zapłacić. Aż do 90 proc. kobiet w tych burdelach nie są Niemkami, ale imigrantkami i kobietami niebiałymi. Co więcej, według rządu Niemiec, są to imigrantki nieudokumentowane prawnie. Pochodzące z globalnej Północy Niemki czy Dunki mają możliwości edukacyjne i zawodowe, które pozwalają im wykorzystać swój potencjał, tak, że nie muszą wypełniać wspomnianych burdeli. W gruncie rzeczy rząd niemiecki uchwalił prawo dla mężczyzn, dając im do zrozumienia: „Tworzycie popyt – możecie śmiało korzystać z kobiet jak z toalety”. Lecz jako kraj, Niemcy nie mają wystarczających zasobów prostytuowanych kobiet, aby zaspokoić potrzebę rozbudzoną przez tamtejsze prawo [więc muszą sprowadzać imigrantki]. Ot, związek między handlem seksem i porywaniem ludzi.
RRS: Jakie jest Wasze zdanie na temat usług wsparcia dla kobiet próbujących wyjść z handlu ludźmi? Gdybyście mogły porozmawiać bezpośrednio z rzeczniczkami schronisk i kobietami, które pracują w usługach bezpośrednich dla kobiet, co chciałybyście, żeby wiedziały o handlu ludźmi?
VC: Jestem założycielką programu Breaking Free w Minnesocie. Jesteśmy jedną z pierwszych organizacji zapewniających taką pomoc dla kobiet i dziewcząt wydostających się z prostytucji i świata handlu ludźmi. Rozpoczęłam tę działalność w odpowiedzi na brak usług pomocowych przeznaczonych specyficznie kobietom i dziewczętom w prostytucji z mojej społeczności oraz w całym kraju.
Kiedy w 1996 roku po raz pierwszy rozpoczęłam ten program, prawie niemożliwym było uzyskanie poparcia członków społeczności, takich jak organy ścigania, sądy, sponsorzy itp. Patrzyli na tę populację kobiet, jakby zasługiwały na wszystko, co spotkało je po wejściu w prostytucję – należało im się tylko więzienie, nic więcej. W pierwszym roku istnienia Breaking Free zajmowałam się edukowaniem, edukowaniem, i jeszcze raz edukowaniem. W końcu udało mi się zdobyć posłuch, a ludzie zaczynali rozumieć związki między prostytucją i przemocą domową oraz to, że te same taktyki władzy i kontroli, które trzymają maltretowane kobiety w klatce przemocy domowej, zamykają prostytutki w sidłach prostytucji. Drzwi wreszcie zaczęły się otwierać.
SJ: Myślę, że większość kobiet świadczących bezpośrednie usługi pomocowe ma pewne zrozumienie seksizmu, rasizmu i przemocy wymierzanej w osoby, które się do nich zwracają. Problem w tym, że usługodawcy również bywają ograniczeni. Menedżerowie, dyrektorki wykonawcze i sponsorzy nie pozwalają pracownicom popierać ani nawet wyobrażać sobie zmiany społecznej. Mogą one walczyć o niewielkie zmiany w polityce, języku czy praktyce, ale profesjonalizacja płatnych stanowisk pracy uniemożliwia wykorzystanie wiedzy i kontaktów między kobietami do obalenia systemu, który ułatwia prostytucję. Pracownicy azyli dla kobiet, na przykład, najprawdopodobniej są zachęcani do utrzymywania dobrych relacji i koordynacji działań z policją, zamiast stawiania wymagań i wyrażania publicznych skarg dla uzyskania lepszych (ratujących życie) rozwiązań dla maltretowanych, gwałconych i sprzedawanych kobiet.
Namawiałabym innych do formowania własnych grup wolontaryjnych, by móc wprowadzać realne zmiany i przestać liczyć w tej kwestii na opłacanych pracowników. To, czego nauczyłam się bardzo wcześnie jako organizatorka, to że nie da się zatrudnić kogoś do bycia rewolucjonistką.
Prostytucja: praktyka dyskryminacji i kolonizacja ciał kobiet
RRS: Co powiedziałabyś komuś, kto nie zastanawiał się zbytnio nad handlem ludźmi? Co powiedziałabyś komuś, kto ma mgliste pojęcie, że „praca seksualna to praca”, a w seksbiznesie chodzi o „wyzwalające wybory”?
VC: To [handel seksem, przyp. tłum.] nie ma nic wspólnego z byciem wyzwoloną. Przypomniałabym takim osobom o tym, co powiedziałam już wcześniej w ramach tego wywiadu i dodałabym, że muszą pomyśleć o pokoleniach dziewczynek, dojrzewających dziś i w przyszłości. Czy prostytucja to coś, o czym powinny kiedykolwiek myśleć jako o istotnej części swojego życia? Czy te osoby są w stanie wyobrazić sobie je przychodzące do urzędu pracy i słyszące tam, że jedyna oferta dla nich to znalezienie się w pozycji prostytuowanej kobiety i albo ją przyjmie, albo może wyjść? Małe dziewczynki nigdy nie powinny marzyć o staniu się prostytutką, gdy dorosną. Nigdy.
