Nota od tłumaczki: Ustępy pochodzą z rozdziału drugiego książki Julie Bindel The Pimping of Prostitution. Abolishing the Sex Work Myth z 2017 roku wydanej przez Palgrave Macmillan. Selekcja podrozdziałów została dokonana przez autorkę tłumaczenia.
„Nie przewiduję sytuacji, w której nie będzie pracowników seksualnych – w Kenii, w Afryce, na świecie – bo jest na to popyt. Seks jest prawem człowieka, niezależnie od tego, czy jest darmowy, czy w grę wchodzą pieniądze”.
– Penina Mwangi, dyrektorka wykonawcza, Bar Hostess Empowerment and Support Programme, Kenia, 2015
Na współczesny ruch „praw osób pracujących seksualnych” składa się wiele perspektyw i stanowisk, ale te różne nurty mają jeden wspólny rdzeń: namiętną niechęć do jakiejkolwiek interwencji prawnej lub państwowej. Odróżnia to współczesne podejście od tego z lat 80. i 90., kiedy ruch ten wspierał szeroko zakrojoną legalizację, a w tym np. model holenderski i niemiecki. Dziś większość działaczy na rzecz praw osób świadczących usługi seksualne [ang. Sex Workers’ Rights Activists, SWRA, przyp. tłum.] sprzeciwia się legalizacji, z wyjątkiem małych grup aktywistów z Niemiec, Holandii i stanu Nevada w USA. Jednakże nawet w tych obszarach, gdzie „nieuliczny” handel seksem jest w pełni zalegalizowany, system jest ostro krytykowany przez orędowników zniesienia wszelkich regulacji. Dlatego Nowa Zelandia, która w pełni zdekryminalizowała wszelkie aspekty handlu seksualnego, stała się modelem preferowanym przez współczesnych SWRA.
Zwolennicy legalizacji często podają Holandię jako wzorcowy przykład. Kiedy tylko zalegalizowano handel seksem w 2000 roku, z Holandii przez kilka kolejnych lat wyjeżdżały delegacje do w innych krajów Europy, w celu promocji tegoż modelu prawnego. Ostatnio, a zwłaszcza od czasu dekryminalizacji wprowadzonej w Nowej Zelandii w 2003 roku, organizacje związane z SWRA niechętnie przyznają, że kiedykolwiek popierały legalizację i krytykują holenderski ustrój za nadmierny regulacjonizm.
Od początku istnienia ruch na rzecz „praw pracownic seksualnych” z powodzeniem identyfikował kluczowe problemy, z którymi borykają się kobiety w prostytucji, jak nękanie i przemoc policji czy społeczne napiętnowanie. W początkowym stadium, jak zobaczymy w poniższym rozdziale, na czele tego ruchu stały socjalistki, które analizowały prostytucję raczej pod kątem klasowym niż płciowym i które autentycznie walczyły o lepsze warunki „pracy” i sprawiedliwość dla najbardziej pozbawionych praw kobiet w handlu seksem.
Termin „praca seksualna” został ukuty na początku lat 80. przez Carol Leigh i spopularyzowany w jej antologii o tej samej nazwie z 1987 roku. Słynna feministka Kate Millett w swojej książce The Prostitution Papers [1] opowiada, jak w 1971 r. podczas konferencji ruchu wyzwolenia kobiet niektóre z SWRA bardzo oburzyły się na obecne tam feministki. Szczególny sprzeciw wzbudził panel zatytułowany „Na drodze do eliminacji prostytucji”, w którym uczestniczyli „wszyscy oprócz prostytutek”. Szybko zapanował chaos. Spór stał się tak zażarty, że doszło do rękoczynów.
