Andrea Dworkin: Pornografia się zdarza

Przez dwa­dzie­ścia lat zna­ne i ano­ni­mo­we oso­by z ruchu kobie­ce­go, z jego wiel­ką oddol­ną siłą i roz­le­gło­ścią, pró­bo­wa­ły prze­ka­zać coś bar­dzo pro­ste­go: por­no­gra­fia się zda­rza. To się zda­rza. Praw­ni­cy, nazy­waj­cie to jak chce­cie – nazy­waj­cie to mową, nazy­waj­cie to czy­nem, nazy­waj­cie to zacho­wa­niem. Catha­ri­ne A. Mac­Kin­non i ja nazwa­ły­śmy to prak­ty­ką, kie­dy opi­sy­wa­ły­śmy to w Anty­por­no­gra­ficz­nym Roz­po­rzą­dze­niu o Pra­wach Oby­wa­tel­skich, któ­re przy­go­to­wa­ły­śmy dla mia­sta Min­ne­apo­lis w 1983 roku [1]; ale cho­dzi o to, że to się zda­rza. Zda­rza się kobie­tom, w praw­dzi­wym życiu. Życie kobiet sta­je się dwu­wy­mia­ro­we i mar­twe. Spły­ca się naszą egzy­sten­cję na stro­nie lub na ekra­nie. Nasze war­gi sro­mo­we są poma­lo­wa­ne na fio­le­to­wo dla kon­su­men­ta, aby pod­po­wie­dzieć mu, na czym ma sku­pić swo­ją uwa­gę. Nasze odby­ty są pod­świe­tlo­ne tak, aby wie­dział, gdzie wkła­dać. Nasze usta i nasze gar­dła są uży­wa­ne do głę­bo­kiej penetracji.

Opi­su­ję pro­ces dehu­ma­ni­za­cji, kon­kret­ny spo­sób zamia­ny kogoś w jakąś rzecz. Nie mówi­my jesz­cze o prze­mo­cy; nie jeste­śmy nawet bli­sko przemocy.

Dehu­ma­ni­za­cja jest praw­dzi­wa. Zda­rza się w praw­dzi­wym życiu; zda­rza się styg­ma­ty­zo­wa­nym ludziom. Przy­da­rza­ła się nam, kobie­tom. Mówi­my, że kobie­ty są uprzed­mio­to­wio­ne. Mamy nadzie­ję, że ludzie pomy­ślą, że jeste­śmy bar­dzo mądre, kie­dy uży­wa­my dłu­gie­go sło­wa. Ale bycie zamie­nio­nym w przed­miot jest praw­dzi­wym wyda­rze­niem, a obiekt por­no­gra­ficz­ny jest szcze­gól­nym rodza­jem przed­mio­tu. Jest celem. Zosta­jesz zamie­nio­na w cel. A czer­wo­ny lub fio­le­to­wy kolor ozna­cza miej­sce, w któ­rym on ma cię dopaść.

Ten przed­miot chce tego. Ona jest jedy­nym przed­mio­tem z wolą, któ­ra mówi, zrób mi krzyw­dę. Samo­chód nie mówi: roz­wal mnie. Ale ona, ta nie-ludz­ka rzecz, mówi zrób mi krzyw­dę, a im bar­dziej mnie zra­nisz, tym bar­dziej będzie mi się to podo­bać.

Kie­dy patrzy­my na nią, na tę poma­lo­wa­ną na sino rzecz, kie­dy patrzy­my na jej pochwę, kie­dy patrzy­my na jej odbyt, kie­dy patrzy­my na jej usta, kie­dy patrzy­my na jej gar­dło, te z nas, któ­re ją zna­ją i te z nas, któ­re nią były, wciąż led­wo pamię­ta­ją, że jest ona isto­tą ludzką.

W por­no­gra­fii żyw­cem widzi­my wolę kobiet, tak, jak chcą jej doświad­czyć męż­czyź­ni. Wola ta wyra­ża się poprzez kon­kret­ne sce­na­riu­sze, poprzez spo­so­by pozy­cjo­no­wa­nia i wyko­rzy­sty­wa­nia kobie­cych ciał. Widzi­my na przy­kład, że przed­miot ten chce być pene­tro­wa­ny; i tak w por­no­gra­fii poja­wia się motyw auto-pene­tra­cji. Kobie­ta bie­rze jakąś rzecz i sama ją w sie­bie wsa­dza. Jest por­no­gra­fia, w któ­rej kobie­ty w cią­ży z jakie­goś powo­du bio­rą węże ogro­do­we i same je sobie wsa­dza­ją. To nie jest isto­ta ludz­ka. Nie może­my spoj­rzeć na takie zdję­cie i powie­dzieć: To jest czło­wiek, ma pra­wa, ma wol­ność, ma god­ność, jest kimś. Nie może­my. To jest to, co por­no­gra­fia robi kobietom.

Mówi­my o fety­szy­zmie w sek­sie [2]. Psy­cho­lo­dzy zawsze przed­sta­wia­li to na przy­kła­dzie męż­czy­zny, któ­ry ma wytrysk do buta lub na but. But może być usta­wio­ny na sto­le z dala od męż­czy­zny. On jest pod­nie­co­ny sek­su­al­nie; mastur­bu­je się, może ocie­ra się o but; upra­wia seks „z” butem. W por­no­gra­fii to wła­śnie dzie­je się z cia­łem kobie­ty: zosta­je ono zamie­nio­ne w sek­su­al­ny fetysz, a kocha­nek, kon­su­ment, wytry­sku­je na nią. W samej por­no­gra­fii to on na nią wytry­sku­je. Por­no­gra­ficz­ną kon­wen­cją jest fakt, że sper­ma jest na niej, a nie w niej. To zazna­cza miej­sce, co i jak do nie­go nale­ży. Wytrysk na nią jest spo­so­bem powie­dze­nia (poprzez poka­za­nie), że jest ona ska­żo­na jego bru­dem, że jest brud­na. To jest dys­kurs pro­du­cen­tów por­no­gra­fii, nie mój; Mar­kiz de Sade zawsze okre­ślał wytrysk jako zanieczyszczenie.

Pro­du­cen­ci por­no­gra­fii wyko­rzy­stu­ją każ­dą cechę, jaką posia­da kobie­ta. Sek­su­ali­zu­ją ją. Znaj­du­ją spo­sób, by ją odczło­wie­czyć. Odby­wa się to w kon­kret­ny spo­sób: na przy­kład w por­no­gra­fii skó­ra czar­nych kobiet jest trak­to­wa­na jako organ sek­su­al­ny, oczy­wi­ście kobie­cy, pogar­dza­ny, wyma­ga­ją­cy uka­ra­nia. Skó­ra sama w sobie jest fety­szem, upra­gnio­nym obiek­tem; skó­ra jest miej­scem, w któ­rym doko­nu­je się naru­sze­nie – przez znie­wa­gę słow­ną (spro­śne sło­wa kie­ro­wa­ne do skó­ry) i sek­su­ali­zo­wa­ną napaść (bicie, biczo­wa­nie, cię­cie, plu­cie, wią­za­nie i znie­wo­le­nie, w tym przy­pa­la­nie liną, gry­zie­nie, mastur­ba­cja, wytrysk).

