Wywiad z Izabelą Trybus, certyfikowaną psychoterapeutką Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychoanalitycznej oraz Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, specjalistką psychotraumatologii i prezeską zarządu Polish Center for Trauma Survivors, gdzie działa na rzecz Ocalałych z przemocy seksualnej w konflikcie zbrojnym, znajdujących się na terenie RP. Rozmowę przeprowadziła Anna Obłękowska, członkini Stowarzyszenia Bez.
Anna Obłękowska: Co stanowiło punkt zapalny do rozpoczęcia pracy na rzecz osób dotkniętych torturami wojennymi jako Polish Center for Torture Survivors?
Izabela Trybus: Pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę w 2022 roku. Wcześniej miałam już okazję współpracować z doktor Wiolettą Rębecką, ale to w lutym dwa lata temu Wiola skontaktowała się ze mną, by zainicjować ustrukturyzowaną formę pomocy dla uchodźczyń, które licznie zaczęły zjeżdżać do Polski. Chciałyśmy stworzyć miejsce dedykowane osobom ocalałym z przemocy seksualnej w trakcie wojny. Wioletta Rębecka jest psychoanalityczką, autorką książki „Gwałt: historia wstydu”, specjalistką do spraw traumy złożonej, która opisała termin War Rape Survivors Syndrom. Badania poświęcone Ocalałym z gwałtu wojennego prowadzi od lat. Wiedza i doświadczenie związane z konfliktami zbrojnymi na całym świecie obudziły jej intuicję. Na skutek eskalacji, Ukrainek, które doświadczą przemocy seksualnej i tortur wojennych może być więcej. Zaczęłyśmy organizować grupę, która miała stanowić zręby projektu, a jako że wiele osób próbowało się zaangażować, oficjalnie zarejestrowałyśmy Fundację. Obecnie z Wiolą i adwokatką Aleksandrą Nędzi-Marek, prawniczką i magistrą praw człowieka i demokratyzacji oraz działaczką na rzecz Ocalałych z przemocy seksualnej, tworzymy zarząd Fundacji.
Niedługo później, wraz z odkryciem skali gwałtów w Buczy i Irpieniu, wielu dziennikarzy zaczęło zgłaszać się do nas w celu pozyskania komentarza. Przemoc seksualna w trakcie wojny stała się „klikalnym” tematem dla mediów, przez co przekonałyśmy się o niewiedzy dziennikarzy na temat tego, jak pisać o tak trudnych zagadnieniach. Historie związane z bezpośrednim zagrożeniem życia, ogromną traumą, wzbudzają szybką, ale nietrwałą ekscytację opinii publicznej. Doświadczenia Ocalałych podawano w sensacyjny sposób, co skutkowało chwilowym zainteresowaniem. Dlatego też w pierwszym okresie zależało nam, po pierwsze, na udzielaniu wywiadów pogłębionych, które osadzałyby historie wojennej przemocy seksualnej w Ukrainie w kontekście innych konfliktów zbrojnych, na przykład II wojny światowej w Polsce; po drugie, na edukowaniu dziennikarzy w kwestii osób ocalałych z tortur wojennych.
Szkolenia okazały się kluczowe. Obecnie poza odbiorcami mediów i dziennikarzami dzielimy się wiedzą również z organizacjami społecznymi trzeciego sektora, działaczkami na rzecz uchodźców, prawniczkami i terapeutkami. W branży terapeutycznej prawie wcale nie mówiło się o tym, czym jest trauma związana z wojenną przemocą seksualną, choć osoby z Ukrainy nie są pierwszymi uchodźczyniami wojennymi, które pojawiły się w Polsce.
Zastanawiałam się nad słowem survivors, które zawarłyście w nazwie Fundacji. Z tego pojęcia korzystamy również jako Bez w kontekście doświadczenia prostytucji czy przemysłu seksualnego: posługujemy się określeniem „przetrwanka”. Jaki polski odpowiednik słowa survivor jest wam najbliższy?
