Poniższy tekst powstał we współpracy z polską przedstawicielką Women on Web, organizacji, która od ponad dekady pomaga kobietom na całym świecie w dostępie do aborcji farmakologicznej. Z Ewą rozmawiały Joanna Gilewska oraz Natalia Sudoł.
Stowarzyszenie Bez: Chciałybyśmy zapytać o kwestie prawne związane z aborcją w Polsce. Mamy na myśli także samodzielną aborcję wykonywaną za pomocą tabletek. Co jest dziś legalne? W jaki sposób kobiety w Polsce mogą zrobić aborcję bez obawy o konsekwencje prawne?
Ewa z Women on Web: W tym momencie możliwe jest wykonanie aborcji ze względu na dwie przesłanki: w przypadku gwałtu i jeśli życie osoby w ciąży jest zagrożone. Widziałyśmy jednak, jak to wygląda w rzeczywistości — kilka kobiet straciło życie, bo czekano za długo, a istotniejsze okazało się „bijące serce płodu” (lub lęk lekarzy o posądzenie wykonania aborcji) aniżeli życie matki. Wiemy też, jak trudno jest o udowodnienie gwałtu w Polsce. W związku z tym ten punkt jest de facto martwy — w Polsce bardzo trudno jest udowodnić gwałt, szczególnie na tyle szybko, żeby aborcja mogła mieć miejsce. Poza tym, trudno jest dostać się do odpowiedniego szpitala, ponieważ takich, które chcą wykonywać aborcje, jest w Polsce niewiele. Badania Federy pokazują, że placówki medyczne najchętniej spychają takie przypadki do innych szpitali. [1] Dodatkową barierą jest klauzula sumienia.
Działają natomiast organizacje, które które zapewniają dostęp do aborcji przy pomocy tabletek, takie jak nasza — Women on Web oraz Women Help Women. Otrzymanie tabletek i wykonanie własnej aborcji nie jest karane. Jedynymi osobami ponoszącymi odpowiedzialność prawną są w tym przypadku osoby nakłaniające kobietę do wykonania aborcji, pomagające w wykonaniu aborcji i lekarze, którzy by taką aborcję wykonali. Powtarzamy i podkreślamy, że kobieta, która zamawia tabletki na własny użytek, jest osobą w ciąży i wykonuje aborcję, nie jest karana.
Jeśli chodzi o tzw. pomocnictwo, to wiemy, że obecnie toczy się w sądzie haniebna sprawa przeciwko Justynie Wydrzyńskiej. Mamy nadzieję, że Justyna zostanie uniewinniona. Byłby to dobry wykładnik na przyszłość. Często otrzymujemy pytania dotyczące rejestru ciąż, na przykład — czy można się w szpitalu lub u lekarza przyznać do wykonania aborcji? Odpowiadamy, że jeśli jesteśmy na tyle odważne, to tak. Ale równie dobrze można powiedzieć, że było to poronienie — aborcja jest de facto wywołanym poronieniem, więc nic nam nie grozi gdy podamy taką informację. Lekarze nie są w stanie odróżnić poronienia od aborcji.
Bez: Wiemy, że Women on Web to organizacja, która powstała wiele lat temu w Kanadzie. Kiedy otwarto oddział w Polsce?
Ewa: Działamy od 2006 roku — wtedy nasza założycielka, dr. Rebecca Gomperts wpadła na pomysł, żeby wykorzystać rozwijający się wtedy prężnie Internet, aby połączyć kobiety potrzebujące aborcji z organizacją, która będzie zapewniała im dostęp do niezbędnych procedur. Tak narodziła się nasza organizacja, Women on Web. Powstała strona, która oprócz informacji dotyczących samego zabiegu i procedur, umożliwia również zamówienie tabletek wczesnoporonnych.
