Czy seks to praca? Tym pytaniem Kasia Bielecka rozpoczęła rozmowę z gabe Wilczyńską i Anną Obłękowską, dwiema członkiniami Stowarzyszenia Bez. Artykuł autorstwa dziennikarki Gazety Wyborczej pozwolił zaprezentować szerszej publice perspektywę abolicjonistyczną na współczesną formę przemysłu seksualnego. Tym razem centralnym tematem rozmowy nie były działania naszego stowarzyszenia, ale podstawy naszych przekonań i obawy dotyczące seksbiznesu. W poniższym tekście przedstawimy główne wątki poruszone w artykule pt. „«To, co nazywamy pracą seksualną, to po prostu płatny gwałt». Feministyczne działaczki chcą karać klientów prostytutek”.
Zgoda na sprzedaż
Działaczki podkreślają, że prostytucja nie może być traktowana jako zwykła aktywność zawodowa. Zamiast tego dowodzą, że jest to forma opłaconej przemocy, zwłaszcza wobec kobiet. Wskazują na fakt, że wiele osób w branży seksualnej jest zmuszanych do prostytucji lub wywierana jest na nie presja ze względu na trudne warunki życia, brak alternatywnych opcji zatrudnienia, a także status imigrantek lub uchodźczyń. Tym samym Obłękowska neguje tezę, że większość kobiet wybiera pracę w tym sektorze dobrowolnie:
„Osoby, które same wybierają pracę seksualną, istnieją. Natomiast dla nas najważniejsze jest to, że w przypadku 80 proc. lub nawet – jak mówią niektóre badania – ponad 90 proc. kobiet ten wybór jest wymuszony. Takie kobiety, pytane, czy gdyby miałby możliwość wyjścia z prostytucji, zrobiłyby to, odpowiadają «tak». Gdyby miały inne opcje, opuściłyby seksbiznes natychmiast”.
Członkinie podkreślają znaczącą różnicę między „pracą seksualną” a innymi zawodami. Konieczność wykupienia zgody na seks a konieczność wykupienia zgody na pracę jako, przykładowo, nauczycielka, są fundamentalnie różne: tylko manipulowanie zgodą seksualną nosi znamiona gwałtu. Jest to istotny aspekt, który odróżnia prostytucję od innych branży, gdzie zgoda nie jest kupowana w sposób tak dosłowny i nie dotyczy aktu seksualnego. Wilczyńska stwierdza:
„Definicja «zgody» na seks zakłada, że musi być ona nieprzymuszona. A wiele z kobiet w prostytucji nie ma wyjścia. Jeśli jesteś migrantką, uchodźczynią bez paszportu czy po prostu potrzebujesz nagle pieniędzy, to nie jest dobrowolna decyzja. A zwróćmy uwagę, że to właśnie takie kobiety, wbrew temu co czasem pokazują media, stanowią ogromną część osób w prostytucji. To nie jest praca jak każda inna”.
Mia Khalifa i trzy najgorsze miesiące jej życia
Stowarzyszenie stale podejmuje działania prowadzące do włączania przetrwanek do życia społecznego i oddaje im głos w rubryce „Wasze historie”. Mimo tego, przedstawicielki Bzu regularnie spotykają się z zarzutem o wykluczanie z feminizmu kobiet w prostytucji. Dziennikarka powołała się na niekiedy rzucany w stronę abolicjonistek termin „SWERF” (Sex Worker Exclusionary Feminist – pol. radykalna feministka wykluczająca pracownice seksualne). Wilczyńska w tendencji do obrzucania abolicjonistek obelgami znajduje drugie dno:
„Symptomatyczne wydaje się, że brak entuzjastycznego podejścia do przemysłu seksualnego został uznany za rodzaj obelgi. Na krytyczne podejście do prostytucji nie ma w polskim środowisku feministycznym miejsca. To pokazuje, do jakiego stopnia nasz obraz seksbiznesu został przeinaczony przez stosunkowo uprzywilejowane osoby, dla których prostytucja to praca jak każda inna”.
