Udając się na Post Pxrn Film Festival Warsaw (PPFFW), postanowiłam wybrać film, z którym, oceniając po tytule, najtrudniej byłoby mi się nie zgodzić – w ten sposób trafiłam na blok zatytułowany „Seksualne jest polityczne #1”. Składa się on z siedmiu filmów krótkometrażowych, z których obejrzałam pięć, a w swojej recenzji postanowiłam skupić się na trzech z nich.
W opisie pierwszego bloku tematycznego na PPFFW zwrócono uwagę na zainteresowanie współczesnej postpornografii związkami cielesności z polityką, a całość pochylać się miała nad relacjami łączącymi opresję z przyjemnością, władzę z seksualnością oraz patriarchat ze współczesnością, przy jednoczesnym zaprezentowaniu narzędzi zmiany społecznej [1]. Postanowiłam przyjrzeć się owym narzędziom, a także bliżej pochylić się nad problematyką upolitycznienia seksualności i intymności.
Ginekologia samoobronna
Pokaz został otwarty przez film zatytułowany Autodefense Gynecology/Gynecologia Autodefensa wyreżyserowany przez Julię Ostertag. Krótkometrażowy projekt opowiadał o inicjatywie mającej na celu dekolonizację dziedziny medycyny jaką jest ginekologia i szerzenie edukacji na temat zdrowia reprodukcyjnego w ubogich rejonach Meksyku, gdzie dostęp do rzetelnej wiedzy i opieki zdrowotnej bywa często ograniczony.
Kobietom biorącym udział w projekcie objaśniano, jak funkcjonują ich narządy, jak własnoręcznie pobrać wymaz do cytologii, a także na jakie objawy i dolegliwości należy zwracać szczególną uwagę. Uczestniczki projektu miały okazję nie tylko do zaznajomienia się z wyglądem swoich genitaliów, ale także do obejrzenia pod mikroskopem własnych komórek szyjki macicy. Zwrócono również uwagę na słownictwo medyczne obecne we współczesnej ginekologii, zdominowane przez nazwiska lekarzy uznawanych za „ojców” owej dziedziny, poddano krytyce ich praktyki wywodzące się z kolonializmu i rasizmu.
Gdyby zakończyć rozważania na temat filmu w tym miejscu, można by uznać go za wartościową i feministyczną opowieść o odzyskiwaniu prawa do własnej cielesności i świadomości swojego ciała. Niestety, podczas zaledwie 16 minutowej projekcji, opisane motywy zostały poszerzone o sceny, w których osoba inicjująca projekt łączy praktyki ginekologiczne z praktykami BDSM. Pojawia się między innymi penetracja analna partnera na scenie kabaretowej w klubie nocnym, podczas której bohaterka czyta medyczny opis badania przez odbyt.
Nagłe przejście od streszczania brutalnej, przesiąkniętej rasizmem i przemocą wobec kobiet historii ginekologii do komicznie zaprezentowanego rozrywkowego widowiska o charakterze erotycznym jest nie tylko niesmaczne, ale i umniejszające cierpieniu osób, których losy ukazane zostały zaledwie kilka minut wcześniej.
Trudno uniknąć wrażenia, jakoby przedstawione idee demokratyzacji dostępu do wiedzy na temat zdrowia reproduktywnego zostały sprowadzane do seksualnej gry. Sama ginekologia zaś, w bliżej niewyjaśniony sposób, utożsamiona została z praktykami BDSM i kinkiem, łączenie których feminizmem czy troską o ciało budzi uzasadnione wątpliwości.
Czy rozmiar ma (polityczne) znaczenie
Drugi w kolejności film, zamiast niepewności, przyniósł wyłącznie zażenowanie. Dziewięciominutowa produkcja Amira Ovadii Steklova Don’t be a DICK! (z ang. „Nie bądź CHUJEM”) za zadanie miała „analizować nasze postrzeganie zmian wielkości penisa w populacji” oraz ukazać, jak „rozumienie obrazu nagiego męskiego ciała zostało skonstruowane przez staroświeckie rasistowskie idee”. Estetyka projektu utrzymana została w tonie filmu edukacyjnego, który mógłby się pojawić na YouTube’ie. Z małymi wyjątkami.
Jeżeli za analizę postrzegania wielkości męskich genitaliów przyjmujemy kreskówkową animację o uśrednionym rozmiarze penisa w różnych rejonach świata, to jak najbardziej możemy uznać, iż film spełnia swój podstawowy cel. Brak tu jednak kulturowego komentarza czy nawet samego odniesienia do konkretnych rasistowskich idei. Autor próbuje na przykład pochylić się nad stereotypem mówiącym o dużych penisach pośród populacji żydowskiej. Kończy jednak swoje rozważania trzyminutową sceną masturbacji w masce myszy (odniesienie do „Maus” Spiegielmana, chociaż podkreśliło próbę osadzenia sceny w kontekście kulturowym, wydało się zbędną ilustracją) ucinając tym samym jakąkolwiek refleksję, wywołując wybuch śmiechu na sali kinowej.
Pornograficzny antykolonializm
Kolejna projekcja – Fuck the Fascism (z ang. „Jebać faszyzm”), ośmiominutowa produkcja Marii Basury miała za zadanie „dekolonizację” pomników tyranów, bohaterów narodowych i innych osób, które w przeszłości przyczyniły się do cierpienia danej grupy. Opis filmu traktuje wprost:
„[o]balamy mury postawione przez bohaterów kolonializmu. Pieprzymy ich, wytryskując prawdziwą historię na ich kamienne ciała”.