Historia
W połowie lat 70. Helen Buckingham [2] wypromowała się na główną rzeczniczkę kobiet w handlu seksem na terenie Wielkiej Brytanii. Buckingham była opisywana jako „luksusowa call-girl” [3] i twierdziła, że regularnie odwiedza ją wielu bogatych szwagrów. W 1975 roku brytyjski urząd skarbowy ogłosił jej bankructwo i zażądał opłacenia przez nią podatków od jej zarobków z prostytucji. Buckingham argumentowała wówczas, że jeśli wymaga się od niej płacenia podatków, to trzeba jej pozwolić na legalną pracę. Założyła więc grupę PUSSI (Prostitutes United for Social and Sexual Integration – Zjednoczone prostytutki na rzecz integracji społecznej i seksualnej), która później zmieniła się w PLAN (Prostitution Laws are Nonsense – Prawo prostytucyjne jest bezsensowne) i sprzymierzyła się z Selmą James, założycielką International Wages for Housework Campaign [Międzynarodowa kampania „płaca za pracę domową”, przyp. tłum.], która domaga się od rządu wynagrodzeń za niezarobkową pracę kobiet w domach. Razem założyły w 1975 roku ECP (English Collective of Prostitutes – Angielski kolektyw prostytutek).
W początkowym okresie ECP były abolicjonistkami. Cele i założenia Selmy James i podobnych jej działaczek były jasne: kobietom powinno się płacić za wszelką pracę, w tym tę w domu i seks. „Za prostytutkami, przeciwko prostytucji” było ich mottem. ECP uznawało się za część ruchu klasy robotniczej, który adwokował wówczas na rzecz wyższych wypłat za mniejszą ilość pracy. Określili oni wprowadzenie prawa o kerb-crawlingu [4] jako „nowego prawa suss” („suss” to skrót od prawa stop and search w Anglii i Walii, które pozwalało policjantowi na zatrzymywanie, przeszukiwanie i potencjalne aresztowanie ludzi w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa). […]
[Według ECP, przyp. tłum.] przyczyną prostytucji było „ubóstwo i sprzeciw kobiet wobec ubóstwa”, a „koniec ubóstwa kobiet to koniec prostytucji”. Podejście ECP do prostytucji było raczej abolicjonistyczne niż pochwalne. Zamiast twierdzić, że „praca seksualna” jest emancypująca czy nawet przyjemna, ECP postrzegało ją jako wyzysk, tak samo jak całą pracę w kapitalizmie.
COYOTE (Call Off Your Old Tired Ethics – Odrzuć swoją przestarzałą moralność) została założona w USA wraz z WHO (Whores, Housewives and Others – Dziwki, gospodynie domowe i inne) w 1973 roku przez Margo St. James, która opisywała siebie jako byłą prostytutkę. St. James otrzymała pieniądze od Fundacji Point przy Glide Memorial Church w San Francisco, a później przyjęła także tysiąc dolarów od Fundacji Playboya. St. James zwerbowała pięćdziesiąt wysoko postawionych osób do utworzenia rady doradczej COYOTE, a także zaangażowała kobiety w prostytucji do prowadzenia kampanii na rzecz dekryminalizacji. Do wstąpienia do COYOTE zaproszono wszelkie zainteresowane strony, w tym studentów, nabywców usług seksualnych, polityków, pracowników mediów, aktywistów i przedstawicieli innych organizacji rzeczniczych. […]
St. James uczestniczyła w wielu międzynarodowych konferencjach w latach 70., promując pogląd, że prostytucja jest „wyzwalająca” i powinna być zdekryminalizowana i postrzegana jako „praca”. Zbieranie funduszy wiązało się z corocznym organizowaniem dobrze przyjętego Hookers’ Ball [Bal prostytutek, przyp. tłum.], na który w 1978 roku przybyło dwadzieścia tysięcy osób. Cherie Jimenez, działaczka abolicjonistyczna i osoba, która przeżyła handel seksem, wspomina to doroczne wydarzenie:
„Pamiętam, że przez kilka lat z rzędu uczestniczyłam w tak zwanym Hookers’ Ball. To była impreza kostiumowa w klubie w Cambridge, podczas której zbierano pieniądze dla PUMA (Prostitute’s Union of Massachusetts – Związek Prostytutek w Massachusetts). Był tam fundusz na kaucje więzienne dla kobiet, to na pewno pamiętam. Nadal znam niektóre z tych kobiet i nadal spieramy się o swoje stanowiska”.