W por­no­gra­fii to fety­szy­zo­wa­nie kobie­ce­go cia­ła, jego sek­su­ali­za­cja i dehu­ma­ni­za­cja, jest zawsze kon­kret­ne i szcze­gó­ło­wo okre­ślo­ne; nigdy nie jest abs­trak­cyj­ne i kon­cep­tu­al­ne. Dla­te­go wła­śnie wszyst­kie te deba­ty na temat por­no­gra­fii cechu­ją się dzi­wacz­no­ścią. Ci z nas, któ­rzy wie­dzą, że por­no­gra­fia krzyw­dzi kobie­ty, i któ­rym zale­ży, mówią o praw­dzi­wym życiu kobiet, o znie­wa­gach i napa­ściach, któ­re napraw­dę zda­rza­ją się praw­dzi­wym kobie­tom w praw­dzi­wym życiu – kobie­tom w por­no­gra­fii i kobie­tom, na któ­rych ta por­no­gra­fia jest wyko­rzy­sty­wa­na. Ci, któ­rzy, zwłasz­cza na grun­cie wol­no­ści sło­wa, opo­wia­da­ją się za por­no­gra­fią, upie­ra­ją się, że por­no­gra­fia jest gatun­kiem wyobra­że­nia, myśli, fan­ta­zji, umiej­sco­wio­nym wewnątrz fizycz­ne­go umy­słu  konsumenta.

W rze­czy­wi­sto­ści cały czas mówi się nam, że por­no­gra­fia to tak napraw­dę tyl­ko idea, wyobra­że­nie. Cóż, odbyt nie ma idei, pochwa nie ma idei, a usta kobiet w por­no­gra­fii nie wyra­ża­ją idei; a kie­dy kobie­ta ma peni­sa wepchnię­te­go aż do dna gar­dła, jak w fil­mie „Głę­bo­kie Gar­dło” [3], to gar­dło nie jest czę­ścią ludz­kiej isto­ty zaan­ga­żo­wa­nej w dys­ku­sję o ide­ach. Mówię teraz o por­no­gra­fii bez widocz­nej prze­mo­cy. Mówię o okru­cień­stwie odczło­wie­cza­nia kogoś, kto ma pra­wo do cze­goś więcej.

W por­no­gra­fii wszyst­ko ma swo­je zna­cze­nie. Roz­ma­wia­łam z wami o skó­rze czar­nych kobiet. Skó­ra bia­łych kobiet rów­nież ma zna­cze­nie w por­no­gra­fii. W rasi­stow­skim spo­łe­czeń­stwie skó­ra bia­łych kobiet ma ozna­czać przy­wi­lej. Bycie bia­łym jest tak dobre jak to tyl­ko moż­li­we. Co zatem ozna­cza por­no­gra­fia wypeł­nio­na bia­ły­mi kobie­ta­mi? To zna­czy, że kie­dy bie­rze się kobie­tę, któ­ra jest na samym szczy­cie hie­rar­chii raso­wej i pyta się ją: „Cze­go chcesz”? Ona, któ­ra rze­ko­mo ma jakąś wol­ność i jakiś wybór, odpo­wia­da: „Chcę być wyko­rzy­sta­na”. Ona mówi, użyj mnie, zrań mnie, wyko­rzy­staj mnie, to jest to, cze­go chcę. Spo­łe­czeń­stwo wma­wia nam, że jest ona stan­dar­dem, stan­dar­dem pięk­na, stan­dar­dem doświad­czeń bycia kobie­tą i kobie­co­ści. Ale w rze­czy­wi­sto­ści jest ona stan­dar­dem potul­nej zgod­no­ści. Jest stan­dar­dem ule­gło­ści. Jest stan­dar­dem opre­sji, jej emble­ma­tem; odwzo­ro­wu­je opre­sję, wcie­la się w nią; co ozna­cza, że robi to, co musi zro­bić, by pozo­stać przy życiu, a kon­fi­gu­ra­cja jej kon­for­mi­zmu jest z góry okre­ślo­na przez męż­czyzn, któ­rzy lubią spusz­czać się na jej bla­dą skó­rę. Ona jest na sprze­daż. A ile jest war­ta jej bia­ła skó­ra? Nie­co wię­cej od czarnej…

Kie­dy mówi­my o por­no­gra­fii, któ­ra uprzed­mia­ta­wia kobie­ty, mówi­my o sek­su­ali­za­cji znie­wa­gi, upo­ko­rze­nia; nale­gam, aby­śmy mówi­li rów­nież o sek­su­ali­za­cji okru­cień­stwa. I to wła­śnie chcę wam powie­dzieć – że ist­nie­je okru­cień­stwo, któ­re nie ma w sobie jaw­nej prze­mo­cy. Ist­nie­je okru­cień­stwo, któ­re mówi wam, że nie jeste­ście nic war­te w ludz­kich kate­go­riach. Jest okru­cień­stwo, któ­re mówi, że ist­nie­jesz po to, żeby on mógł sobie na tobie wytrzeć peni­sa, tym jesteś, po to jesteś. Uwa­żam, że odczło­wie­cza­nie kogoś jest okrut­ne i że nie musi być bru­tal­ne, aby było okrutne.

Każ­de­go dnia i nocy robi się kobie­tom rze­czy, któ­re zosta­ły­by uzna­ne za prze­moc, gdy­by zro­bio­no je w innym kon­tek­ście, nie sek­su­ali­zo­wa­nym. Kobie­ty są popy­cha­ne, spy­cha­ne, obma­cy­wa­ne, nazy­wa­ne spro­śny­mi wyzwi­ska­mi; mają fizycz­nie blo­ko­wa­ne przej­ście na uli­cy lub w biu­rze. Po pro­stu prze­cho­dzą nad tym do porząd­ku dzien­ne­go – idą dalej. Chy­ba, że prze­moc napast­ni­ka eska­lu­je do tego, co patriar­chal­ny świat uwa­ża za „praw­dzi­wą” prze­moc: mor­der­stwo z uży­ciem topo­ra, sady­stycz­ny gwałt na nie­zna­jo­mej, gwałt zbio­ro­wy, seryj­ne zabój­stwa (ale nie-pro­sty­tu­tek). Doty­ka­nie, popy­cha­nie, fizycz­ne blo­ka­dy – te same naru­sze­nia doko­ny­wa­ne na męż­czy­znach były­by rozu­mia­ne jako ata­ki. W przy­pad­ku kobiet, ludzie wyda­ją się myśleć, że to złe, ale okej; że złe, ale w porząd­ku; że złe, ale „hej, tak to już jest, nie rób­my z tego fede­ral­nej roz­pra­wy sądo­wej”. Wyda­je mi się, że mamy tu do czy­nie­nia – w samym ser­cu podwój­ne­go stan­dar­du – z wpły­wem orga­zmu na nasze postrze­ga­nie tego, czym nie­na­wiść jest, a czym nie jest.