W naszej nazwie nieco inspirowałyśmy się między innymi Kosova Rehabilitation Center for Torture Victims, z którym współpracowała Wiola. KRTC to organizacja, która działa na rzecz Ocalałych w Kosowie nieprzerwanie od 1999 roku, starając się łagodzić efekty wojny na Bałkanach. Współcześnie słowo „ofiara” (victim) nie jest nam już bliskie w tym kontekście, ale KRTC powstało 20 lat temu i takiej terminologii wtedy używano. O „ofiarach” nawet współcześnie mówią niektóre osoby w branży psychotraumatologii, ale wydaje mi się, że trzeba iść z duchem czasu. Miałyśmy wiele rozmów na temat tego, jak tłumaczyć słowo survivor, bo w Polsce podejmowano różne próby na nazwanie osób dotkniętych przemocą seksualną. Uznałyśmy, że w kontekście obszaru naszej pracy, związanej zarówno z wojną, jak i przemocą seksualną, najbliżej jest nam do słowa „Ocalałe”, które oddaje pokrzywdzonym sprawstwo.
Podczas konferencji „Kobieta i wojna” w Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku poza traumą zsyłki na Sybir mówiłyśmy również specyficznie o przemocy seksualnej, konsekwentnie używając określenia „Ocalałe”. Wśród widowni i prelegentek znajdowały się Sybiraczki, które po wystąpieniach podchodziły, by powiedzieć nam o tym, że od teraz same chcą tak o sobie mówić, zamiast używać określenia „ofiara”. Może to być związane z tym, że „Ocalała” oddaje nie tylko fakt, że komuś stało się coś krzywdzącego, ale i pomaga docenić umiejętność przetrwania traumy i siłę, jakiej to wymaga.
Jakie działania podejmuje Fundacja poza edukacją?
Działamy bezpośrednio, udzielając wsparcia osobom ocalałym z tortur wojennych, potrzebującym asysty psychologicznej i stabilizacji. Przykładowo, pomagamy przygotować się do zgłoszenia organom państwowym spraw związanych z popełnieniem zbrodni wojennej. Zapewniamy więc wsparcie psychotraumatologiczne i prawne podczas wywiadu, szykujemy Ocalałą do procesu, jesteśmy podczas niego obecne. Sama obecność często okazuje się bardzo ważna. Przy zgłaszaniu przestępstw seksualnych, nie tylko w trakcie wojny, wspominanie bezpośredniego zagrożenia życia (zarówno tortury, jak i gwałt przeżywa się jako bezpośrednie zagrożenie życia), reaktywuje wspomnienie urazu na poziomie neurobiologicznym. W niektórych zadawanych pytaniach pojawiają się tak zwane „triggery”, czyli wyzwalacze traumy, które sprawiają, że na nowo przeżywa się tę sytuację. Nieodpowiednio zadane pytania mogą też wepchnąć Ocalałą w poczucie winy. Odpowiednie przygotowanie lub nasza obecność podczas wywiadu sprawia, że możemy zawczasu zauważyć reakcję Ocalałej. Jeśli dostrzegamy, że przestaje się czuć bezpiecznie, opowiadając o traumie, mamy możliwość zastosowania technik stabilizujących, zaproponowania przerwy, by pomóc jej powrócić do względnej równowagi.
Czy jedna organizacja jest w stanie zapewnić wsparcie wszystkim Ocalałym z wojennej przemocy seksualnej? Jak duża jest skala problemu w Polsce?
Nie ma konkretnych statystyk, które mówiłyby o ilości Ocalałych po torturach wojennych przebywających w Polsce, ale na pewno wiemy, że pomoc, jakiej potrzebują, wymaga zaangażowania wielu osób ze wszystkich stron kraju. Obserwujemy intensywność zainteresowania takim wsparciem w różnych punktach Polski. Jak wynika z naszego doświadczenia, nie jest tak, że Ocalałe zgłaszają się po pomoc od razu po przekroczeniu granicy. Zazwyczaj decyzję o szukaniu pomocy podejmuje się już po pewnym czasie, kiedy osiądzie się gdzieś na dłużej. Same nie możemy fizycznie pojawić się wszędzie, czasem korzystamy z formy pomocy online, ale wiemy, że możliwość spotkania na żywo jest bardzo ważna.