Valerie Jennes pisze w swojej książce o COYOTE [5]:
„Jak stwierdziła jedna z gazet, «Było to coś pomiędzy trzęsieniami ziemi i pożarami 1906 roku a otwarciem opery» [6]”.
Chicago Tribune donosiła:
„Dla prasy to była orgia. Filmowali, fotografowali i przeprowadzali wywiady z każdą, która nie żałowała tego dnia cienia do powiek” [7].
Bardziej lokalnie, San Francisco Chronicle opisała te wydarzenia jako
„dzikie maskarady przyciągające ludzi, którzy naprawdę wiedzieli, jak się bawić [i które stały się] legendarne, mimo że trwały tylko kilka lat” [8].
Kierunek rozwoju spraw odwracał się od polityki w stronę przepychu. Nic dziwnego, że COYOTE szybko zaczął być chwalony przez liberalną męską elitę. Jennes odnotowuje, że w pierwszym roku istnienia COYOTE, Seattle Post Intelligencer donosił: „Margo jest w tym roku rozchwytywana. Dobrze usytuowani liberałowie zapraszają ją na różne wydarzenia i szukają jej towarzystwa”.
Ruch stał się mniej nastawiony na prawa pracownicze, a bardziej na motyw „happy hooker”. Była „pracownica seksualna” Xaviera Hollander twierdzi, że to ona ukuła termin „szczęśliwa prostytutka”, choć prawdopodobnie wymyślił je Robin Moore, który była współautorem bestsellerowej książki o tej samej nazwie na podstawie życia Hollander. Książka stała się międzynarodowym bestsellerem, została zaadaptowana na film w 1975 roku z Lynn Redgrave w roli głównej, a także została wystawiona jako sztuka teatralna i opera.
Mimo wpływu, jaki książka wywarła na kulturę popularną, teraz wiadomo już, że twór niemal w całości jest fikcją, a dwóch ghostwriterów sfingowało relację z życia Hollander w seksbiznesie. Nie mogli nawet zdecydować, czy bohaterka książki jest sutenerką, czy też „dziwką”.
„[Moore] właściwie zatrudnił Yvonne Dunleavy, która w tamtym czasie była znaną dziennikarką. To ona napisała tę książkę. Nagrywali mnie, po prostu zadając [mi] pytania o moje życie i wyrzucili z siebie te rozdziały w ciągu trzech miesięcy”, powiedział mi Hollander. „Ona to napisała, on tylko zredagował. Na próżno próbował napisać rozdział, bo wychodziło z tego absolutne gówno”.
Kiedy zapytałam Hollander, jak długo sprzedawała seks, zanim zaczęła żyć z zarobków innych kobiet, odpowiedziała:
„Fizycznie byłam w prostytucji przez około pół roku, aby nauczyć się tego fachu. Przeprowadziłam się z mieszkania w kształcie litery L do pięciopokojowego penthouse’u w mgnieniu oka”.
Prostytucja jest „pracą” lub „zatrudnieniem”
W 1985 roku, 15 lat przed tym, jak holenderski rząd zniósł zakaz prowadzenia domów publicznych organizacja De Rode Draad (Czerwona Nitka – finansowany przez rząd „związek” osób uprawiających prostytucję) [9] zorganizowała kongres, który doprowadził do powstania International Committee for Prostitutes’ Rights (ICPR) [Międzynarodowego Komitetu Praw Prostytutek, przyp. tłum.]. Projekt Światowej Karty Praw Prostytutek został opracowany i sfinalizowany na drugim międzynarodowym kongresie w 1986 roku. „Oświadczenie w sprawie prostytucji i feminizmu” deklaruje, że prostytucja jest „legalną pracą” [10]. Światowa Karta broni nabywców seksu, wyjaśniając, że: „klient, podobnie jak prostytutka, nie powinien […] być kryminalizowany ani potępiany na gruncie moralnym”.