Męż­czyź­ni uży­wa­ją sek­su, aby nas skrzyw­dzić. Moż­na wysu­nąć argu­ment, że męż­czyź­ni muszą nas ranić i nam umniej­szać, aby móc upra­wiać z nami seks – prze­ła­my­wać barie­ry w naszych cia­łach, być agre­syw­ni, inwa­zyj­ni, tro­chę popy­chać, tro­chę wpy­chać, wyra­żać wer­bal­ną lub fizycz­ną wro­gość lub pro­tek­cjo­nal­ność. Moż­na wysu­nąć argu­ment, że aby męż­czyź­ni mogli czer­pać sek­su­al­ną przy­jem­ność z sek­su z kobie­ta­mi, musi­my być gor­sze i odczło­wie­czo­ne, co ozna­cza kon­tro­lo­wa­ne, co z kolej ozna­cza mniej auto­no­micz­ne, mniej wol­ne, mniej prawdziwe.

Ude­rza mnie jak mowa nie­na­wi­ści, rasi­stow­ska mowa nie­na­wi­ści, sta­je się coraz bar­dziej otwar­cie sek­su­al­na, w mia­rę jak sta­je się coraz bar­dziej zaja­dła – jej zna­cze­nie sta­je się bar­dziej sek­su­al­ne, jak gdy­by seks był koniecz­ny, by nieść wro­gość. W histo­rii anty­se­mi­ty­zmu, zanim doj­dzie­my do momen­tu uzy­ska­nia przez Hitle­ra wła­dzy w Repu­bli­ce Weimar­skiej, obser­wu­je­my anty­se­mic­ką mowę nie­na­wi­ści, któ­ra jest nie do odróż­nie­nia od por­no­gra­fii [4] – i jest nie tyl­ko aktyw­nie publi­ko­wa­na i dys­try­bu­owa­na, ale tak­że otwar­cie poka­zy­wa­na. Co robi ten orgazm? Ten orgazm mówi, że ja jestem praw­dzi­wy, a niż­sze stwo­rze­nie, to coś, nie jest, i jeśli uni­ce­stwie­nie tego cze­goś przy­no­si mi przy­jem­ność, to tak wła­śnie powin­no wyglą­dać życie; rasi­stow­ska hie­rar­chia sta­je się sek­su­al­nie nała­do­wa­nym ide­ałem. Ist­nie­je tu poczu­cie bio­lo­gicz­nej nie­uchron­no­ści, któ­re powsta­je z inten­syw­no­ści reak­cji sek­su­al­nej wyni­ka­ją­cej z pogar­dy; ist­nie­je tu bio­lo­gicz­ny pośpiech, pod­nie­ce­nie, gniew, iry­ta­cja, napię­cie, któ­re jest zaspo­ka­ja­ne w poni­ża­niu i umniej­sza­niu słab­sze­go, w sło­wach i czy­nach [5].

W swo­jej naj­now­szej fascy­nu­ją­cej rela­cji z pro­ce­sów norym­ber­skich Tel­ford Tay­lor, któ­ry był jed­nym z oskar­ży­cie­li z ramie­nia Sta­nów Zjed­no­czo­nych, suge­ru­je, że Stre­icher został nie­słusz­nie ska­za­ny na śmierć, ponie­waż nie poja­wił się zarzut, że Stre­icher sam uczest­ni­czył w jakiej­kol­wiek prze­mo­cy wobec Żydów, więc jedy­ną (i trud­ną) kwe­stią praw­ną było to, czy „pod­że­ga­nie było wystar­cza­ją­cą pod­sta­wą do jego ska­za­nia”. (Tay­lor, s. 376). Jest to rewi­zjo­nizm wyraź­nie ame­ry­kań­ski, wpi­su­ją­cy się w rosną­cy fana­tyzm abso­lu­ty­zmu doty­czą­ce­go Pierw­szej Popraw­ki o wol­no­ści sło­wa. W Norym­ber­dze wyka­za­no zwią­zek mię­dzy sek­su­ali­zo­wa­ną pro­pa­gan­dą nie­na­wi­ści a ludo­bój­stwem. Wie­le zachod­nich demo­kra­cji zare­ago­wa­ło kry­mi­na­li­za­cją tego rodza­ju mowy nie­na­wi­ści czy też pod­że­ga­nia do ludo­bój­stwa, w któ­re Stre­icher nie tyl­ko się anga­żo­wał, a wręcz w któ­rym przo­do­wał. Sta­ny Zjed­no­czo­ne naj­wy­raź­niej posta­no­wi­ły w ramach pra­wa i poli­ty­ki publicz­nej się do tego masturbować.

Zasta­na­wia­my się, z ten­den­cyj­ną igno­ran­cją, jak to się dzie­je, że ludzie wie­rzą w dzi­wacz­ną i jaw­nie fał­szy­wą filo­zo­fię bio­lo­gicz­nej wyż­szo­ści. Jed­ną z odpo­wie­dzi jest to, że kie­dy rasi­stow­skie ide­olo­gie są sek­su­ali­zo­wa­ne, prze­kształ­ca­ne w kon­kret­ne sce­na­riu­sze domi­na­cji i ule­gło­ści, tak że dostar­cza­ją ludziom sek­su­al­nej przy­jem­no­ści, sek­su­al­ne uczu­cia same w sobie spra­wia­ją, że ide­olo­gie te wyda­ją się bio­lo­gicz­nie praw­dzi­we i nie­unik­nio­ne. Uczu­cia wyda­ją się być natu­ral­ne; żaden argu­ment tych uczuć nie zmie­ni; ide­olo­gie zatem rów­nież wyda­ją się być opar­te na natu­rze. Ludzie bro­nią uczuć sek­su­al­nych poprzez bro­nie­nie ide­olo­gii. Mówią: moje uczu­cia są natu­ral­ne, więc jeśli mam orgazm z powo­du zra­nie­nia cię lub czu­ję pod­nie­ce­nie na samą myśl o tym, jesteś moją natu­ral­ną part­ner­ką w tych uczu­ciach i wyda­rze­niach – two­ją natu­ral­ną rolą jest cokol­wiek, co potę­gu­je moje sek­su­al­ne pod­nie­ce­nie, któ­re prze­ży­wam jako poczu­cie wła­snej war­to­ści; jesteś niczym, ale jesteś moim niczym, co czy­ni mnie kimś; wyko­rzy­sty­wa­nie cię jest moim pra­wem, ponie­waż bycie kimś ozna­cza, że mam wła­dzę – wła­dzę spo­łecz­ną, wła­dzę eko­no­micz­ną, impe­rial­ną suwe­ren­ność – by robić tobie lub z tobą, co zechcę.