Moją rolą jest praca na helpdesku — jestem jedną z kilkudziesięciu osób pierwszego kontaktu dla osób, które się z nami komunikują. Otrzymuję maile od zainteresowanych kobiet, odpowiadam na ich pytania, a także informuję, jak wykonać konsultację. Wykonane konsultacje następnie przygotowuję do wglądu lekarkom współpracującym z naszą organizacją, tłumaczę je, a następnie przekazuję informacje odnośnie darowizn. Jestem za bardzo wdzięczna za moją pracę, uwielbiam czytać maile. Często się wzruszam, płacząc zarówno nad tymi tragicznymi i trudnymi historiami, jak i ciesząc się z kobietami z ich szczęścia i zadowolenia z dobrze wykonanej pomocy.
Aborcja farmakologiczna w Polsce – fakty i mity
Bez: Jak wygląda procedura zamawiania u Was leków? Jak długo na takie leki trzeba czekać?
Ewa: Pierwszym krokiem jest konsultacja medyczna. Konsultacja polega na zadawaniu ubiegającej się o tabletki kobiecie pytań dotyczących kwestii osobistych oraz historii leczenia. Odpowiedzi na te pytania są następnie przeglądane przez lekarki, które pracują z Women on Web. Mają one bogate doświadczenie ginekologiczne i aborcyjne, pracują w krajach, gdzie aborcja dzieje się na co dzień, legalnie. Dzięki temu zapewniamy bezpieczeństwo kobietom pod względem ewentualnych czynników ryzyka, które mogłyby stanowić zagrożenie, m.in. podczas skurczów macicy. Gdy nie ma przeciwwskazań, kobiety przekazują darowiznę na WoW — koszt całej procedury (konsultacje, tabletki, wysyłka, opieka medyczna) wynosi od 70 do 90 euro. Jeśli ktoś jest w stanie przekazać więcej, to wtedy środki te pozwalają na ufundowanie darmowych procedur dla kobiet w sytuacjach kryzysowych, które na takie opłaty pozwolić sobie nie mogą. Następnie lekarka wystawia wirtualną receptę, która trafia do zaprzyjaźnionej apteki na terenie Unii Europejskiej, a ta z kolei realizuje receptę i wysyła leki na adres podany w trakcie konsultacji. Leki dostarczane są maksymalnie do 7 dni.
Bez: Ile zajmuje cały proces od momentu zgłoszenia do momentu otrzymania leków?
Ewa: To zależy od płynności przesyłania informacji — proces ten czasem może się zamknąć nawet w jednej dobie. Kobiety często czytają tylko część pytania lub nie udzielają pełnej informacji, co przeciąga komunikację o uzupełnienie danych. Są też kobiety, u których komunikacja jest utrudniona — korzystają z maili koleżanek, bojąc się często używać własnych adresów z obawy, że zostaną przyłapane przez rodzinę lub partnera. Wtedy przepływ informacji jest zaburzony — to może być wtedy zarówno kwestia dnia, jak i dwóch, a jeśli pojawi się weekend, opóźnia to również wysłanie przesyłki. Im szybciej zdobędziemy pełen wywiad medyczny, tym szybciej przesyłka może zostać przygotowana i wysłana.
Bez: Jakie jest zapotrzebowanie na aborcję farmakologiczną w Polsce?
Ewa: Zapotrzebowanie jest ogromne. Zaczynając tę pracę nie zdawałam sobie sprawy ze skali zapotrzebowania. A wiadomo, że jest wiele kobiet, które nie wiedzą, że jest taka możliwość albo nie wierzą, że jest to zdrowy i bezpieczny sposób na usunięcie niechcianej ciąży, ponieważ czytają całe mnóstwo niesprawdzonych informacji i są zniechęcone lub wystraszone. W internecie spotkać można dwa podejścia do aborcji, to znaczy to popierające autonomię cielesną kobiet i podejście tzw. anty-choice. Niektóre kobiety wpadają też w sidła różnych oszustów — np. strona poronne.org, przed którą przestrzegam — i wiele innych pojawiających się i znikających lub zmieniających nazwy. Przestrzegam też przed szukaniem w okolicy, licząc na to, że te tabletki dotrą szybciej. Z doświadczenia wiemy, że niestety mogą to być witaminy, suplementy diety lub proszki niewiadomego pochodzenia. Kobiety czasami bywają również szantażowane przez oszustów, którzy mogą im grozić w ten sposób: „Jeśli zgłosisz oszustwo na policję, mamy wszystkie twoje dane, powiemy, że chciałaś skorzystać z naszej pomocy, wszyscy się dowiedzą, że chciałaś wykonać aborcję, za co czeka cię ostracyzm wśród rodziny i najbliższych”. Wiarygodne organizacje poza WoW to między innymi Women Help Women. To organizacje, które mają na sercu pomoc kobietom i którym można w stu procentach ufać.