„W szczytowym okresie istnienia Czerwona Nitka liczyła jednak tylko 100 członkiń i członków spośród około 25 000 prostytuujących się osób w całej Holandii. Nigdy nie prowadziła sprawy w imieniu „pracownika” w sądzie i nie dokonała żadnej konkretnej zmiany w „pracującym” życiu prostytuujących się osób. Była to machina propagandowa na rzecz legalizacji i zapewniała, że Holendrzy byli postrzegani jako „najnowocześniejsi” w swoim podejściu do skomplikowanych problemów społecznych. Czerwona Nitka straciła swoje rządowe wsparcie w tym samym czasie, gdy międzynarodowe media zaczęły donosić o napływających z Holandii dowodach, które pokazywały, że legalizacja była całkowitą katastrofą” [11].
[…]
Uzwiązkowienie
Międzynarodowy Związek Pracowników Seksualnych (IUSW) jest grupą lobbystyczną, która prowadzi kampanię na rzecz całkowitej dekryminalizacji handlu seksualnego. Aktywiści „sex work” uznają, że w prostytucji istnieją „minusy”, takie jak przemoc, stygmatyzacja, słabe wynagrodzenie i warunki zatrudnienia oraz niepewność pracy i zatrudnienia. Uważa się jednak, że wynikają one z tego, jak społeczeństwa postrzegają kwestię „pracy seksualnej” i są obecne również w innych obszarach zatrudnienia.
„Praca w handlu seksualnym jest często dla migrantów sposobem na uniknięcie niewdzięcznych i czasem wyzyskujących warunków, z jakimi się spotykają w dostępnych dla nich zawodach wymagających niskich kwalifikacji, takich jak: praca w restauracjach i barach, sprzątanie, pakowanie żywności itp.” powiedział Nicolas (Nick) Mai.
Mai to mieszkający w Wielkiej Brytanii naukowiec i filmowiec, którego badania nad imigranckimi „pracownikami seksualnymi” w Wielkiej Brytanii, jak zobaczymy w rozdziale siódmym, zostały wykorzystane do przekonania wielu polityków, że obawy dotyczące handlu ludźmi były w dużej mierze „paniką moralną” [12].
Organizacje pro-sexwork argumentują, że traktowanie prostytucji jako „pracy seksualnej” ułatwiłoby zajęcie się przypadkami „przymusowej” prostytucji i handlu ludźmi. Poprzez uznanie prostytucji za „legalną formę pracy”, kobiety w prostytucji miałyby dostęp do szeregu zasobów, które by je chroniły (ustawodawstwo, skargi i zażalenia, oficjalnie uznane związki zawodowe).
Istnieje kilka kluczowych taktyk stosowanych przez „działaczy na rzecz praw pracowników seksualnych” w celu promowania powszechnej dekryminalizacji.
Aktywiści ci promują ogólną dekryminalizację handlu seksualnego i lobbują przeciwko kryminalizacji nabywców usług seksualnych, obwiniając feministyczne abolicjonistki za niebezpieczeństwa i nadużycia, z jakimi spotykają się osoby w prostytucji i nazywając je „whorephobicznymi”.
Ale podczas gdy trzecia fala „fajnych feministek” rozdziera szaty na samą myśl, że wielomiliardowy kapitalistyczny seksprzemysł nie jest wyłączony spod krytyki, najgłośniejszy nurt SWRA w Wielkiej Brytanii i kilku innych krajach europejskich był związany z szerszym ruchem antykapitalistycznym. Akademik, antropolog i aktywista polityczny Chris Knight jest jednym z założycieli IUSW. Przeprowadziłam z nim wywiad w 2010 roku, kiedy tworzyłam artykuł na temat tego tzw. związku. W tym czasie Knight mieszkał w namiocie na Parliament Square w Londynie, w Wielkiej Brytanii, w ramach protestu antywojennego. Powiedział:
„Cały sens zakładania związku jest taki, aby zakończyć prostytucję. Ale są różne sposoby, by to osiągnąć. Marks powiedział, że wszyscy robotnicy są prostytutkami. Jeśli chcemy skończyć z prostytucją, musimy skończyć z kapitalizmem”.