Program szkoleń dla organizacji i profesjonalistów powstaje, by osoby z takim doświadczeniem miały miejsca, do których my z czystym sumieniem będziemy mogły je przekierować najbliżej ich miejsca zamieszkania. Dlatego docelowo chcemy stworzyć mapę organizacji pomocowych, przeszkolonych odpowiednio tak, by oferować pomoc psychologiczną i psychotraumatologiczną, prawną i organizacyjną osobom z doświadczeniem tortur wojennych. Chcemy też rozwinąć współpracę z lekarkami, bo osoby, które doświadczyły przemocy, często borykają się również z problemami zdrowotnymi.
Polska sieć już w tej chwili rośnie, mamy w planach kolejne szkolenia, a same chcemy stać się członkiniami międzynarodowej koalicji na rzecz osób ocalałych. Podsumowując, nie tylko tworzymy lokalną sieć na miejscu, ale i same łączymy się z organizacjami z innych krajów, by podejmować skuteczne działania.
Macie więc możliwość wymiany perspektyw z działaczkami zza granicy. Jaka jest specyfika pracy na rzecz osób z doświadczeniem tortur wojennych w Polsce? Panuje u nas w końcu częste przekonanie, że uchodźcy to tak naprawdę nie osoby szukające pomocy, ale niemalże najeźdźcy próbujący forsować nasze granice. Czy te przekonania sprawiają, że tutaj trudniej niż w innych krajach zapewniać pomoc migrantkom, uchodźczyniom i Ocalałym?
Zdajemy sobie sprawę z tego, że jedna fundacja nie zmieni polskiej rzeczywistości. Zmiany musimy wypracowywać na różnych poziomach, w tym też społecznym i mentalnym, dostarczając wiedzy, zwalczając stereotypy, uprzedzenia i rasizm. Trzeba jednak pamiętać, że to nie są rzeczy, które zmienią się nagle i nie są to też rzeczy, które występują wyłącznie w Polsce. Te same problemy istnieją również w krajach, które mają bardziej zaawansowane sposoby pomocy Ocalałym.
Prawdą jest jednak, że z punktu widzenia osoby, która posiada zarówno doświadczenie uchodźstwa, jak i doświadczenie przemocy seksualnej, polskie społeczeństwo nie zawsze jest wspierające. Kiedy do Polski docierały pierwsze uchodźczynie z Ukrainy, ruszono z pomocą. Po dwóch latach budzą się nastroje nacjonalistyczne. Mieszkania dla uchodźczyń były udostępnione jedynie w początkowych etapach pełnoskalowej inwazji rosyjskiej, obecnie programy mieszkaniowe są zamykane. Czasem nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak mocno ksenofobiczne stereotypy są zakorzenione w naszej kulturze. To niekiedy wpływa na zakres udzielanej pomocy. W Waszej działalności na pewno również spotykacie się z masą wyobrażeń na temat kobiet w przemyśle seksualnym, które są krzywdzące. Tak samo jak my obserwujecie najpewniej bagatelizowanie tematu przemocy, jaki spotyka Ocalałe.