Tak, jak festiwal próbował unikać chamskiej, zwyczajnej pornografii, na korzyść postpornografii, tak autorka starała się ukuć coś, co nazwać można postgwałtem.
Pierwszą refleksją, jaką wzbudził we mnie film Basury, jest kwestia tego, czy mamy prawo do budowania i legitymizacji idei gwałtu jako kary – nawet, jeśli nie dotyczy on żywego człowieka. Basura tworzy przy pomnikach performans złożony z BDSM-owych i fetyszowych praktyk seksualnych, oddaje na nie mocz, wymiotuje i pokrywa je rozmaitymi wydzielinami ciała. Wszystko odbywa się z czytaną w tle historią zbrodni popełnionych przez osoby uwiecznione na pomnikach – najczęściej dotyczą one kolonializmu i ludobójstwa rdzennych mieszkańców Ameryki Środkowej i Południowej.
W moim odczuciu, odzyskiwanie prawa do cierpienia, edukowania i opowiadania o traumach pokoleniowych, które przyniósł kolonializm, nie powinno opierać się na redefinicji pojęcia przemocy seksualnej, której tyle wycierpiały przecież rdzenne mieszkanki obu Ameryk. Jest we mnie także ogromna niezgoda na tworzenie wyżej wspomnianej idei gwałtu jako kary w myśl zasady „oko za oko, ząb za ząb”.
Powinnyśmy całościowo wycofać się z idei gwałtu jako środka represyjnego, również w ramach performansów o naturze politycznej. Gwałt jest tym typem patriarchalnej przemocy, który nie powinien być powielany przez nikogo – jest to przemoc ściśle związana z kulturą męskiej dominacji; przemoc nie do odzyskania jako narzędzie walki politycznej. Nie wszystko stanowi pole do „odzyskania” czy „przejęcia”.
Podczas seansu zaczęłam rozważać również kwestie zagrożenia, jakie niesie za sobą umiejscowienie atrybutów złości (krzyku, wulgaryzmów, gwałtownych gestów i aktów agresji) na pierwszym planie danego zjawiska. Chociaż silne emocje często wspierają i stanowią budulec przełomu, ich nadmierna ekspresja przyczyniać się może do przerostu formy nad treścią. Emocjonalny rewanżyzm sam w sobie rzadko kiedy niesie realną i trwałą zmianę. Może przynieść jedynie chwilową ulgę i tymczasowe poczucie wyższości, ale raczej nie jest motorem trwałej zmiany politycznej. Wspólne oburzenie zawsze lepiej jest przekuć we wspólne tworzenie (organizacji, związków, partii, społeczności) niż jednostkową zemstę, indywidualną terapię.
Czy pornografia może być narzędziem walki?
Obejrzałam jeszcze dwa kolejne z łącznie siedmiu filmów, ale to w tym miejscu postanowiłam zakończyć swoją recenzję – seans pozostawił mnie z poczuciem, jakoby poruszane tematy, choć istotne i potrzebne, zostały zniekształcone i niepotrzebnie wpisane w kategorie pornograficzne. Pozostałe projekcje nie zmieniły mojego zdania.
Chociaż doceniam odwagę, którą wykazały się twórczynie i twórcy filmów, a także potencjalną społeczną wartość dodaną projektu dotyczącego ginekologii, w trakcie projekcji odniosłam wrażenie, iż autorki i autorzy filmów bardzo luźną traktują koncept „zmiany społecznej”. W ich ujęciu jej narzędziami staje się praktycznie wszystko, co w jakikolwiek sposób wykracza poza ogólnie pojęte normy i wzory zachowań.
Należy tu podkreślić, iż seks sam w sobie nie stanowi narzędzia walki antykolonialnej, antypatriarchalnej czy jakiejkolwiek innej. Nie da się pokonać faszyzmu czy kolonializmu seksem. Ujętej w opresyjne schematy seksualności nie da się z kolei wyzwolić poprzez alternatywne praktyki seksualne lub, co gorsza, przemoc seksualną. Podejście autorek filmów i organizatorów festiwalu prowadzi to do błędnego pojmowania idei aktywizmu i utrudnia inicjowanie skutecznych przemian społecznych.
Spoglądam równie krytycznie na sposób, w jaki osoby kuratorskie traktują problematykę upolitycznienia seksualności – jest ona postrzegana jako zjawisko negatywne, mogące jednak przynosić korzyści w postaci większych możliwości analizy i obserwacji. Nie zauważają, że wraz z upublicznieniem sfery seksualnej, możemy zapewnić większe bezpieczeństwo osobom najbardziej wrażliwym na dyskryminację.
Umiejscowienie seksualności w polu zainteresowania polityki nie powinno być uznawane za szkodliwe, a zepchnięcie seksu do strefy ściśle prywatnej, w szczególności w patriarchalnym społeczeństwie, pogłębia przestrzeń do nadużyć i stygmatyzacji.
Bibliografia:
[1] Wszystkie cytowane opisy filmów pochodzą z programu Post Porn Film Festival [dostęp online: https://ppffw.pl/index.php/blok-seksualne-jest-polityczne1/].