Ana Lopes, akademiczka i kolejna założycielka IUSW, powiedziała:
„Nazwa «Międzynarodowa Unia Pracowników Seksualnych» powstała podczas dyskusji z Chrisem Knightem. Na pierwszym spotkaniu ustalono, że głównym celem grupy będzie uznanie pracy seksualnej za pracę zgodną z prawem. Dlatego sensowne było podążanie śladami innych pracowników i domaganie się naszego miejsca w głównym nurcie ruchu związkowego. Słowo «międzynarodowy» wzięło się z naszego przekonania, że przemysł stał się globalny, a zatem udana mobilizacja pracowników powinna również pokonać granice państwowe”.
IUSW nie jest jednak prawdziwym związkiem zawodowym, co odkryłam zarówno od informatorów, jak i z szeroko zakrojonych badań. Oferując swoim członkom jedynie zniżki na zajęcia z samoobrony i produkty bieliźniarskie, IUSW bliżej jest do rzecznika sutenerów i kunktatorów. IUSW został założony w 2000 roku, 3 lata przed tym, jak brytyjski związek zawodowy GMB [12] poparł go i pozwolił na utworzenie „oddziału pracowników seksualnych” w 2003 roku. Oficjalnie, IUSW określił się jako jedynie skrzydło kampanijne oddziału pracowników seksualnych, ale pozwoliło osobom postronnym wierzyć, że jest faktycznym oddziałem działającym w ramach związku. Takie organizacje są politycznie motywowanymi grupami lobbystycznymi, które prowadzą kampanię na rzecz całkowitej dekryminalizacji handlu seksualnego, stąd liczba zaangażowanych alfonsów i kuplerów. Skrzydło kampanijno-lobbystyczne było jedyną działalnością IUSW, wbrew powszechnej opinii, że organizacja funkcjonuje jako związek zawodowy zrzeszający osoby w prostytucji [przyp. tłum]. W organizacji było niewiele osób, które rzeczywiście sprzedawały seks na życie. Ponadto, Thierry Schaffauser został wydalony z IUSW krótko po rozmowie udzielonej Julie Bindel (przyp. tłum.).
Jedną z osób, które należały do IUSW był Douglas Fox – kiedyś znana twarz organizacji. On i jego partner John Dockerty prowadzili Christony Companions, jedną z największych agencji towarzyskich w północno-wschodniej Anglii. Fox wykorzystał członkostwo w GMB jako sposób na legitymizację swojego biznesu. W rzeczywistości logo GMB było używane niczym znak towarowy na stronie internetowej Christony Companions jako sposób na poparcie jego „produktu”: kobiet. Douglas Fox, poprzez członkostwo w IUSW i nadużywanie loga GMB zbudował swoją markę „pracownika seksualnego” [będąc w rzeczywistości sutenerem, przyp. tłum]. Wielu członków IUSW było też badaczami, niektórzy prowadzili swoje dochodzenia nad „pracą seksualną”. […] IUSW, w czasach swojej świetności, była prowadzona przez menedżerów, którzy popierali Partię Konserwatywną [Douglasa Foxa, przyp. tłum.]. Wiele z tych „związków zawodowych” często jedynie tworzy pozory organizacji broniących praw pracowniczych, aby wyglądać atrakcyjniej dla fundatorów.