Wszystkie organizacje o tym profilu mają pełne ręce roboty, więc zapotrzebowanie jest ogromne. W kraju, w którym nie ma legalnej aborcji ani oficjalnych statystyk o ilości wykonywanych rocznie aborcji, Federa ogłosiła szacunkowe dane, które wahają się od 80 do nawet 200 tysięcy [2,3]. Możemy też posiłkować się statystykami z krajów o podobnej ludności z legalną aborcją, aby ocenić zapotrzebowanie w Polsce. Jest jeszcze całe mnóstwo kobiet, które przerywają ciąże za granicą.
Ostracyzm, wojna i aborcja
Bez: Mówiłaś, że zasięg WoW jest ograniczony. Kim są wobec tego kobiety, które się do Was zgłaszają?
Ewa: Docieramy do tych osób, które wiedzą, że możliwość aborcji przy pomocy tabletek istnieje lub do takich, które szukają pomocy w Internecie. Docieramy też do osób, które już korzystały z naszej pomocy i mają pozytywne doświadczenia oraz do tych, które o naszej działalności dowiedziały się od koleżanek czy lekarek. Te, które nie wiedzą gdzie szukać pomocy, mogą wpadać w sidła oszustów. Z tego powodu szczególnie ważnym jest, aby mówić o organizacjach takich jak nasza oraz aby kobiety, które mają doświadczenie aborcji dzieliły się nim z innymi. Dobrze, aby wiedziały, że są organizacje, które są wiarygodne i którym można ufać.
Zapraszamy serdecznie do obserwowania nas na Instagramie: aborcjapolska_wow i na Facebooku: Aborcja Pomoc Polska i dzieleniem się informacjami na forach i wśród znajomych o naszej działalności. Ważne, by informować i obalać mity o aborcji.
Bez: Po wybuchu wojny w Ukrainie polski oddział WoW wyszedł z inicjatywą bezpłatnej pomocy potrzebującym uchodźczyniom z Ukrainy. Czy Twoim zdaniem, zważając na zaostrzone prawo aborcyjne w Polsce, Ukrainki mogły obawiać się wykonywania aborcji w naszym kraju?
Ewa: Od początku agresji Rosji na Ukrainę oferujemy uchodźczyniom z Ukrainy pomoc za darmo. Starałyśmy się docierać do różnych organizacji ukraińskich w Polsce, aby rozpowszechniać tę informację. Mimo, iż w Ukrainie kobiety miały legalny dostęp do aborcji, to nie chcą o tym mówić otwarcie — widać obawy o ostracyzm. W konsultacjach piszą tylko niezbędne minimum, nie chcą dawać feedbacków. My też nie chcemy pytać, nie naszą rolą jest wyciąganie osobistych historii. My przede wszystkim chcemy pomóc — najważniejsze jest, aby uchodźczynie podały informacje niezbędne do konsultacji medycznej i wysłania przesyłki.
Zgłaszają się do nas też media, które chciałyby porozmawiać z uchodźczyniami. Informujemy Ukrainki o takiej możliwości, ale dotychczas żadna z kobiet nie wyraziła takiej chęci.