To zja­wi­sko poczu­cia wyż­szo­ści poprzez sek­su­al­nie zre­ifi­ko­wa­ny rasizm jest zawsze sady­stycz­ne; jego celem jest zawsze zra­nie­nie. Sadyzm jest czę­ścią dyna­mi­ki każ­de­go prze­ja­wu mowy nie­na­wi­ści. W uży­ciu rasi­stow­skie­go epi­te­tu wobec danej oso­by, na przy­kład, jest pra­gnie­nie zra­nie­nia – zastra­sze­nia, upo­ko­rze­nia; ist­nie­je tu ukry­ty wymiar zepchnię­cia kogoś w dół, pod­po­rząd­ko­wa­nia go, uczy­nie­nia go mniej­szym. Kie­dy ta mowa nie­na­wi­ści sta­je się w peł­ni zsek­su­ali­zo­wa­na – na przy­kład w sys­te­ma­tycz­nej rze­czy­wi­sto­ści prze­my­słu por­no­gra­ficz­ne­go – i cała kla­sa ludzi ist­nie­je tyl­ko po to, by dostar­czać przy­jem­no­ści sek­su­al­nej i syno­ni­micz­ne­go poczu­cia wyż­szo­ści wobec innej gru­py, w tym przy­pad­ku męż­czyzn, kie­dy tak się dzie­je, nie śmie­my tole­ro­wać nazy­wa­nia tego wolnością.

Pro­ble­mem dla kobiet jest to, że bycie krzyw­dzo­ną jest czymś zwy­czaj­nym. Zda­rza się codzien­nie, cały czas, gdzieś komuś, w każ­dej dziel­ni­cy, na każ­dej uli­cy, w intym­no­ści, w tłu­mie, kobie­ty są krzyw­dzo­ne. Uwa­ża­my się za szczę­ścia­ry, kie­dy jeste­śmy zale­d­wie upo­ka­rza­ne i obra­ża­ne. Jeste­śmy cho­ler­ny­mi szczę­ścia­ra­mi, gdy cokol­wiek, co się dzie­je, nie jest jesz­cze gwał­tem. Te, któ­re były bite w mał­żeń­stwie (eufe­mizm na tor­tu­ry), też mają poczu­cie, że to nadal szczę­ście. Zawsze cie­szy­my się, gdy dzie­je się coś mniej złe­go niż to, co uwa­ża­ły­śmy za moż­li­we lub nawet praw­do­po­dob­ne i wma­wia­my sobie, że jeśli nie zado­wo­li­my się tym mniej złym, to coś jest z nami nie tak. Nad­szedł czas, aby­śmy z tym skończyły.

Kie­dy myśli się o zwy­kłym życiu kobiet i o życiu dzie­ci, zwłasz­cza dzie­ci płci żeń­skiej, bar­dzo trud­no jest nie pomy­śleć, że patrzy się na okru­cień­stwo – pod warun­kiem, że ma się otwar­te oczy. Musi­my zaak­cep­to­wać fakt, że patrzy­my na zwy­kłe życie – krzyw­da nie jest wyjąt­ko­wa, jest raczej sys­te­ma­tycz­na i praw­dzi­wa. Nasza kul­tu­ra akcep­tu­je ją, bro­ni jej, a nas karze za sta­wia­nie opo­ru. Krzyw­da, spy­cha­nie w dół, sek­su­ali­zo­wa­ne okru­cień­stwo są zamie­rzo­ne, to nie są wypad­ki czy błędy.

Por­no­gra­fia odgry­wa dużą rolę w nor­ma­li­za­cji spo­so­bów, w jaki jeste­śmy poni­ża­ne i ata­ko­wa­ne, w jaki poni­ża­nie i znie­wa­ża­nie nas sta­je się czymś natu­ral­nym i nieuniknionym.

Chcia­ła­bym, aby­ście szcze­gól­nie zasta­no­wi­li się nad tymi spra­wa­mi. Po pierw­sze, pro­du­cen­ci por­no­gra­fii wyko­rzy­stu­ją nasze cia­ła jako swój język. We wszyst­kim, co mówią, muszą wyko­rzy­stać nas, aby to powie­dzieć. Nie mają takie­go pra­wa. Nie wol­no im tego pra­wa mieć. Po dru­gie, kon­sty­tu­cyj­na ochro­na por­no­gra­fii, tak jak­by była ona sło­wem, ozna­cza, że ist­nie­je nowy spo­sób, w jaki jeste­śmy praw­nie znie­wo­lo­ną wła­sno­ścią (chat-tel [6]). Jeśli kon­sty­tu­cja chro­ni por­no­gra­fię jak sło­wo, to nasze cia­ła nale­żą do alfon­sów, któ­rzy muszą nas użyć, aby coś powie­dzieć. Oni, ludzie, mają ludz­kie pra­wo do wypo­wie­dzi i god­ność ochro­ny kon­sty­tu­cyj­nej, a my, wła­sność rucho­ma (chat­tel), jeste­śmy ich szy­fra­mi, ich sym­bo­la­mi seman­tycz­ny­mi, ele­men­ta­mi, któ­re ukła­da­ją, aby się komu­ni­ko­wać. Jeste­śmy roz­po­zna­wa­ne jedy­nie jako dys­kurs alfon­sa. Kon­sty­tu­cja jest po tej stro­nie, po któ­rej zawsze była: po stro­nie przy­no­szą­ce­go zyski wła­ści­cie­la nie­ru­cho­mo­ści, nawet jeśli jego wła­sno­ścią jest oso­ba zde­fi­nio­wa­na jako wła­sność z powo­du zmo­wy mię­dzy pra­wem i pie­niędz­mi, pra­wem i wła­dzą. Kon­sty­tu­cja nie jest nasza, jeśli nie dzia­ła dla nas, szcze­gól­nie w zakre­sie zapew­nia­nia schro­nie­nia przed wyzy­ski­wa­cza­mi i pędu ku ludz­kiej godności.

Po trze­cie, por­no­gra­fia wyko­rzy­stu­je tych, któ­rzy w Sta­nach Zjed­no­czo­nych zosta­li pomi­nię­ci w Kon­sty­tu­cji. Por­no­gra­fia wyko­rzy­stu­je bia­łe kobie­ty, któ­re były nie­wol­ni­ca­mi. Por­no­gra­fia wyko­rzy­stu­je Afro­ame­ry­kan­ki, któ­re były nie­wol­ni­ca­mi. Por­no­gra­fia wyko­rzy­stu­je napięt­no­wa­nych męż­czyzn (na przy­kład Afro­ame­ry­ka­nie, któ­rzy byli nie­wol­ni­ka­mi, są czę­sto sek­su­ali­zo­wa­ni przez współ­cze­snych pro­du­cen­tów por­no­gra­fii jako zezwie­rzę­ce­ni gwał­ci­cie­le). Bia­li, sta­rzy męż­czyź­ni nie są czę­ścią skła­do­wą por­no­gra­fii. Nie są. Nikt na nich nie docho­dzi. Oni robią to nam lub chro­nią tych, któ­rzy nam to robią. Oni czer­pią z tego korzy­ści, ale my musi­my ich powstrzymać.