Innym specyficznym dla uchodźczyń w Polsce uczuciem jest izolacja. Kiedy wysłucha się osób z doświadczeniem uchodźstwa, okazuje się, że wokół nie dostrzegają nikogo podobnego do siebie. Przykładowo w Białymstoku spotkanie osoby o innym kolorze skóry niż biały to rzadkość. Ciężko znaleźć jakikolwiek punkt odniesienia, nawet jeśli chodzi o banalny fakt, że nie ma się dostępu do kuchni kraju pochodzenia, a lokalny język, polski, jest bardzo trudny do nauczenia, co tworzy barierę komunikacyjną. Poczucie bezpieczeństwa osób uchodźczych jest zachwiane, nie tylko samym doświadczeniem wojny, ale i poczuciem obcości oraz braku stabilności. A to samo doświadczenie uchodźstwa. Dodajmy jeszcze do tego traumę związaną z seksualnymi torturami wojennymi i brak możliwości uzyskania specjalistycznej pomocy w tym zakresie. Deficyt przeszkolonego pod tym kątem personelu może skutkować retraumatyzacją. W Polsce wciąż mamy w tym zakresie dużo do poprawienia.
To buduje wielopłaszczyznowy obraz osamotnienia osób ocalałych: z jednej strony mamy do czynienia z obcością kulturową nowego miejsca, samotnością w doświadczeniu uchodźstwa, małej ilości osób, które rozumieją, co to znaczy uciekać przed wojną czy prześladowaniami, a z drugiej strony z samotnością wynikającą z doświadczenia przemocy seksualnej. Dzielenie się doświadczeniem gwałtu jest niezwykle trudne, często budzi poczucie wstydu i obawy przed oceną, co również może przyczynić się do uczucia izolacji i wyobcowania.
Warto zwrócić tu jednak uwagę przede wszystkim na to, jak społeczeństwo reaguje na te osoby. Nie dość, że ciężko jest mówić o tych doświadczeniach, to jeszcze mało kto chce o tym słuchać. Rozmowy o traumach nie są łatwe. Ocalałe nierzadko chcą mówić o swoich historiach, ale albo nie są wysłuchiwane wcale, albo współrozmówcy słyszą tylko to, co chcą usłyszeć. Na przykład w trakcie udzielania wywiadów kobietom często nie daje się przestrzeni do swobodnej wypowiedzi, mocno zawężając obszar rozmowy, np. tylko do opowieści o tym, w jaki sposób została zgwałcona, bo przemoc to bardziej „klikalny” temat.
W naszej działalności również spotykamy się z próbami „wyciągania historii”, wzbudzania sensacji czyjąś krzywdą. W końcu zarówno temat przemocy, jak i kwestie związane ze sferą seksualną są bardzo „klikalne”. Z czego to wynika?
To próby ekscytowania publiki. A ekscytacja jest tak naprawdę obroną przed kontaktem z traumą. Zagłębienie się w historię danej osoby: kim jest, kim była, co przeżyła, jak sobie z tym poradziła, co o tym myśli teraz, już nie jest tak ekscytujące. Te pogłębione rozmowy konfrontują również z trudną rzeczywistością tego, że w trakcie wojny praktycznie nie ma możliwości ucieczki od tego rodzaju doświadczeń. Sprawcy po prostu najeżdżają i krzywdzą, brutalna przemoc może dosięgnąć każdego. Niestety mimo tego osoby, które doznały przemocy seksualnej w trakcie wojny, często mają do siebie zarzut: mogłam coś więcej zrobić, bardziej walczyć. Ale tak naprawdę nie mogły, nic by to nie zmieniło. To narzucony społecznie sposób myślenia, który retraumatyzuje.
Wioletta Rębecka w swojej pracy doktorskiej o badaniach na temat gwałtów wojennych zauważa nie tylko, że głównymi agresorami seksualnymi podczas wojen są mężczyźni, ale i że kobiety są nieproporcjonalnie bardziej narażone na przemoc seksualną oraz borykają się z większymi zagrożeniami społecznymi i ekonomicznymi. Jaki jest profil osoby ocalałej, która zgłasza się do Fundacji w związku z przeżyciem tortur wojennych? Czy da się tu dostrzec tendencje związane z płcią lub wiekiem?