Czasem kobiety dzielą się swoimi historiami o traumie wojennej, o trudnej sytuacji życiowej, o dzieciach, które już mają, a także o braku prywatności. Są kobiety, które aborcje przeprowadzać musiały w ośrodkach, w których dzieliły pokoje nawet z dwunastoma osobami. To jest dodatkowe obciążenie i wyzwanie, o którym mało się mówi. W dalszym ciągu pomagamy i zachęcamy do zgłaszania się do nas. Chcemy zapewnić pomoc każdemu w potrzebie. Nikogo nie pozostawiamy bez pomocy — chyba że dana osoba sama zrezygnuje, zmieni zdanie, zmieni się jej sytuacja. Nie namawiamy, nie zmuszamy, szanujemy każdą decyzję.
Różne oblicza przemocy domowej
Bez: Wspominając o wojnie w Ukrainie, poniekąd zaczęłyśmy już temat przemocy wobec kobiet i właśnie na tym temacie chciałybyśmy się w naszej dzisiejszej rozmowie skupić. Chcemy porozmawiać o przemocy seksualnej doświadczanej przez kobiety w szerszym kontekście. Zdarza się niestety, że kobieta, która zaszła w niechcianą ciążę jest zmuszana przez swojego partnera do donoszenia tej ciąży. Czy zgłaszają się do Was kobiety będące w takiej sytuacji?
Ewa: Tak, całe mnóstwo. Jednym z rodzajów przemocy jest właśnie „coercion”, czyli zmuszanie kobiety do kontynuowania ciąży wbrew jej woli. Kobiety piszą do nas, że np. ich partner koniecznie chce, żeby one zaszły w ciążę lub pomimo próśb kobiety, żeby się zabezpieczał, on tego nie robi. Wielokrotnie piszą wprost: „skończył we mnie, mimo że nie miał na to mojej zgody”, czyli de facto był to gwałt. Kobiety w takich sytuacjach mają szczególny problem, bo tacy partnerzy często są bardzo kontrolujący. W związku z tym często piszą z adresów mailowych koleżanek lub po prostu koleżanki wypełniają konsultację za nie, bo wiedzą, że ich skrzynki mailowe będą sprawdzane przez partnerów. Jest to dla nich szczególnie trudna sytuacja, bo muszą udawać, że to nie jest aborcja, więc ze strony partnerów nie mają żadnego wsparcia. Czasem ukrywają poronienie albo sam fakt bycia w ciąży. Scenariuszy dotyczących przemocy jest wiele — każda wiadomość przynosi nam zupełnie inny obraz kobiecego losu.
Ostatnio zgłosiła się do nas trzydziestokilkuletnia kobieta, która ma już jedno dziecko z poprzedniego związku, a nowy partner świadomie ją wykorzystał i zapłodnił wbrew jej woli. Gdy powiedziała mu, że jest w ciąży, on stwierdził, że nie ma pewności co do jego ojcostwa i ją zostawił. Bywają takie przypadki, w których kobiety są bite lub wyrzucane z domu, pomimo że ich „romantyczni kochankowie” wiedzą, że są one w ciąży. Te kobiety często mają już dzieci z tym partnerem lub dzieci z poprzednich związków. Częsta reakcja partnera to: „Ile razy ci już mówiłem, żebyś się zabezpieczała?”. Partnerzy zrzucają obowiązek antykoncepcji na kobietę, chociaż wiadomo, że żadna metoda nie daje stuprocentowej skuteczności. Niekiedy kobiety piszą, że pomimo użycia zabezpieczenia zaszły w ciążę, a partnerzy nie poczuwają się do odpowiedzialności, zrzucając ją w całości na barki kobiet.
Bez: Wspomniałaś o odmowie zabezpieczania się po stronie partnerów. Nasuwa się tutaj temat tzw. stealthingu, czyli ściągania przez mężczyznę prezerwatywy podczas stosunku bez wiedzy i zgody partnerki. W niektórych krajach taki czyn byłby uznany za gwałt. W Polsce tak nie jest. Stealthing to oczywiście forma przemocy seksualnej. Jak wygląda świadomość na ten temat w Polsce oraz kontakt z kobietami, które doświadczyły takiej formy przemocy?