Pomyśl o tym, jak mał­żeń­stwo kon­tro­lo­wa­ło kobie­ty, jak kobie­ty były wła­sno­ścią w świe­tle pra­wa. To nie zaczę­ło się zmie­niać aż do począt­ku dwu­dzie­ste­go wie­ku. Pomy­śl­cie o kon­tro­li, jaką Kościół miał nad kobie­ta­mi. Pomyśl o tym, jaki opór sta­wia­łaś i jakie kło­po­ty spra­wia­łaś tym męż­czy­znom, któ­rzy uwa­ża­li za oczy­wi­ste, że nale­żysz do nich. I pomy­śl­cie o por­no­gra­fii jako nowej insty­tu­cji kon­tro­li spo­łecz­nej – demo­kra­tycz­nym zasto­so­wa­niu ter­ro­ry­zmu wobec wszyst­kich kobiet, spo­so­bie na publicz­ne powie­dze­nie każ­dej kobie­cie, któ­ra idzie uli­cą: „Odwróć wzrok [znak oby­wa­tel­stwa dru­giej kate­go­rii], patrz w dół, suko, bo kie­dy spoj­rzysz w górę, zoba­czysz powie­szo­ne zdję­cie Two­je­go cia­ła, zoba­czysz swo­je roz­ło­żo­ne nogi”.

Por­no­gra­fia mówi nam, że wola kobiet jest do wyko­rzy­sta­nia. A ja chcę tyl­ko powie­dzieć, że Anty­por­no­gra­ficz­ne Roz­po­rzą­dze­nie o Pra­wach Oby­wa­tel­skich, któ­re wraz z Catha­ri­ne Mac­Kin­non opra­co­wa­ły­śmy w Min­ne­apo­lis, mówi, że wola kobiet nie może być wyko­rzy­sty­wa­na – Roz­po­rzą­dze­nie odrzu­ca zało­że­nia por­no­gra­fii, a jej ewen­tu­al­ne uży­cie poka­że, że kobie­ty chcą równości.

Pro­szę zauwa­żyć, że Roz­po­rzą­dze­nie zosta­ło opra­co­wa­ne w Min­ne­apo­lis, a jego bliź­nia­cze mia­sto, St. Paul, przy­ję­ło solid­ne, miej­skie roz­po­rzą­dze­nie prze­ciw­ko prze­stęp­stwom z nie­na­wi­ści; lokal­ne sądy odrzu­ci­ły oba roz­po­rzą­dze­nia. Chcę, aby­ście zro­zu­mie­li, że w Min­ne­apo­lis jest kil­ku poważ­nych pro­du­cen­tów por­no­gra­fii, kil­ku poważ­nych rasi­stów w St. Paul i kil­ku poważ­nych oby­wa­te­li w obu mia­stach, któ­rzy chcą, aby por­no­gra­fia i rasizm się skoń­czy­ły. Roz­po­rzą­dze­nie, któ­re ja i Catha­ri­ne przy­go­to­wa­ły­śmy, wyszło z tej kul­tu­ry poli­tycz­nej: oddol­nej, par­ty­cy­pa­cyj­nej kul­tu­ry poli­tycz­nej, któ­ra nie chcia­ła tole­ro­wać żad­ne­go z tych rodza­jów okru­cień­stwa wobec ludzi.

Jesie­nią 1983 roku Catha­ri­ne i ja zosta­ły­śmy popro­szo­ne przez gru­pę akty­wi­stów z sąsiedz­twa o zło­że­nie zeznań na spo­tka­niu lokal­nej komi­sji zago­spo­da­ro­wa­nia prze­strzen­ne­go. Gru­pa repre­zen­to­wa­ła obszar Min­ne­apo­lis, któ­ry był głów­nie afro­ame­ry­kań­ski, jedy­nie z nie­wiel­ką licz­bą ubo­gich, bia­łych miesz­kań­ców. Rada miej­ska nadal zezwa­la­ła na prak­ty­ki zago­spo­da­ro­wa­nia prze­strzen­ne­go, któ­re wpro­wa­dza­ły dzia­łal­ność por­no­gra­ficz­ną do ich dziel­ni­cy. Przez sie­dem lat wal­czy­li z wie­lo­ma pra­wa­mi i stra­te­gia­mi zago­spo­da­ro­wa­nia prze­strzen­ne­go, któ­re pozwa­la­ły por­no­gra­fii nisz­czyć jakość życia wokół nich.[7] Mia­sto mogło spi­sać na stra­ty ich dziel­ni­cę i inne jej podob­ne, ponie­waż w więk­szo­ści nie były one bia­łe, były nato­miast w więk­szo­ści bied­ne. Por­no­gra­fia była celo­wo umiesz­cza­na w takich miej­scach i trzy­ma­na z dala od bogat­szych, biel­szych dzielnic.

Ci akty­wi­ści przy­szli do nas i powie­dzie­li: „teraz już wie­my, że cho­dzi tu o nie­na­wiść do kobiet. To wła­ści­wie bez­po­śred­ni cytat: teraz wie­my, że pro­ble­mem jest tu nie­na­wiść do kobiet. I chce­my coś z tym zro­bić. Co może­my zrobić”?

Wie­dzie­li co robić. Zor­ga­ni­zo­wa­li Mac­Kin­non i mnie, to na pew­no, i zor­ga­ni­zo­wa­li Min­ne­apo­lis. Całe mia­sto zosta­ło zor­ga­ni­zo­wa­ne na pozio­mie oddol­nym, aby prze­ciw­sta­wić się nie­na­wi­ści do kobiet obec­nej w por­no­gra­fii. To był nasz man­dat, kie­dy przy­go­to­wy­wa­ły­śmy usta­wę o pra­wach oby­wa­tel­skich w zakre­sie anty­por­no­gra­fii, a okrę­gi wybor­cze ludzi bied­nych, ludzi o innym kolo­rze skó­ry, zosta­ły zor­ga­ni­zo­wa­ne w imie­niu żyć kobiet w tych spo­łecz­no­ściach. Mia­sto w Sta­nach Zjed­no­czo­nych zosta­ło zor­ga­ni­zo­wa­ne przez sta­le rosną­cą femi­ni­stycz­ną falę poli­tycz­nych pra­cow­ni­ków, któ­ra przy­cią­gnę­ła kobie­ty z kla­sy robot­ni­czej, obec­ne i byłe pro­sty­tut­ki, naukow­ców, wyouto­wa­ne les­bij­ki, stu­den­tów i mię­dzy inny­mi małą armię ofiar wyko­rzy­sty­wa­nia sek­su­al­ne­go. Wszy­scy oni, chcą doma­gać się uchwa­le­nia popraw­ki do miej­skie­go pra­wa o pra­wach oby­wa­tel­skich, któ­ra uzna­wa­ła por­no­gra­fię za dys­kry­mi­na­cję sek­su­al­ną, za naru­sze­nie praw oby­wa­tel­skich kobiet. Ta popraw­ka, któ­rą Mac­Kin­non i ja prze­re­da­go­wa­ły­śmy póź­niej tak, by sta­ła się samo­dziel­nym sta­tu­tem, jest powszech­nie nazy­wa­na Rozporządzeniem.