Perspektywa Bzu w artykule obejmuje także zagadnienia związane z rozprzestrzenianiem się przemysłu seksualnego w internecie, takie jak pornografia i praca na kamerkach. Wobec tego członkinie Bzu wyrażają wsparcie dla kobiet, które przetrwały nadużycia branży „filmów dla dorosłych”. Chociaż współcześnie powstają materiały pornograficzne określane mianem „etycznych”, działaczki krytykują również i tę formę przemysłu. Dowodzą, że często wiąże się ona z przemocą i wykorzystywaniem osób w nich uczestniczących, w ten sam sposób w jaki przebiega to w ramach tradycyjnego przemysłu seksualnego. Obłękowska rozwiewa mrzonki o bezpiecznej pornografii, powołując się na przykład Mii Khalify czy Amary Maples:
„Pornografia to tak naprawdę uchwycona na filmie lub zdjęciu prostytucja. Materiały zamieszczane na kanałach takich jak PornHub czy OnlyFans również są produktami przemysłu seksualnego, ale w jego bardziej współczesnym, masowym wydaniu. (…) Znamy mnóstwo przypadków kobiet, które nagrano pod wpływem substancji odurzających, wbrew ich woli, znacząco naruszając ich komfort lub narażając ich bezpieczeństwo. Niestety w internecie nic nie ginie i ślady po tych nadużyciach mogą pozostać w sieci na zawsze. Mia Khalifa czy Amara Maples (występująca wcześniej pod pseudonimem Lana Rhoades) to tylko dwie z wielu niezwykle znanych kobiet pornografii, które głośno mówią o krzywdach, których doznały w seksprzemyśle”.
Swoją historię i nadużycia jakich doświadczyła, najlepiej opisuje sama Khalifa. Warto wysłuchać jej wywiadu-świadectwa, w którym o czasie spędzonym na planie filmów pornograficznych wypowiada się jako o „najgorszych trzech miesiącach jej życia”.
Co ze szwagrami?
Bielecka zapytała również o druzgocące wypowiedzi mężczyzn-klientów, które Bez udostępniał na swoich mediach społecznościowych. Fragmenty tych wypowiedzi pochodzą ze specjalnych stron internetowych służących do oceny wyglądu i zaangażowania kobiet w prostytucji. Sposób, w jaki mężczyźni kupujący zgodę piszą o kobietach, dziennikarka uznaje za dehumanizujący. Działaczki Bzu zwracają uwagę na drastyczność wypowiedzi mężczyzn na tych portalach. O kobietach mówi się jak o produktach na półkach sklepowych. Wilczyńska zaznacza, że mężczyźni korzystający z przemysłu seksualnego bez skrępowania wyrażają upokarzające kobiety opinie i nie próbują ukrywać swoich prawdziwych przekonań:
„Kiedy tacy mężczyźni mogą otwarcie mówić o kobietach czy o dziewczynkach w przemyśle seksualnym – bo pamiętajmy, że dla wielu z nich im młodsza dziewczyna, tym lepiej – to wtedy maski opadają. Chociaż prawda jest taka, że oni nigdy tych masek nie zakładali”.
Bez podkreśla rolę mężczyzn w tworzeniu popytu na handel seksem i w piętnowaniu kobiet z doświadczeniem prostytucji. Obłękowska stwierdza przy tym, że mężczyźni, którzy nie uprzedmiatawiają kobiet, nie próbowaliby zmuszać ich do seksu za pieniądze:
„To właśnie oni napędzają popyt na prostytucję, a następnie stygmatyzują kobiety, które zmuszone są im usługiwać. Mężczyzna, który widzi kobietę jako osobę równą sobie, a nie jako przedmiot, nigdy nie wpadłby na pomysł, żeby wykupić jej zgodę na seks. Tymczasem wystarczy zerknąć na portale typu «Gdzie stoją?», na których o kobietach wypowiada się jak o zwierzętach, przedmiotach, podludziach. Jeśli się raz było na takim forum, to naprawdę przestaje się mieć wątpliwości, czy to jest przemysł dobry dla kobiet”.
Światło w tunelu
Przedstawicielki Bzu wskazują jednak również drogę, która mogłaby doprowadzić do poprawy sytuacji kobiet. Obłękowska wyjaśnia, że Bez „postuluje wprowadzenie modelu nordyckiego, powszechnego w krajach Europy Północnej”, który zakłada kryminalizację klientów oraz osób trzecich, takich jak sutenerzy czy alfonsi, a jednocześnie dekryminalizację kobiet tkwiących w tej branży.
Jak stwierdza Wilczyńska prostytucja w systemach prawnych innych niż nordycki staje się jeszcze większym zagrożeniem dla wizerunku, zdrowia i życia kobiet:
„Największymi zwycięzcami w systemach prawnych ujmujących prostytucję jak pracę jak każdą inną lub takich, które w ogóle ignorują problem prostytucji, są właśnie tzw. strony trzecie. Pod tą pozornie neutralną nazwą kryją się sutenerzy, czyli alfonsi czerpiący korzyści majątkowe z prostytucji kobiet, stręczyciele, czyli osoby namawiające do wejścia w seksbiznes, i kuplerzy, czyli ci, którzy liczą na zyski z ułatwiania prostytuowania się innym. To właśnie oni niejednokrotnie zabierają kobietom w prostytucji znaczny procent tego, co uda im się zarobić, w zamian za «ochronę» czy naganianie klientów”.