„Open Society George’a Sorosa, które finansuje Women Network for Unity (WNU, z ang. Sieć kobiet dla jedności) w Kambodży, jest jedną z takich grup, które życzliwie patrzą na organizacje twierdzące, że pomagają «pracownikom seksualnym» organizować się i osiągać autonomię. Open Society hojnie obdarowuje Sex Workers Education and Advocacy Task Force (SWEAT, z ang. Grupa zadaniowa ds. edukacji i rzecznictwa pracowników seksualnych) i inne pro-prostytucyjne organizacje pozarządowe na Globalnym Południu, takie jak te w Kenii, Kambodży i Indiach.
Federacja Rosyjska, która graniczy z Europą i Azją, charakteryzuje się ogromnym handlem seksualnym i jest znana jako centrum dla sutenerów i handlarzy.
Irena Maslova jest koordynatorką Silver Rose, organizacji pozarządowej w Rosji, która prowadzi kampanię na rzecz legalizacji handlu seksualnego. Maslova powiedziała mi: «Mam za sobą 3 miliony pracowników seksualnych [w całej Rosji]». Silver Rose została założona w 2003 roku i w tym czasie była małą organizacją rzeczniczą. Do 2011 roku zdobyła międzynarodowe finansowanie, częściowo od Open Society George’a Sorosa, i rozszerzyła się do 30 miast w całej Rosji. Jednak w trakcie moich rozległych badań nie znalazłam żadnych dowodów na to, że istnieją jakiekolwiek ustalenia trybunału pracy, ani żadnych pozytywnych historii o uzwiązkowieniu prostytucji. Żadna z byłych prostytuujących się kobiet, z którymi rozmawiałam w całej Federacji Rosyjskiej, nie wiedziała też o takim «związku», nie mówiąc już o tym, że z niego skorzystała” [11].
Kambodża: fałszywe związki zawodowe
[…]
W Kambodży umówiłam się na spotkanie z grupą kobiet, które były członkiniami związku zawodowego pracowników seksualnych w Phnom Penh, który został założony przez Women Network for Unity (WNU). WNU powstało jako odnoga Womyn’s Agenda for Change (WAC) po otrzymaniu funduszy od Open Society Foundation [14], organizacji filantropijnej zaangażowanej w budowę demokratycznych społeczeństw [15]. W pierwszym roku działalności (2003-2004) WNU i WAC gościły u siebie dwie przedstawicielki INSW. Dwie członkinie WNU wzięły udział w konferencji na temat praw pracowników seksualnych w Hong Kongu 1 maja 2004 r., a dwie osoby świadczące usługi seksualne uzyskały stypendium pokrywające koszty udziału w konferencji ONZ na temat AIDS w Tajlandii. Tak więc WAC (również finansowany przez Open Society) miał od samego początku wyraźną agendę pro-prostytucyjną.
Nasze spotkanie [z kobietami zrzeszonymi we WNU, przyp. tłum.] zaplanowano na godzinę 8 rano i zdecydowano, że zabiorę ze sobą tłumacza z innej kambodżańskiej kobiecej organizacji pozarządowej. Po przybyciu na miejsce zaskoczył nas fakt, że jedna z członkiń zarządu WNU również postanowiła wziąć udział w spotkaniu. Otrzymałam od niej e-mail na kilka dni przed moim przyjazdem do Kambodży, w którym prosiła mnie o wcześniejsze przesłanie pytań, aby mogła zapewnić kobiety, że moje badania będą dla nich bezpieczne i korzystne. Zrobiłam to, załączyłam również kilka pytań dotyczących korupcji i brutalności policji. Widząc członkinię zarządu, która sama nie zajmowała się prostytucją, założyłam, że dokonuje ona pewnego rodzaju „gatekeepingu” w imieniu kobiet.