Roz­po­rzą­dze­nie zyska­ło maso­we, zaan­ga­żo­wa­ne i wzbu­dza­ją­ce emo­cje popar­cie, ponie­waż jest spra­wie­dli­we, ponie­waż jest uczci­we i ponie­waż jest po stro­nie tych, któ­rzy zosta­li pozba­wie­ni praw i byli uci­ska­ni. Ludzie zmo­bi­li­zo­wa­li się – nie z góry na dół, ale oddol­nie – aby poprzeć Roz­po­rzą­dze­nie, ponie­waż stoi ono bez­po­śred­nio na dro­dze nie­na­wi­ści do kobiet obec­nej w por­no­gra­fii: jej bigo­te­rii, wro­go­ści, agre­sji, któ­re wyko­rzy­stu­je i celu­je w kobie­ty. Roz­po­rzą­dze­nie zmie­nia nasze postrze­ga­nie woli kobiet, nisz­czy auto­ry­tet pro­du­cen­tów por­no­gra­fii, odda­jąc pra­wo, god­ność, praw­dzi­wą wła­dzę, zna­czą­ce oby­wa­tel­stwo w ręce kobiet, któ­re oni skrzyw­dzi­li. Bez wzglę­du na to, jak bar­dzo kobie­ta jest pogar­dza­na w por­no­gra­fii lub przez por­no­gra­fów i ich klien­tów, jest teraz sza­no­wa­na przez to pra­wo. Uży­wa­jąc tego zarzą­dze­nia, kobie­ty mogą powie­dzieć alfon­som i “klien­tom”: „Nie jeste­śmy waszą kolo­nią, nie jeste­ście naszy­mi wła­ści­cie­la­mi, jak gdy­by­śmy były tery­to­rium…” Moja wola wyra­żo­na poprzez Roz­po­rzą­dze­nie brzmi: „Nie chcę tego, nie lubię tego, ból spra­wia cier­pie­nie, przy­mus nie jest sexy, opie­ram się byciu czy­jąś mową, odrzu­cam pod­po­rząd­ko­wa­nie, ja mówię, ja mówię teraz w swo­im imie­niu, idę do sądu, by mówić – do was, a wy będzie­cie słuchać”.

Chcie­li­śmy pra­wa, któ­re odrzu­ca to, co dzie­je się z kobie­ta­mi, kie­dy por­no­gra­fia zda­rza się kobie­tom. Ogól­nie rzecz bio­rąc, mizo­gi­nia sys­te­mu praw­ne­go naśla­du­je mizo­gi­nię pro­du­cen­tów por­no­gra­fii. Abs­trak­cyj­nie może­my to nawet nazwać uprze­dze­niem do płci, ale sys­tem praw­ny zawie­ra w sobie nie­mal­że trzew­ną nie­na­wiść do kobie­cych ciał, tak jak­by­śmy ist­nia­ły po to, by pro­wo­ko­wać napa­ści, lubić je, kła­mać na ich temat – i tak napraw­dę nie jeste­śmy przez nie ranio­ne. Mam w Mer­cy postać – o imie­niu Andrea – któ­ra mówi, że trze­ba być czy­stym, żeby sta­nąć przed sądem.[8] Teraz żad­na kobie­ta nie jest czy­sta czy też wystar­cza­ją­co czy­sta. Tego wła­śnie dowia­du­je­my się za każ­dym razem, gdy pró­bu­je­my ści­gać gwał­ty, że nie były czyste.

Ale z pew­no­ścią kobie­ty, któ­re zosta­ły prze­kształ­co­ne w por­no­gra­fię nie są czy­ste; kobie­ty sprze­da­wa­ne na rogach ulic nie są czy­ste; kobie­ty, któ­re są mal­tre­to­wa­ne i por­no­gra­fo­wa­ne w swo­ich domach też nie są czy­ste. Kie­dy kobie­ta uży­je tego Roz­po­rzą­dze­nia – jeśli kie­dy­kol­wiek będzie mia­ła szan­sę użyć tego Roz­po­rzą­dze­nia – nie będzie musia­ła być czy­sta, aby powie­dzieć z god­no­ścią i auto­ry­te­tem: „Jestem kimś, dla­te­go sta­wiam opór”.

Kie­dy Rada Mia­sta Min­ne­apo­lis uchwa­li­ła to Roz­po­rzą­dze­nie, powie­dzia­ła: „Kobie­ty są kimś, kobie­ty mają zna­cze­nie, kobie­ty chcą wal­czyć, damy im to, cze­go chcą”. Rada Miej­ska Min­ne­apo­lis mia­ła wyobra­że­nie o woli kobiet, któ­re było sprzecz­ne z wyobra­że­niem pro­du­cen­tów por­no­gra­fii. To odmien­ne wyobra­że­nie otrzy­ma­li od kobiet, któ­re przy­szły zezna­wać w spra­wie Roz­po­rzą­dze­nia, zwłasz­cza tych, któ­re mia­ły pod­sta­wy do jego zasto­so­wa­nia. Jasność i auto­ry­tet Roz­po­rzą­dze­nia wyni­ka­ją z oku­pio­ne­go cia­łem i krwią doświad­cze­nia kobiet, któ­re chcą z nie­go sko­rzy­stać, kobiet, któ­rych życie zosta­ło znisz­czo­ne przez por­no­gra­fię. Roz­po­rzą­dze­nie wyra­ża ich wolę opo­ru i ogrom­ną siłę, prze­ło­żo­ną na pra­wo, ich zdol­ność do wytrwa­nia, do przetrwania.

Kobie­ta uży­wa­ją­ca Roz­po­rzą­dze­nia będzie mówi­ła: „Jestem kimś, kto prze­trwał, prze­ży­łam, mam zna­cze­nie, dużo wiem i to, co wiem, ma zna­cze­nie. Ma zna­cze­nie i będzie mia­ło zna­cze­nie tutaj w sądzie, alfon­sie, ponie­waż wyko­rzy­stam to, co wiem prze­ciw­ko tobie. A pan, Panie Kon­su­men­cie, wiem o panu i wyko­rzy­stam to, co wiem nawet o panu, nawet jeśli jest pan moim nauczy­cie­lem, moim ojcem, moim praw­ni­kiem, moim leka­rzem, moim bra­tem, moim księ­dzem. Zamie­rzam użyć tego, co wiem”.

Nie było nie­spo­dzian­ką dla Catha­ri­ne Mac­Kin­non i mnie, kie­dy po uchwa­le­niu Roz­po­rzą­dze­nia, gaze­ty powie­dzia­ły: „Aha, to było pra­wi­co­we, fun­da­men­ta­li­stycz­ne osią­gnię­cie”. Mówi­li do nas, do Mac­Kin­non i mnie, jeste­ście nikim, nie może­cie ist­nieć, to nie mógł być wasz pomysł. I nie było dla nas zasko­cze­niem, kie­dy ludzie w to uwie­rzy­li. Nie podo­ba­ło nam się to, ale to nie była niespodzianka.