Ewa: Kobiety mają świadomość, że coś jest nie tak, ale nie potrafią tego nazwać. Piszą na przykład: „Jak on mógł? Byliśmy ze sobą tyle lat. Jak on mógł mi to zrobić?”. Czują, że jest to jakaś forma przemocy, ale często nie umieją tego zdefiniować, bo nie obracają się w tej naszej bańce. Wiedzą jednak, że dzieje się im krzywda, na którą nie zasługują. Zasługują natomiast na pomoc i zrozumienie. Niestety ze strony partnerów w takich sytuacjach słyszą często same wyzwiska, doświadczają też przemocy i porzucenia.
Jeśli chodzi o gwałt małżeński czy partnerski, to nasze prawo i codzienność rozchodzą się dość znacznie. Kobiety w Polsce nie mają zapewnionych podstawowych praw, a co dopiero praw w kwestiach tak szczegółowych jak gwałt w związku. Jeszcze do tej pory przy zgłaszaniu gwałtu dziewczyny słyszą pytania typu: „A w co byłaś ubrana? Czy nie prowokowałaś?”. W sprawach takich „subtelności” jak gwałt ze strony męża czy partnera polski system prawny jest ślepy i nieprzychylny kobietom. Zupełnie tego nie rozumiem i nie usprawiedliwiam.
Bez: Czy kobiety zgłaszające się do Was po gwałcie ze strony partnera lub męża mają poczucie, że pilnowanie kwestii związanych z antykoncepcją należało do ich obowiązków jako partnerek czy żon?
Ewa: Ta świadomość jest już chyba o tyle wyższa, że one nie uważają, że to jest ich obowiązek. Czują też potrzebę buntu, tylko nie bardzo wiedzą, jak to nazwać i gdzie szukać wsparcia. Jeśli zgłosi się do nas kobieta, która została zgwałcona, to oczywiście oprócz pomocy w aborcji otrzymuje od nas jeszcze informację, gdzie może uzyskać pomoc prawną czy wsparcie psychologiczne. Zważywszy na sytuację kobiet w Polsce, nie chcą one tego przestępstwa zgłaszać. Od nas otrzymują wsparcie, informacje oraz namiary na inne organizacje czy psychologów, żeby nie pozostały z tym same. Wiemy dobrze jaki jest mechanizm — kobiety zazwyczaj obwiniają siebie. Będą się z tym zmagały prawdopodobnie całe życie. My ze swojej strony możemy pomóc im chociaż w bezpiecznej aborcji. Całe szczęście, że świadomość dziewcząt i kobiet się zmienia, ale nadal niepokojące jest, że kobiety chcą przy takich mężczyznach zostać. Ciąża to ciężki czas dla kobiety, szczególnie w sytuacji, gdy nie ma gdzie uciec, nie ma mieszkania, nie ma pracy i wychowuje małe dzieci, a przede wszystkim nie ma akceptacji i wsparcia wokół siebie. Szkoda, że w ramach systemu edukacji nie omawia się takich sytuacji. Te dziewczyny już w szkole powinny usłyszeć, żeby uważać na pierwsze sygnały przemocy w związku. Niestety często ta chęć posiadania partnera jest dla nich bardzo istotna i pierwsze oznaki przemocy bywają ignorowane.
Bez: Nasze stowarzyszenie powstało przede wszystkim po to, aby nieść pomoc kobietom starającym się wyjść z prostytucji. Nie da się zaprzeczyć, że kobiety właśnie z tej branży są szczególnie narażone na przemoc seksualną, gwałty, wspomniany wcześniej stealthing czy po prostu presję wywieraną przez klienta, aby nie używać żadnego zabezpieczenia. Czy kobiety z takimi doświadczeniami też korzystają z Waszej pomocy?