Wojenne tortury seksualne dotyczą i kobiet, i mężczyzn, i dzieci. Do nas, w Polsce, zgłaszają się ludzie w różnym wieku i obu płci. Wszystkie osoby na terenie działań wojennych w danym państwie mogą być narażone na tego typu doświadczenia. Gwałt to najtańsza broń wojenna, jak stwierdził Denis Mukwege, laureat Pokojowej Nagrody Nobla i ginekolog pracujący w Kongo, gdzie podczas II wojny domowej żołnierze zgwałcili około 500 000 kobiet i ta przemoc seksualna trwa do dziś. Za pomocą gwałtu przepędza się ludzi z miejsca, z którego chce się wydobyć wartościowe minerały. Lokalne społeczności masowo uciekają więc przed gwałtem i terrorem.
Dlaczego tak ważne jest, by rozróżnić doświadczenie traumy seksualnej związanej z gwałtem od traumy seksualnej związanej z gwałtem wojennym?
Zacznijmy od tego, że sama sytuacja wojny jest sytuacją traumy złożonej opartej na utracie bezpieczeństwa, bliskich, domu, planów na przyszłość. Do tego należy dodać traumę związaną z przemocą fizyczną i seksualną, przy czym gwałty wojenne często są wyjątkowo brutalne, grupowe, nastawione na torturowanie gwałconej osoby. Brutalność tych tortur związana jest z faktem, że na ich skutek mają ucierpieć nie tylko bezpośrednie ofiary, ale również powinny zastraszyć całą społeczność. Fakt, że jest to zbrodnia wojenna, nie wykorzenił gwałtu ze strategii militarnej.
Zarówno sytuacja wojny, jak i sytuacja gwałtu budzą poczucie zagrożenia życia: w związku z tym w przypadku gwałtu wojennego tym poczuciem jest się osaczonym. Osoba ocalała z gwałtu wojennego może być zupełnie pozbawiona wsparcia, ale nie tylko ze względu na normy społeczne, a na utratę domu, rodziny, bliskich. Właśnie po to, żeby oddać skomplikowaną dynamikę i konsekwencje przemocy seksualnej w trakcie wojny, Wiola sformułowała termin War Rape Survivors Syndrom (Zespół ocalałych z gwałtu wojennego). WRSS wpływa na obszar psychologiczny, społeczny (w niektórych społeczeństwach zgwałcona kobieta jest z nich wyrzucana) i zdrowia fizycznego.
Gwałt jest jedną z wielu form tortur wojennych. Inne formy przemocy agresorów wobec atakowanej społeczności potrafią mieć równie poważne konsekwencje.
Czy możliwe jest odsunięcie tej traumy i ucieczka od doświadczeń gwałtu wojennego? Czy można po prostu zapomnieć?
Nie uważam, żeby było to możliwe bez przepracowania tego, szczególnie w przypadku, kiedy konsekwencją tortur wojennych są widoczne uszkodzenia ciała. Skutki wielokrotnych pobić, trwałe okaleczenia i gwałty pozostawiają w ciele różne medyczne konsekwencje. Na skutek tego osobie ocalałej ciągle przypomina się przyczyna bólu. To nie jest uraz, od którego można po prostu uciec. Istnieją traumy relacyjne, związane z zaniedbaniami, trudne do zidentyfikowania i uświadomienia. Sytuacja przemocy seksualnej i tortur jest jednak ściśle związana z ciałem. Jednym z trudnych do zaleczenia obrażeń, które jest konsekwencją gwałtu, jest powstanie przetoki odbytniczo-pochwowej, zwanej również fistulą. Dochodzi też do innych, często bolesnych urazów genitaliów. Rosjanie stosują na ukraińskich żołnierzach różnego rodzaju tortury, które dotyczą właśnie części intymnych. Atak na ten obszar naszego ciała czyni nas zupełnie bezbronnymi.
Dodatkowo może do niej dołączyć trauma związana z trudnościami przy dochodzeniu do sprawiedliwości. Dlatego współpracujemy między innymi z prawniczkami i innymi organizacjami na terenie Polski: przy zgłaszaniu doświadczenia tortur chcemy wprowadzać praktyki, które nie retraumatyzują..