Jednak wszystko stało się jasne, gdy kobiety pojawiły się na miejscu, po całej nocy pracy. Były ciepłe, otwarte i zdesperowane, aby opowiedzieć swoje historie o codziennej przemocy i nadużyciach, których doświadczają od kupujących seks, i o tym, jak bardzo nienawidzą sprzedawania seksu w celach zarobkowych. Rozmawiały między sobą, ignorując moje pytania i po prostu opowiadając o tym, jak straszne jest ich życie. Członkini zarządu regularnie im przerywała i często mówiła w ich imieniu. Zapytałam: „Jakie macie korzyści z bycia w związku zawodowym?” i otrzymałam odpowiedź nie od kobiet, ale od członkini zarządu. Przez solidne pięć minut opowiadała o korzyściach dla członkiń: na przykład, jeśli kobiety zostaną pobite przez policję, otrzymają szkolenie na temat swoich praw; jeśli zostaną aresztowane, WNU zapewni im jedzenie w czasie, gdy nie będą mogły pracować; a jeśli jedna z kobiet umrze, pomoże kupić trumnę. Znajomość ich praw „wzmacnia je”, powiedziano mi.
Prostytuujące się kobiety siedzące na podłodze obok mnie nie wyglądały na wzmocnione. Dwie z nich miały ze sobą dzieci, oba urodzone w wyniku prostytucji – ich biologicznymi ojcami byli klienci. Inna była w ciąży z dzieckiem klienta. Przynajmniej jedna była nosicielką wirusa HIV. Wszystkie były wielokrotnie gwałcone. Każda z nich powiedziała mi, że mogłyby się wyrwać z prostytucji, gdyby tylko miała 200 dolarów na zakup formalnych dokumentów tożsamości, bowiem tylko w ten sposób mogłyby zapewnić sobie legalne zatrudnienie, np. w branży usługowej lub fabryce. Kiedy zapytałam, czy WNU mogłoby im w tym pomóc, zapadła cisza.
W międzyczasie, przedstawiciele WNU twierdzą, że zrzeszają 6500 kambodżańskich „pracownic seksualnych”, które walczą o „prawa pracowników seksualnych”. Żadna z kobiet, jak powiedział mi tłumacz, nie użyła terminu „praca seksualna”, aby opisać to, co robią, ani „pracownica seksualna”, aby opisać, kim są. Jednym z celów WNU jest „zakwestionowanie retoryki dotyczącej pracy seksualnej, zwłaszcza tej związanej z ruchem przeciwko handlowi ludźmi i «rehabilitacją» osób świadczących usługi seksualne”. Wszystkie kobiety pytały, gdzie mogą uzyskać pomoc, aby uciec z piekła, w którym się znalazły. Podczas gdy one to znoszą, członkowie zarządu WNU i szczodrze opłacani pracownicy podróżują po regionie, przemawiając na konferencjach dotyczących praw pracowników seksualnych, zniekształcając głosy wykorzystywanych kobiet.
Kobiety, które spotkałam w Kambodży, naprawdę skorzystałyby na połączeniu się z ruchem abolicjonistycznym prowadzonym przez przetrwanki. Każde pojedyncze słowo wypowiedziane przez te kobiety pokazało mi, jak bardzo nienawidzą prostytucji. One otwarcie błagały o alternatywę, podczas gdy koordynatorka nieustannie wchodziła im w słowo. Koordynatorka powiedziała mi, że była na regionalnej konferencji z innymi działaczami na rzecz praw pracowników seksualnych. Powiedziała mi, że 50 000 „pracowników seksualnych” w Kambodży zapisało się do tego tak zwanego związku. Kobiety, z którymi rozmawiałam, nie wiedziały, że są działaczkami na rzecz praw pracownic seksualnych.
Doświadczenie tych kobiet zostało skolonizowane. Zostały wykorzystane przez tę organizację pozarządową do promowania idei, że legalizacja będzie w jakiś sposób dla nich korzystna. Przerażające opowieści kobiet o przemocy, jakiej dopuszczali się wobec nich klienci, pozostały ze mną do dziś. Ale wszystko, o czym mogła mówić koordynatorka, to nadużycia i wykorzystywanie kobiet z rąk policji. Nie ma wątpliwości, że policja traktuje kobiety w prostytucji w Kambodży w sposób okropny, podobnie jak w innych miejscach. Nie ma też wątpliwości, że dekryminalizacja kobiet sprzedających seks pomogłaby niezmiernie. Koordynatorka nie była jednak zainteresowana opowieściami kobiet o codziennych nadużyciach w prostytucji, których dopuszczają się sutenerzy i kuplerzy. Było oczywiste, że nie pasowało to do jej narracji.