Ewa: Osoby będące lub wychodzące z prostytucji nie ujawniają tego w swoich zgłoszeniach. Nie piszą o tym, ale możemy się domyślać, że w pewnych przypadkach, jeśli aborcje są wykonywane na przykład kilka razy w roku, może mieć miejsce jakaś forma wykorzystywania. Również wtedy, gdy konsultacje dla różnych osób są wykonywane z jednego adresu mailowego. Natomiast jeśli te kobiety o tym nie mówią, my to absolutnie szanujemy. Gdyby jednak chciały o tym pisać, to mają u nas do tego bezpieczną przestrzeń. U nas każda osoba będzie zaopiekowana, wysłuchana i zrozumiana. Osobiście takiego otwartego zgłoszenia jeszcze nie otrzymałam, ale nie wiem jak moje koleżanki, bo oczywiście, jak wspomniałam, nie jestem jedyna na helpdesku. Pomagamy na całym świecie.
Bez: Inną odsłoną przemocy — przemocą symboliczną — może być również stygmatyzacja kobiet, o której już trochę wspomniałaś wcześniej. Na Waszej stronie internetowej można znaleźć sekcję „Miałam aborcję”, gdzie kobiety, którym pomogłyście, mogą podpisać się swoim imieniem, opisać swoją historię, a nawet załączyć zdjęcie. Niektóre z nich decydują się otwarcie ujawnić, co jest niezwykle umacniające. Inne natomiast dodają swój wpis zupełnie anonimowo z różnych przyczyn. Czy myślisz, że to zachowanie anonimowości jest dla kobiet ważne właśnie ze względu na społeczną stygmatyzację?
Ewa: Dla części kobiet jest to na pewno ważne i część bardzo otwarcie o tym pisze. Zawsze po aborcji wysyłamy takiego maila podsumowującego z prośbą o ewaluację naszej usługi. Jest też tam taka opcja „Czy chciałabyś porozmawiać z dziennikarzem/dziennikarką?” albo „Czy chciałabyś opisać swoje doświadczenie?”. Część kobiet pisze, że „Tak, bardzo chętnie. Uważam, że w tym kraju trzeba walczyć o prawa do aborcji”. Tak piszą świadome i pewne siebie kobiety. Z drugiej strony jest wiele kobiet, które zrywają całkowicie kontakt albo odpisują „Nie piszcie do mnie. Ja chcę o tym zapomnieć”. Wtedy domyślamy się, że dla nich to był problem, pewnie też na poziomie świadomościowym. Ostatnio miałyśmy zgłoszenie od kobiety, która miała spory dylemat moralny z zaakceptowaniem swojej decyzji o aborcji i pytała czy nie mamy zaprzyjaźnionego księdza, który by ją rozgrzeszył. Postawy są różne. Są osoby, które piszą: „Boże, nie wiem, czy ja sobie to wybaczę, ale moja sytuacja nie pozwala mi na dziecko”. Przerażające, że istnieją warunki, które zmuszają kobiety do zrobienia czegoś, czego nie chciałyby zrobić.
Stygmatyzacja kobiet nadal istnieje. Kobiety boją się potępienia ze strony rodzin, partnerów i znajomych. Piszą na przykład: „Moi rodzice są bardzo fundamentalni i katoliccy. Nie chcę, żeby wiedzieli”. Piszą też tak: „Mój mąż nie popiera aborcji”, ale mimo wszystko czują potrzebę jej wykonania. Stygmatyzacja istnieje i niestety pewnie nadal będzie istniała, ale tym, co może tu pomóc, jest świadome i śmiałe mówienie o aborcjach.