A kie­dy sąd powie­dział do poszko­do­wa­nych kobiet, któ­re chcia­ły sko­rzy­stać z Roz­po­rzą­dze­nia, jeste­ście nikim, alfons jest kimś, liczy się, będzie­my go chro­nić, to nie było zasko­cze­niem. I kie­dy sąd powie­dział, kon­su­ment jest kimś, żad­na z was, kobie­ty, nie jest kimś, nie­za­leż­nie od tego, jak bar­dzo zosta­ły­ście skrzyw­dzo­ne, ale on jest kimś i jeste­śmy tu dla nie­go; to rów­nież nie było zasko­cze­niem. I nie było nie­spo­dzian­ką, kie­dy sąd powie­dział kobie­tom: „Kie­dy doma­ga­cie się swo­je­go pra­wa do rów­no­ści, wyra­ża­cie opi­nię, punkt widze­nia, o któ­rym powin­ni­śmy dys­ku­to­wać na słyn­nym ryn­ku idei, a nie sta­no­wić pra­wo; kie­dy twier­dzi­cie, że zosta­ły­ście zra­nio­ne – tym gwał­tem, tym pobi­ciem, tym porwa­niem – macie na ten temat pogląd, ale zra­nie­nie samo z sie­bie nie ma zna­cze­nia”. I nie było nie­spo­dzian­ką, gdy sąd powie­dział, że ist­nie­je bez­po­śred­ni zwią­zek mię­dzy por­no­gra­fią w rozu­mie­niu Roz­po­rzą­dze­nia a krzyw­dą kobiet, w tym gwał­tem i pobi­ciem, ale ten zwią­zek nie ma zna­cze­nia, ponie­waż sąd ma pogląd, któ­ry jest taki sam jak pogląd pro­du­cen­tów por­no­gra­fii: „Wy, kobie­ty, nie jeste­ście war­te nic poza tym, ile za was zapła­ci­my na tym słyn­nym wol­nym ryn­ku, na któ­rym uzna­je­my waszą rze­czy­wi­stość cie­le­sną za ideę”.

Nic z tego nie było nie­spo­dzian­ką. Każ­dy naj­mniej­szy frag­ment tego był oburzający.

Napi­sa­ły­śmy Roz­po­rzą­dze­nie dla kobiet, któ­re były gwał­co­ne, bite i pro­sty­tu­owa­ne w i z powo­du por­no­gra­fii. One chcia­ły je wyko­rzy­stać, aby powie­dzieć: „Jestem kimś i wygram”. Jeste­śmy ich czę­ścią, żyły­śmy jako kobie­ty, nie jeste­śmy zwol­nio­ne ani oddzie­lo­ne od tego wszyst­kie­go. Napi­sa­ły­śmy Roz­po­rzą­dze­nie rów­nież w imie­niu nasze­go wła­sne­go życia.

Chcę was pro­sić, aby­ście upew­ni­li się, że kobie­ty będą mia­ły pra­wo i szan­sę wejść do ame­ry­kań­skie­go sądu i powie­dzieć: „Oto, co pro­du­cen­ci por­no­gra­fii mi zro­bi­li, oto, co mi zabra­li, a ja to zabie­ram z powro­tem, jestem kimś, opie­ram się, jestem w tym sądzie, ponie­waż opie­ram się, odrzu­cam ich wła­dzę, ich aro­gan­cję, ich zim­no­krwi­stą, zim­ną zło­śli­wość i wygram”.

Wy, któ­rzy tu dziś jeste­ście, musi­cie to umoż­li­wić. Minę­ło już dzie­sięć lat. Policz­cie, ile kobiet zosta­ło skrzyw­dzo­nych w cią­gu tych dzie­się­ciu lat. Policz­cie, ile z nas mia­ło szczę­ście, że zosta­ły­śmy tyl­ko znie­wa­żo­ne i upo­ko­rzo­ne. Policz­cie. Nie może­my cze­kać kolej­nych dzie­się­ciu lat, potrze­bu­je­my was, potrze­bu­je­my was teraz – pro­szę, zor­ga­ni­zuj­cie się.

tłu­ma­cze­nie: Nata­lia Sudoł

Bibliografia:

[1] Catha­ri­ne Mac­Kin­non to ame­ry­kań­ska praw­nicz­ka i pro­fe­sor­ka na Uni­wer­sy­te­cie Michi­gan. Była spe­cjal­ną dorad­czy­nią do spraw płci w Mię­dzy­na­ro­do­wym Try­bu­na­le Kar­nym w Hadze w latach 2008-2012. [przyp.tłum.]

[2] Sło­wo fetysz pocho­dzi od por­tu­gal­skie­go feiti­go, co ozna­cza „urok” lub „rzecz zro­bio­ną”. Fetysz jest magicz­nym, sym­bo­licz­nym obiek­tem. Jego pierw­sze zna­cze­nie jest reli­gij­ne: magicz­ny obiekt jest trak­to­wa­ny z irra­cjo­nal­nym, eks­tre­mal­nym, eks­tra­wa­ganc­kim zaufa­niem lub czcią (para­fra­zu­jąc Mer­riam-Webster). W zna­cze­niu sek­su­al­nym, magia fety­szu pole­ga na jego mocy wywo­ły­wa­nia i pod­trzy­my­wa­nia erekcji…

„Żad­ne poczu­cie jej wła­sne­go celu nie może zastą­pić, w koń­cu, męskie­go poczu­cia jej celu: bycia tą rze­czą, któ­ra umoż­li­wia mu doświad­cze­nie suro­wej fal­licz­nej mocy. W por­no­gra­fii jego poczu­cie celu jest w peł­ni reali­zo­wa­ne. Ona jest maskot­ką, zdję­ciem na roz­kła­dów­ce, pla­ka­tem, pocz­tów­ką, spro­śnym obraz­kiem, nagim, na wpół roze­bra­nym, z roz­ło­żo­ny­mi noga­mi, wysta­ją­cy­mi pier­sia­mi lub tył­kiem. Ona jest tym, czym powin­na być: tym, co spra­wia, że mu sta­je. W por­no­gra­fii lite­rac­kiej i fil­mo­wej jest ona przy­ła­py­wa­na na byciu wła­śnie tą rze­czą: gwał­co­ną, bitą, wią­za­ną, wyko­rzy­sty­wa­ną, aż roz­po­zna swo­ją praw­dzi­wą natu­rę i cel, i będzie posłusz­na – szczę­śli­wa, zachłan­na, bła­ga­ją­ca o wię­cej. Jest wyko­rzy­sty­wa­na do momen­tu, w któ­rym wie, że jest tyl­ko rze­czą, któ­rą moż­na wyko­rzy­stać. Ta wie­dza jest jej auten­tycz­ną ero­tycz­ną wraż­li­wo­ścią: jej ero­tycz­nym przeznaczeniem…”

Andrea Dwor­kin, „Por­no­gra­phy: Men Posses­sing Women” (Nowy Jork: E. P. Dut­ton, 1989), s. 123-128. Zobacz też: Andrea Dwor­kin, „Objects” w: Por­no­gra­phy: Men Posses­sing Women (Nowy Jork: E. P. Dut­ton, 1989), s. 101-28. [tłum. red.]