Osoby ocalałe przyjmują jednak różne strategie radzenia sobie z takimi wydarzeniami. Niektóre szukają pomocy, podejmują działania rzecznicze, mobilizują się w pracy na rzecz innych Ocalałych, a inne próbują odcinać się od tych wspomnień na różne sposoby.
To też jest coś, z czym spotykają się kobiety w przemyśle seksualnym. Ten mechanizm dystansowania się od swojego ciała, odsuwania się od tego, co odczuwa, nie wydaje się możliwy do utrzymania. Czasem używki pomagają oddalić pewne myśli na dłużej, ale po jakimś czasie trauma wraca, przypominana przez ślady, jakie zostawiają po sobie napastnicy: ślady pobicia, okaleczenia, powtarzających się praktyk seksualnych nadwyrężających ciało, gwałtu. Jakie narzędzia mogą pomóc poradzić sobie z doświadczeniami tego kalibru?
Bardzo użyteczną teorią, która pomaga lepiej zrozumieć osoby, które przetrwały gwałt wojenny, jest teoria poliwagalna. Opieramy się na niej między innymi podczas szkoleń. Pokazuje, jak działa układ nerwowy i jak reaguje nasze ciało na sytuacje zagrożenia życia. Wyjaśnia również sytuację, w której osoba doświadczająca przemocy seksualnej nie krzyczy albo nie walczy aktywnie, czego często oczekuje się od zaatakowanej osoby. To oczekiwanie generuje masę poczucia winy i wstydu, o których mówiłyśmy wcześniej. W sytuacji zagrożenia życia nasza neurobiologia działa tak, żeby nas ochronić. Jedną z automatycznych odpowiedzi wobec niebezpieczeństwa jest toniczny bezruch.
Mówię o tym nie tylko osobom, które szkolę do pracy z Ocalałymi, ale i samym Ocalałym: odrętwienie i odcięcie od ciała w sytuacji gwałtu to sposób naszego organizmu na przygotowanie się na śmierć. Gwałt to sytuacja na tyle ekstremalna, że nasza neurobiologia sprawia, że możemy nie odczuwać bólu lub zupełnie zamrzeć, aby przetrwać. Dla osoby, która jest zagrożona śmiercią, a tak organizm odbiera gwałt, najważniejsze jest właśnie przetrwanie. Szarpanie się z napastnikiem, czy krzyczenie, niekiedy okazuje się odruchem sprzecznym z potrzebą przeżycia. Tłumaczymy te mechanizmy, żeby zmniejszać potencjalne ryzyko obwiniania siebie samej za brak walki.
Można powiedzieć, że dowartościowujecie przetrwanie nie tylko terminologicznie, kiedy używacie określeń takich jak „Ocalała”, ale i w bezpośredniej pracy z osobami odczuwającymi skutki WRSS.
Ten sposób myślenia jest po prostu użyteczny w praktyce. Pomaga docenić różne reakcje neurobiologiczne, które mamy w swoich zasobach, aby przetrwać. Przykładowo, dysocjacja to bardzo skuteczny mechanizm obronny, o którym często mówimy i do którego podchodzimy z dużym szacunkiem. Trzeba jednak dobrze wiedzieć, kiedy z tym mechanizmem zacząć pracować. Przypominanie sobie traumy może skutkować atakami paniki, zalewem silnych emocji. Wtedy również m.in. teoria poliwagalna okazuje się przydatna – za jej pomocą możemy wskazać różne techniki stabilizujące, związane z relaksacją nerwu błędnego, czyli właśnie vagusa. Nawet po przeżyciu tak ogromnej krzywdy, jak gwałt wojenny można uczyć się samoregulacji i odzyskiwać kontakt ze swoim ciałem.
Czyli WRSS to nie wyrok?