Pojawiają się też często pytania, czy po aborcji można normalnie zajść w ciążę, bo przeciwnicy aborcji rozpowszechniają takie — oczywiście nieprawdziwe — informacje. Przykładem może być chociażby nieszczęsna witamina C, którą dziewczyny łykają garściami, bo gdzieś przeczytały, że to pomoże w poronieniu. Podkreślamy, że tylko kombinacja mifepristone i misoprostolu, bądź sam misoprostol są w stanie zapewnić im bezpieczną aborcję, a nie żadne witaminy, zioła czy paracetamol. Są jakieś miejsca w odmętach Internetu, gdzie kobiety trafiają i otrzymują informacje niejednokrotnie tak dziwne, że włos się jeży na głowie. Ciężko jest zrozumieć, jak w dwudziestym pierwszym wieku można w takie rzeczy wierzyć, ale niestety czasem kobiety ratują się, czym mogą ze względu na wiedzy. Brakuje nam odpowiedniej edukacji na poziomie systemowym.
Bez: Zapewniacie kobietom i osobom zgłaszającym się po pomoc anonimowość, jeśli jej potrzebują. Co potem?
Ewa: Tak, mogą wybrać swoją ścieżkę. Mogą o nas zapomnieć. Mogą nam nie odpisywać. Nie ma problemu, bo my nie jesteśmy od tego, żeby je osądzać moralnie. Jesteśmy od tego, żeby zapewnić im dostęp do bezpiecznej aborcji.
Nadchodzi nowe – epoka zmian
Bez: Mówiłaś wcześniej o tym, że ta świadomość jest różna. Zajmujesz się pracą dla WoW od dłuższego czasu. Czy Twoim zdaniem na przestrzeni lat zmieniło się podejście do autonomii cielesnej wśród kobiet?
Ewa: Część młodych dziewczyny wie już bardzo dużo. Te dziewczyny są konkretne. One nie muszą nas nawet słuchać, bo wszystko wiedzą i mają konkretne potrzeby. Wiedzą kim my jesteśmy i czym się zajmujemy. Wtedy komunikacja sprawnie działa — kiedy nie musimy odkłamywać, wyjaśniać, tłumaczyć, podsyłać linków o bezpieczeństwie aborcji. One znają swoje ciało. Potrafią opisać symptomy ciąży. Posługują się często językiem medycznym. Bardzo cieszy mnie, że coraz częściej młode dziewczyny mają świadomość swojego ciała, anatomii i procesów w nim zachodzących.
Pewnie gdyby mieszkały w innym kraju, gdzie dostęp do antykoncepcji awaryjnej byłby prosty, to tych ciąż by nie było. Zmiana jest bardzo widoczna i jest to naprawdę budujące. Teraz istnieje też więcej platform, gdzie taką fachową wiedzę można nabyć. Chociażby nawet na Instagramie jest mnóstwo fajnych influencerek, które przekazują sensowną wiedzę. Mam nadzieję, że kobiety będą częściej tę wiedzę posiadały.
Bez: Pomimo że ta zmiana jest i jest bardzo pozytywna, istnieją organizacje, które chcą tę autonomię kobiet zawłaszczyć. Wiemy, że w niektórych krajach zdarzały się na przykład przypadki blokowania stron Women on Web, a potrzebujące kobiety musiały szukać innych opcji. Wam też kiedyś spadło konto na Instagramie. Udało się je na szczęście przywrócić. Czy zdarzały się jakieś inne próby blokowania waszej inicjatywy w Polsce? Jeśli tak, to kto je inicjuje i jak sobie z tym radzicie?
Ewa: W Polsce naszą pracę głównie ograniczają Instagram i Facebook. W 2020 roku, kiedy w Polsce odbywały się protesty nasze polskie konta były zablokowane i zostały przywrócone dopiero w lutym 2021 roku. Natomiast w innych krajach bywały blokowane także nasze strony. Na przykład w Hiszpanii wejście na stronę było zablokowane, ale w tym roku Women on Web wygrało w sądzie sprawę z rządem hiszpańskim i tej blokady już nie ma. Blokady są jeszcze w krajach takich jak Turcja i Korea. Natomiast w Polsce są to tylko i aż utrudnienia z racji, cokolwiek to znaczy, „wystąpień przeciwko regulaminowi”. Wiem, że nasza wicedyrektorka oraz inne organizacje zajmujące się prawami człowieka miały w zeszłym tygodniu [pod koniec listopada 2022 roku — przyp. red.] spotkanie z pracownikami z Google i Facebooka. Organizacje te prezentują wiarygodne informacje, a często bywają blokowane. Reprezentanci tych spółek obiecali, że dołożą starań, aby zabezpieczyć działania wiarygodnych, edukacyjnych kont. Może się coś zmieni, ale pewnie nie tak szybko. Przynajmniej teraz te platformy cyfrowe mają świadomość, że muszą coś w tej kwestii zrobić.