[3] ​​„Głę­bo­kie Gar­dło” jest fil­mem por­no­gra­ficz­nym z 1972 roku, któ­ry stał się sym­bo­lem libe­ral­nej rewo­lu­cji sek­su­al­nej. Był pierw­szą tego typu pro­duk­cją, któ­ra sta­ła się kino­wym hitem i na oścież otwo­rzy­ła drzwi dla dobre­go zarob­ku na bran­ży por­no­gra­ficz­nej. Zawie­rał sce­ny bru­tal­ne­go sek­su oral­ne­go, któ­ry rze­ko­mo miał być ulu­bio­ną czyn­no­ścią boha­ter­ki fil­mu. Głów­ną aktor­ką jest Lin­da Susan Bore­man (pseu­do­nim Lin­da Love­la­ce), a reży­se­rem jej part­ner, Chuck Tray­nor, któ­ry zmu­sił Bore­man do wystę­pu. Jak ujaw­nia kil­ka­na­ście lat póź­niej Bore­man, ich zwią­zek był pełen sek­su­al­nej i psy­chicz­nej prze­mo­cy. [przyp.tłum]

[4] „Der Stur­mer” jest wybit­nym przy­kła­dem anty­se­mic­kiej pro­pa­gan­dy, któ­ra osią­gnę­ła próg por­no­gra­fii, jed­no­cze­śnie pro­pa­gu­jąc nie­na­wiść raso­wą. Zało­żo­ny w 1923 r. przez Juliu­sa Stre­iche­ra, wście­kłe­go anty­se­mi­tę, któ­ry po samo­dziel­nej dzia­łal­no­ści jako nie­na­wi­dzą­cy Żydów rabuś połą­czył siły z Hitle­rem w 1921 r. „Der Stur­mer” cie­szył się sil­nym popar­ciem Hitle­ra, od lat wal­ki (jak nazy­wa­li je nazi­ści) poprzez rzą­dy Hitle­ra, lata prze­śla­do­wań i zagła­dy. Jesz­cze w 1942 roku Joseph Goeb­bels, mini­ster pro­pa­gan­dy, pisał w swo­im dzien­ni­ku: „Fuh­rer prze­ka­zał mi wia­do­mość, że nie życzy sobie zmniej­sze­nia nakła­du „Stur­me­ra” ani zaprze­sta­nia publi­ko­wa­nia w zupeł­no­ści…. Ja rów­nież uwa­żam, że nasza pro­pa­gan­da w kwe­stii żydow­skiej musi być kon­ty­nu­owa­na bez ogra­ni­czeń”. (cyt. w: Tel­ford Tay­lor, The Ana­to­my of the Nurem­berg Trials [Nowy Jork: Alfred A. Knopf, 1992], s. 377).

[5] Stre­icher, sądzo­ny w Norym­ber­dze, został ska­za­ny za zbrod­nie prze­ciw­ko ludz­ko­ści i powie­szo­ny 16 paź­dzier­ni­ka 1946 roku. W dro­dze na wiszą­ce rusz­to­wa­nie krzyk­nął „Heil Hitler!”, a na nim wykrzyk­nął dzi­wacz­ne – ale w tych oko­licz­no­ściach wyraź­nie anty­se­mic­kie – sło­wa: „Świę­to Purim, 1946”. 

[6] Dwor­kin uży­wa gry słów chat-tel odwo­łu­jąc się do angiel­skie­go chat­tel, okre­śla­ją­ce­go mają­tek rucho­my, stąd wywo­dzi się poję­cie chat­tel sla­ve­ry. Zazna­cza tym samym zwią­zek mię­dzy ochro­ną wol­no­ści por­no­gra­fii na wzór wol­no­ści sło­wa a for­mą nie­wol­nic­twa, w któ­rym chat­tels były oso­by znie­wo­lo­ne i trak­to­wa­ne jako pry­wat­na wła­sność, któ­rych nie postrze­ga­no jako ludzi. [przyp. tłum]

[7] W 1969 roku w Min­ne­apo­lis na uli­cy Lake Stre­et powsta­ło kino, w któ­rym wyświe­tla­no fil­my por­no­gra­ficz­ne, takie jak słyn­ne „Głę­bo­kie gar­dło”. Wkrót­ce potem za rogiem otwar­to „księ­gar­nię dla doro­słych”, a po niej powsta­ły kolej­ne przed­się­bior­stwa tego typu. Bra­cia Ale­xan­der, wła­ści­cie­le kina, byli pro­mi­nent­ny­mi lokal­ny­mi biz­nes­me­na­mi i posia­da­li wie­le podob­nych biz­ne­sów w Min­ne­so­cie. Swo­imi pro­jek­cja­mi por­no­gra­fii przy­cią­gnę­li męż­czyzn zarów­no z Min­ne­apo­lis, jak i z bliź­nia­cze­go mia­sta St Paul, co skut­ko­wa­ło wzro­stem popu­lar­no­ści oko­li­cy. Wokół Lake Stre­et powsta­ła dziel­ni­ca por­no­gra­fii i pro­sty­tu­cji, a miesz­kań­cy zaczę­li skar­żyć się na mole­sto­wa­nie, jakie­go doświad­cza­ły kobie­ty w tam­tej oko­li­cy. Oby­wa­te­le pod­ję­li pozor­nie uda­ną pró­bę wywar­cia pre­sji na mia­sto, aby na pod­sta­wie prze­pi­sów o zago­spo­da­ro­wa­niu prze­strzen­nym zaka­zać obec­no­ści mate­ria­łów por­no­gra­ficz­nych w dziel­ni­cach miesz­kal­nych, wokół szkół i w pobli­żu kościo­łów. Bra­cia jed­nak pozwa­li mia­sto i wyrok został unie­waż­nio­ny. Po kolej­nej nie­uda­nej pró­bie, któ­ra zosta­ła wyko­rzy­sta­na przez poli­cję do nęka­nia gejów za „nie­przy­zwo­ite zacho­wa­nie”, akty­wi­ści skon­tak­to­wa­li się z Mac­Kin­non i Dwor­kin, któ­re stwo­rzy­ły wspo­mnia­ne Roz­po­rzą­dze­nie Anty­por­no­gra­ficz­ne, pozwa­la­ją­ce na pozwa­nie pro­du­cen­tów i dys­try­bu­to­rów por­no­gra­fii przez oso­by pokrzyw­dzo­ne, defi­niu­jąc por­no­gra­fie jako for­mę dys­kry­mi­na­cji ze wzglę­du na płeć. Roz­po­rzą­dze­nie zosta­ło uchwa­lo­ne przez radę mia­sta Min­ne­apo­lis, ale nie­ste­ty pre­zy­dent mia­sta je zawe­to­wał. [przyp.tłum]

[8] „…a nawet jeśli ist­nie­je pra­wo, to do cza­su, w któ­rym cię skrzyw­dzą, jesteś już zbyt brud­na” dla pra­wa. Pra­wo potrze­bu­je czy­stych, ale oni cię bru­dzą, więc pra­wo cię nie przyj­mie. Nie ma zbrod­ni, któ­re popeł­ni­li, a któ­re są zbrod­nia­mi w powszech­nym mnie­ma­niu, ponie­waż nie liczy­my się w zbrod­ni, co odkry­wam raz po raz, gdy pró­bu­ję się zasta­no­wić, czy to, co zro­bił, co mnie tak bar­dzo zra­ni­ło, było zbrod­nią dla kogo­kol­wiek, czy było czymś, o czym mógł­byś komuś powie­dzieć, żeby się o cie­bie zatrosz­czył, żebyś był czło­wie­kiem. ” (Zob. A. Dwor­kin, „Mer­cy” [Lon­dyn: Seeker & War­burg, 1990], s. 303-4) [tłum. red.].