Funkcjonowanie po gwałcie wojennym jest możliwe, ale, jak przy wszystkich traumach, trzeba pracować nad tym, by to doświadczenie nie zawładnęło całym życiem. Nie jest to łatwe przez wzgląd na wspomniane wcześniej uszkodzenia ciała, które mogą łączyć się z różnymi konsekwencjami medycznymi, ale i również ciągnące się sprawy sądowe, a także reakcje społeczne.
Nie oznacza to w żadnym razie, że osoba po takich przeżyciach jest skazana na porażkę. Przykładowo, SEMA Ukraine zrzesza Ukrainki, które doświadczyły przemocy seksualnej i przemocy ze względu na płeć w wyniku zbrojnej agresji Rosji na Ukrainę. Członkinie tej organizacji mają niezwykłą determinację, żeby wspierać inne kobiety z podobnym doświadczeniem, edukować ludzi, mówić o tym, co się wydarzyło: świadomość tego, że przeżyły, jest ich siłą. Wychodzą naprzeciw izolacji i samotności związanymi czasem z traumą gwałtu wojennego. Tworzą społeczność, która włącza i udziela pomocy osobom, które mają za sobą podobną historię. Taka przestrzeń pomaga pracować nad tym doświadczeniem.
Przykład SEMA Ukraine pokazuje, że w przypadku Ocalałych i przetrwanek liczy się nie tylko pomoc profesjonalna, ale i w dużej mierze wspierająca społeczność.
Powiedziałabym, że wspierająca społeczność jest wręcz podstawą. Z tego wynika priorytetyzacja szeroko pojętej edukacji: póki nie zmieni się społeczne myślenie o WRSS, te osoby będą retraumatyzowane przez niezręczne pytania dziennikarzy, podważanie wiarygodności ich historii przez prawników czy ocenę ze strony bliskich, opierającą się na założeniu, że Ocalała jest winna swojej sytuacji.
Skąd obecnie przybywają do Polski Ocalałe?
Trzeba podkreślić, że WRSS w Polsce nie dotyczy tylko Ocalałych z Ukrainy, ale na osoby z Ukrainy przez jakiś czas była większa otwartość na poziomie społeczno-politycznym, dzięki czemu pomoc dla nich była bardziej dostępna niż dla innych grup uchodźczych. Sporo osób z doświadczeniem gwałtu wojennego z krajów afrykańskich próbuje dostać się do Polski, ale nie jest to dla nich często możliwe. Z Kongo, Erytrei, Etiopii, Sudanu, a również Afganistanu i Jemenu przybywają osoby ocalałe, które tak samo wymagają wspierającej społeczności i profesjonalnej pomocy, ale rzadko udaje im się osiągnąć to w Polsce.
Niektóre z nich próbują się przedostać przez granicę polsko-białoruską. Nie są jednak wpuszczane, a ich wnioski azylowe nie są przyjmowane. Jest im trudniej uzyskać pomoc w porównaniu do Ocalałych z Ukrainy, dla których granica została otwarta, dzięki czemu kobiety i dzieci mają szansę uzyskania odpowiedniej opieki w razie trudnych przeżyć. Wciąż mamy przed sobą ogrom pracy do wykonania na rzecz osób, które doświadczyły tortur i przemocy seksualnej nie tylko na skutek inwazji rosyjskiej. Dostarczana pomoc na tę chwilę jest niewystarczająca.
Jak Pani radzi sobie z obcowaniem z tak ciężkimi ludzkimi problemami? Może się wydawać, że to egoistyczne pytanie w kontekście osób, które muszą sobie radzić z nimi bezpośrednio, ale działania na rzecz doświadczonych gwałtem wojennym na pewno również odbijają się na samopoczuciu tych, którzy pomagają.