Bez: Mówisz o zmianach, więc my chciałybyśmy zapytać Cię o przyszłość. Epidemia przemocy wobec kobiet jest wielowymiarowym problemem, a dostęp do antykoncepcji awaryjnej i aborcji to jedne z kluczowych kwestii z nią związanych — jak zapatrujecie się na przyszłość jako Women on Web?
Ewa: Będziemy cały czas dostarczać tę samą usługę, którą dostarczamy już od kilkunastu lat. Dr. Rebecca Gomperts okazała się pionierką i wizjonerką, ponieważ telemedycyna dzięki pandemii zyskała wiarygodność. W czasie, kiedy obowiązywał lockdown, kobiety zostawały z problemem niechcianej ciąży same w swoich domach. Całe szczęście, że oficjalne źródła zdecydowały się użyć naszych metod pracy, czyli zgłoszeń przez Internet lub telefon i wysyłanie przesyłek pocztą. To chyba jedyny pozytywny efekt pandemii, jeśli chodzi o dostęp do aborcji. Wiele krajów już zaczyna to wdrażać i telemedycyna staje się oficjalną, legalną opcją. Kolejne bariery w dostępie do aborcji powoli padają, nie trzeba już pielgrzymować do odległych klinik, poddawać się konsultacjom, czekać na akceptację, przyjeżdżać po leki. Te i inne bariery, które były stawiane dostępowi do aborcji zostaną zlikwidowane i pozostanie po prostu zaufanie kobietom, że wiedzą, czego chcą oraz umożliwienie im podjęcia decyzji.
W kwestii Polski nie śmiem wróżyć z fusów. Wiemy, że za rok odbędą się wybory. Wiemy, że to, co stało się w Sejmie w tym roku, czyli wystąpienie Natalii Broniarczyk było bardzo istotnym wydarzeniem. Były też wystąpienia polityczek i polityków, którzy wreszcie nie zasłaniali się niedojrzałością społeczeństwa, nieodpowiednim czasem i innymi bzdetami, tylko większość z nich powiedziała, że kobiety mają prawo do podejmowania decyzji i należy im to umożliwić. To jest coś niesamowitego. To jest coś, na co się czekało wiele, wiele lat. Byłoby fajnie, gdyby kobiety wreszcie się zjednoczyły i pomyślały o wspólnych interesach. Patrzmy na to, co nam gwarantuje polityczka czy polityk w swoich programach, czy prawa kobiet są w nich obecne. W każdym razie Women on Web będzie służyć pomocą i możecie na nas liczyć.
Bibliografia:
[1] Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny (2020) „Terminacja ciąży na NFZ – pytamy szpitale o praktyki”, https://federa.org.pl/przeswietlamy-szpitale/ dostęp: 8.12.2022
[2] Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny (2013) 20 lat
tzw. ustawy antyaborcyjnej w Polsce. (Warszawa: Federa)[3] Matusiak, W. (2016) „Aborcja po polsku: minimum 150 tys. zabiegów rocznie. Lekarze zwlekają z legalną aborcją, bo boją się stygmatyzacji i nie chcą problemów”, dla: Gazeta Wyborcza, https://wyborcza.pl/7,75398,19934444,aborcja-po-polsku-minimum-150-tys-zabiegow-rocznie-lekarze.html dostęp: 08.12.2022