TBA: Ja powiedziałabym, że ważną kwestią, którą należy zrozumieć w odniesieniu do kobiet uprawiających prostytucję, jest to, że nie różnią się one od imigrantek ubiegających się o azyl, kobiet, które padły ofiarą napaści na tle seksualnym, kobiet z problemami psychicznymi itp. Kategoria prostytutek nie różni się od żadnej innej kategorii kobiet, które były gwałcone, bite, maltretowane, okaleczane czy torturowane. Musimy, jako państwo, opracować procedury identyfikacji takich kobiet. W Stanach Zjednoczonych przychodzą one na ostry dyżur z połamanymi kośćmi i nikt nawet nie zadaje żadnych pytań. Sytuacja w prostytucji jest odpowiednikiem tej, która miała miejsce 50 lat temu z przemocą domową. Gdy kobieta została pobita, policja przyjeżdżała na miejsce i grzecznie prosiła mężczyznę, aby „był milszy”, „przeszedł się na spacer po okolicy” lub udał się do kościoła, porozmawiać z księdzem czy rabinem. I dopiero kiedy ruchy na rzecz praw kobiet powiedziały głośno, że mamy tu do czynienia z władzą i kontrolą, podejście społeczeństwa do przemocy wobec kobiet się zmieniło. Prostytucja to praktyka dyskryminacji, ale jako społeczeństwo nie rozpoznajemy jej jeszcze jako przemocy wobec kobiet. Kto wyrządza krzywdę tej prostytuowanej kobiecie? Obecnie analizujemy kwestię handlu seksem jakby była zawieszona w próżni, więc wszelkie pytania o system prostytucji krążą wokół indywidualnej jednostki (kobiety) zamiast wokół tych, którzy ją krzywdzą i czerpią z tego zyski (a w znacznej większości są to mężczyźni).
RRS: Czy jest coś, co chciałabyś przekazać czytelniczkom Feminist Current, które nie mogły pojawić się na wydarzeniu SPACE? Co warto z niego zapamiętać?
TBA: Ważne, żeby zaznaczać głośno i wyraźnie, że w prostytucji chodzi o kolonizację ciał kobiet dla finansowego zysku mężczyzn. W kontekście Stanów Zjednoczonych, ale także globalnym, bo jako czarnoskóra kobieta z Karaibów wiem, że pierwszą rzeczą, jaką zrobili europejscy kolonizatorzy po przybyciu na nasze wybrzeża to gwałty na rdzennych mieszkankach, a następnie, po zdziesiątkowaniu miejscowej ludności, uprowadzenie tu czarnoskórych kobiet. Pod względem kulturowym naszym dziedzictwem jest system oparty na ludobójstwie, handlu ludźmi i gwałcie, które zbudowały ten kraj. Samo niewolnictwo było instytucją kultury w Stanach Zjednoczonych. Nawet po ustaniu napływu ofiar handlu ludźmi, niewolnictwo było podtrzymywane przez hodowlę i gwałty na czarnych kobietach. Oznacza to, że istnieje wewnętrzny mechanizm, który utrwala gwałt poprzez wykorzystywanie czarnych kobiet. Ten mechanizm ma się dobrze i dziś.
Handel seksualny jest jego kontynuacją, jako że jest to system ekonomiczny, który czerpie zyski z gwałtu na czarnych kobietach. Tyle tylko, że w naszej kulturze prostytucja jest postrzegana jako coś leżącego poza zakresem możliwości zmiany społecznej. Każda kultura na świecie ma zarówno własne mechanizmy krzywdzenia kobiet i usprawiedliwiania przemocy w nie wymierzonej, jak i systemy kontroli nad kobiecymi ciałami i zdolnościami reprodukcyjnymi. Na przykład na kontynencie afrykańskim mamy 28 państw, w których okaleczanie żeńskich narządów płciowych jest nadal powszechne. Stąd wniosek: urodą patriarchatu jest stanowienie systemów kontroli kobiecych ciał i nazywanie tego kulturą! Prostytucja jest naszą szkodliwą praktyką kulturową, tak jak gdzie indziej są nią małżeństwa zawierane z dziećmi czy prasowanie piersi. Prostytucja jest globalną szkodliwą praktyką kulturową.
Na poziomie ONZ i prawa międzynarodowego poszerza się zakres rozpoznawania kulturowych i religijnych praktyk krzywdzących kobiety i dziewczęta, jednak prostytucja zawsze pozostaje poza nim. Żyjemy w świecie, w którym wszystko jest na sprzedaż, dlaczego więc nie sprzedawać i kobiet?
tłumaczenie: Zuzanna Antonowicz
Przypisy
[1] org. survivors — zdecydowałyśmy się tłumaczyć jako „przetrwanki”