To jest bardzo ważne pytanie. Samo wyszkolenie czy specjalizacja w jakimś zakresie nie sprawia, że już się nie współodczuwa. To są bardzo obciążające tematy nawet dla profesjonalistów. W trakcie mojej pracy nauczyłam się na pewno, że ważne jest, żeby troszczyć się o siebie. Każda z nas w Fundacji ma swoje sposoby na dbanie o swoje samopoczucie zależnie od preferencji i osobowości. Ja jestem bardzo społeczną osobą, więc w sytuacjach przeciążenia cenna jest dla mnie możliwość rozmowy. Reguluje mnie również praca w ogrodzie i pielęgnacja kwiatów, ale i sport. Zorganizowana aktywność fizyczna zmusza mnie do tego, żebym skupiła się na tu i teraz. Ponadto, po bardzo wymagającym okresie pracy na granicy, odkryłam, że pomaga mi podróżowanie. Realne oddzielenie się od codziennej pracy, wyjazd do innego kraju, zmiana otoczenia, rozmowa w innym języku, dały mi przestrzeń do nabrania pewnego dystansu i samoregulacji.
Okazuje się, że podróż może być jednocześnie pięknym, relaksującym doświadczeniem, jeśli odbywa się dobrowolnie, ale i czymś traumatycznym, kiedy jest się do niej zmuszonym warunkami zewnętrznymi.
Myślę, że podróżowanie w przypadku uchodźstwa też może być czymś, co pomaga nabrać dystansu, przenieść się w miejsce bezpieczniejsze od tego, w którym doświadczyło się przemocy. Ta decyzja, żeby uciec, jest oczywiście często podyktowana przymusem, ale nierzadko w rozmowach z osobami ocalałymi pojawia się też wątek nadziei, jaką wiążą z migracją.
Potem niestety te nadzieje są często brutalnie weryfikowane przez rzeczywistość. Szczególnie kiedy myślę o osobach próbujących przekroczyć granicę polsko-białoruską: często liczą na to, że w Europie dostaną pomoc i szansę realizacji planów, których nie mogły spełnić w swoim kraju. Spotykają się tutaj jednak z torturami po obu stronach granicy, jak i niechęcią społeczną oraz przemocą. Ta rzeczywistość po podróży jest retraumatyzująca.
Jakie rozwiązania systemowe należy zrealizować, żeby tak nie było? Teraz żyjemy w kraju, który nie jest w stanie wojny. Jak powinien działać, żeby móc godnie przyjmować Ocalałe?
Przede wszystkim należy położyć nacisk na regulacje. Powinny istnieć wyznaczone instytucje tworzące rozwiązania systemowe, które ułatwiłyby osobom z innych krajów zawiadomienie o przestępstwie, jakim jest zbrodnia wojenna. Należałoby połączyć to z edukacją na temat specyfiki pomocy osobom z traumami, nie tylko wojennymi. Kiedy, przykładowo, do szpitala zgłasza się osoba po gwałcie, powinna się uruchomić cała procedura dotycząca zabezpieczenia dowodów i dobrobytu tej osoby.
Niemniej najbardziej podstawową kwestią jest program, który zapewniłby dach nad głową. Mieszkania dla uchodźczyń były udostępnione na określony czas pełnoskalowej inwazji rosyjskiej. Istnieje założenie, że te osoby po dwóch latach mają sobie radzić same. Słyszy się, że uchodźczynie wojenne powinny już normalnie działać, mieć pracę, wynająć mieszkanie i funkcjonować tak, jakby się nic nie stało. Ta reakcja ponownie pokazuje, że brakuje nam podstawowej edukacji na temat tego, jak działa trauma wojenna. To powinna być edukacja na bardzo szerokim poziomie.
Jeśli chcemy być krajem skutecznym w udzielaniu pomocy humanitarnej, w tym osobom z traumami złożonymi, musi dojść do zmian na poziomie społeczno-politycznym, chęci współpracy z organizacjami humanitarnymi i szkoleń z zakresu podejścia skoncentrowanego na traumie. Nadzieję jednak wzbudza fakt, że coraz więcej organizacji i profesjonalistek chce zgłębiać temat i doskonalić się w tego rodzaju pomocy. Dostajemy również sygnały, że szkoleniami zainteresowane są osoby związane z organami ścigania. Liczę na to, że coś powoli się zmienia.