Kobiety nie spały całymi nocami, były wykorzystywane i maltretowane, by zdobyć tyle pieniędzy, by móc pozwolić sobie na jedzenie, by nakarmić swoich bliskich. Najwyraźniej nie miały pojęcia, jak wyglądałby ruch ocalałych. Nie miały pojęcia o aktywizmie politycznym, który stawiałby ich doświadczenia na pierwszym miejscu i który szanowałby ich rzeczywistość. Różnica między tym, czy nadal będą maltretowane na ulicach Phnom Penh, czy na prowincji, nie polegała tylko na tym, że potrzebowały 200 dolarów na dokumenty tożsamości, które pozwoliłyby im ubiegać się o pracę. Największą barierą była organizacja pozarządowa, która miała im pomóc. Ta organizacja pozarządowa uważała, że koncepcja „praw pracownic seksualnych” jest ponad wagę życia samych kobiet. Zapytałam członka zarządu, czy planują zebrać pieniądze, aby pomóc kobietom wyjść z prostytucji. Odpowiedziała mi: „Nie”.
Bibliografia:
[1] Millet, K. (1971). The Prostitution Papers.
[2] Prawdziwe imię: Bridget Allerdyce.
[3] Sutcliffe-Braithwaite, F. (2016). New Perspectives From Unstructured Interviews: Young Women, Gender, and Sexuality on the Isle of Sheppey in 1980. SAGE Open, 6(4). https://doi.org/10.1177/2158244016679474
[4] Kerb-crawling – (dosł. „pełzanie po krawężniku”); praktyka bardzo powolnej jazdy samochodem przy chodniku w celu zaczepiania kobiet, które zajmowały się prostytucją uliczną [przyp. tłum.].
[5] Jennes, V. (1974). First Annual Hookers’ Ball.
[6] James, Withers, Haft & Theiss (1977). The Politics of Prostitution. s. 73.
[7] Keegan, A. (1974). World’s oldest profession has a night off. Chicago Tribune, 10 lipca 1974, s. 1.
[8] Rubin, S. (1986). COYOTE’s new leadership. San Francisco Chronicle, 25 luty 1986.
[9] De Rode Draad, pl. Czerwona Nić – to organizacja działająca od 1975 do 2012 w Holandii. Od 1987 do 2009 otrzymywała granty od rządu Holandii na kwotę 200,000 euro, która w 2006 roku została zmniejszona do 100,000 euro, i wycofana zupełnie w 2009, skutkując bankructwem organizacji w 2012. [przyp. tłum.]
[10] Pheterson, G. (1989). A vindication of the rights of whores. Seattle, WA: the Seal Press. oraz Pheterson, G. (1986) The whore stigma: Female dishonor and male unworthiness. The Hague: Ministry of Social Affairs and Employment
[11] Fragmenty pochodzą z tekstu Bindel opublikowanym w ramach promocji książki, który zawiera fragmenty z tłumaczonego rozdziału i dodatkowe dane. (przyp. tłum.) Bindel, J. (2017) A Union of Pimps and Johns, w: Truthdig. Dostęp: https://www.truthdig.com/articles/a-union-of-pimps-and-johns/
[12] ICRSE (2009) Update: ESRC releases first findings on ‘Migrants in the UK sex industry’. Dostęp: http://www.sexworkeurope.org/es/news/icrse-past-articles/update-esrc-releases-first-findings-migrants-uk-sex-industry.
[13] Ogólny związek zawodowy w Wielkiej Brytanii, który liczy ponad 631 000 członków.
[14] Open Society Foundations. Dostęp: https://www.opensocietyfoundations.org/.
[15] Open Society Foundations. Dostęp: https://www.opensocietyfoundations.org/.